Czas populizmu

2 dni temu

Widmo krąży po świecie – widmo populizmu. Wszystkie potęgi ancien régime’u połączyły się dla świętej nagonki przeciw temu widmu. Przewodnicząca Komisji Europejskiej i „postępowi” miliarderzy, Macron i Tusk, amerykańscy demokraci i niemieccy policjanci. Gdzie jest taka partia opozycyjna wobec (neo)liberałów, która by nie była okrzyczana za populistyczną przez swych przeciwników będących u władzy, przy pieniądzach i wpływach, w „wolnych mediach”, „niezależnych instytucjach” oraz „organizacjach pozarządowych”?

Powyższa parafraza pierwszych zdań niemodnego dzisiaj Manifestu, autorstwa niemodnych brodaczy, to nie tylko prowokacyjna igraszka słowna. To także rozpoznanie faktu, iż władcy obecnego porządku nienawidzą populistów tak, jak niegdyś nienawidzili socjalistycznego ruchu robotniczego. Że sztandar populizmu bywa dzisiaj dla poniewieranych i wykluczonych tak samo pełen nadziei, jak niegdyś był sztandar czerwony. Ten sam, który w starej pieśni „płynął ponad trony” dawnych panów i władców, niosąc „zemsty grom, ludu gniew”.

Te analogie nie są oczywiście doskonałe, stuprocentowe. Byłoby dziecinne zestawiać tak odległe realia jeden do jednego. Ani populiści nie są doskonali i pozbawieni wad, zresztą nie były ich pozbawione rozmaite odłamy czy postaci dawnych radykalizmów. Ani sytuacja nie jest identyczna jak wtedy. Ani dążenia czy sposoby artykulacji oczekiwań jednych i drugich nie są bliźniacze.

Kustosze lewicowej tradycji obraziliby się za porównanie jej do teraźniejszych „faszystów”. A niejeden z populistów gorliwie odżegnałby się od skojarzeń z dawnymi socjalistami. Ale już dzisiejszy liberalny głuptas lub cwany propagandysta związany z tym obozem wypowiedzieliby jednym tchem „zagrożenia dla liberalnej demokracji”: komunizm, socjalizm, faszyzm, populizm.

Pewne jest, iż populizm jest znienawidzony przez elity. I iż jest – lub bywa – próbą artykulacji głosu słabych, wkurzonych, wykluczonych, odartych z godności i nadziei. Ma on niejedno imię i niejeden postulat, a pojemny worek z napisem „Populiści” to często tyleż bezradność poznawcza liberałów, ile ich iście goebbelsowska zagrywka, aby wszystkich przeciwników opluć jednako, bez oglądania się na spore różnice między opluwanymi.

W tym numerze „Nowego Obywatela” przyglądamy się oplutym. Bez uprzedzeń. Bez idealizowania. Bez uproszczeń. W wielu krajach, piórem wielu autorów i rozmówców wywodzących się z różnych opcji i środowisk. Nie twierdzimy, iż każdy populista jest aniołem i zbawcą i iż wszyscy oni mają zawsze rację. Ale zarazem nie mamy nic wspólnego z bezmyślnością/jednomyślnością i zadowoleniem liberałów, gdy coraz większe rzesze społeczeństwa odrzucają ich narrację i gdy wciąż rośnie sumaryczna fala poparcia dla populistów.

Populizm wywołuje strach elit, a do jego zwalczania rzucono ogromne siły polityczne, medialne i finansowe. I pewne jest, znów parafrazując dawny Manifest, iż klasy ludowe, współcześni ciemiężeni i wykluczeni, nie mają w dzisiejszym świecie nic do stracenia prócz swych kajdan. Do zdobycia mają cały świat. A przynajmniej chleb i godność w swoich krajach.

PS. jeżeli „Nowy Obywatel” ma się przez cały czas ukazywać i poruszać tematy, jakich wcale lub prawie nie znajdziecie w innych mediach, potrzebne jest Wasze wsparcie – spójrzcie proszę na sąsiednią stronę.

Idź do oryginalnego materiału