Bobry – zwierzęta, które przez wieki były tępione, dziś są pod ochroną, ale tylko na papierze. Z jednej strony uznawane za inżynierów ekosystemów, z drugiej – zwalczane przez administrację publiczną z determinacją godną walki z gatunkiem inwazyjnym. Na niszczenie tam bobrowych i odstrzał tych zwierząt wydawane są miliony złotych, podczas gdy państwo wypłaca rolnikom gigantyczne rekompensaty za straty spowodowane suszą. To już nie paradoks, to klasyczna urzędnicza schizofrenia, w której walczy się z rozwiązaniem problemu, a potem hojnie finansuje jego konsekwencje.
Wróg czy sprzymierzeniec? Państwo nie może się zdecydować
Bobry potrafią zmienić krajobraz jak niewielu innych przedstawicieli fauny. Ich działania zwiększają retencję wody, poprawiają mikroklimat i pomagają w odbudowie tego, co sukcesywnie niszczymy – zasobów wodnych. Jakie usługi ekosystemowe świadczą bobry? Odpowiada dr Andrzej Czech:
Jest ich mnóstwo! Bobry budują tamy i zwalniają nurt. Dzięki temu stabilizują poziom wód gruntowych, przyczyniają się do zmniejszania zagrożenia suszą i powodziami. Więcej wody to też mniejsze zagrożenie pożarami i chłodzenie wód. W skali kraju to choćby 200 mln m3 wody w najważniejszych miejscach – maleńkich potokach i strugach. Chronią wodę w tych miejscach, gdzie spada deszcz i gdzie zaczyna się i powódź, i susza. Chronią też i tworzą mokradła, hipercenne ekosystemy wiążące dwutlenek węgla i inne gazy cieplarniane.
Zatem w teorii to nasi sojusznicy w walce z narastającą suszą. Ale tylko w teorii. W praktyce administracja publiczna konsekwentnie prowadzi politykę eksterminacji bobrów – zatwierdzane przez RDOŚ odstrzały, rozbiórka tam i śmiesznie niskie rekompensaty za szkody bobrowe sprawiają, iż mamy do czynienia z działaniami, które w dłuższej perspektywie mogą tylko pogłębić problemy z dostępnością wody dla przyrody, ale przede wszystkim dla nas.
Wartość bobrowej tamy to coś więcej niż koszt jej zniszczenia
Co roku 3-4 mln zł – tyle Wody Polskie wydają na usuwanie tam bobrowych. Oficjalny powód? Ochrona infrastruktury i bezpieczeństwo przeciwpowodziowe. Brzmi rozsądnie? Do momentu, gdy spojrzymy na to z innej perspektywy.
Bo oto kwota, która rzuca inne światło na te działania: 1 mld zł. A dokładnie 1,0068 mld zł – tyle za 2023 r. państwo (poprzez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa; ARiMR) wypłaciło rolnikom w ramach rekompensat za suszę i inne zjawiska atmosferyczne. Tak, dobrze czytasz. Miliard złotych na skutki problemu, który administracja sama pogłębia, przeznaczając wcześniej miliony na niszczenie naturalnych zbiorników retencyjnych.
I jeszcze jeden detal – 43,5 tys. zł. Tyle wyniosły, jak podaje Główna Dyrekcja Ochrony Środowiska (GDOŚ), rekompensaty za szkody wyrządzone przez bobry w tym samym roku. Kwota tak niska, iż w budżecie państwa ginie gdzieś między kosztami papieru do urzędowych drukarek a papieru toaletowego.
Państwo zwalcza jeden z najbardziej efektywnych, naturalnych systemów retencyjnych, po czym płaci miliardy za konsekwencje ich braku. Gdzie tu sens? Gdzie tu logika? A może… chodzi o coś zupełnie innego?

555 bobrów do odstrzału. Ekonomia? Ekosystem? A może zwykły absurd?
555 – ta liczba w ostatnich tygodniach pojawia się w mediach wyjątkowo często. Zapytaliśmy u źródła – Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Rzeszowie – co dokładnie oznacza. Odpowiedź:
Magiczna cyfra 555 to suma rocznych limitów z trzech lat obowiązywania zarządzenia dotyczącego zezwoleń na czynności podlegające zakazom w stosunku do bobra europejskiego.
Mówiąc prościej: w ciągu najbliższych trzech lat w jednym tylko regionie celowo zostanie zabitych 555 bobrów. A to tylko Podkarpacie – w pozostałych województwach nie jest lepiej. Zadajemy zatem kolejne pytanie: czy są jakiekolwiek argumenty przyrodnicze przemawiające za odstrzałem bobrów? RDOŚ w Rzeszowie odpowiada:
Jako RDOŚ nie mamy powodów ani potrzeby ograniczania populacji bobra europejskiego. Taka potrzeba wynika z uwarunkowań ekonomiczno-społecznych.
Brzmi jak paradoks? Bo nim jest. Nie ma przyrodniczych podstaw do odstrzału bobrów, ale mimo to wydawane są pozwolenia. Co to za uwarunkowania ekonomiczno-społeczne? jeżeli spojrzymy na liczby – ekonomia nie ma tu nic do rzeczy. Bobrowe tamy zwiększają retencję wody i pomagają w walce z suszą, a mimo to wydawane są miliony na ich niszczenie, by potem płacić miliardy rolnikom za skutki niedoborów wody.
Społeczna niechęć? Tak, ale nie dlatego, iż bobry rzeczywiście wyrządzają ogromne szkody. Rolnicy po prostu nie mają interesu zapraszać takich gości do siebie. jeżeli mogą ubiegać się o odszkodowanie za straty suszowe, to po co pozwalać bobrom na zalanie pól i ograniczenie tych strat? Po co dbać o naturalną retencję, skoro system płatności działa w taki sposób, iż bardziej opłaca się jej brak?
Stanąć w obronie bobrów? Łatwiej niż się wydaje. Bo to nie one są winne, tylko system, który pozwala na ich eksterminację, choć w skali ekosystemu są jednymi z naszych największych sojuszników w walce z suszą. Zgodnie z prawem – jeżeli bobry nie pójdą na wycieczkę poza obszar Natura 2000 – są bezpieczne. jeżeli wyściubią nos – mogą zostać zabite.
Czy powinniśmy spojrzeć na ich działalność szerzej niż tylko przez pryzmat szkód? Oczywiście. Rolnicy i inne podmioty powinny otrzymywać realne rekompensaty za straty, ale nie za skutki suszy tam, gdzie można jej uniknąć. Bo rzeki, potoki i bagna nie znają granic administracyjnych. Ich ciągłość to warunek zdrowia ekosystemu, a tym samym naszego.
Gdyby bobry miały lobbystów… Kto stanie w ich obronie?
W jaki sposób obecna polityka zarządzania populacją bobrów wpływa na gospodarkę wodną, szczególnie w kontekście zmian klimatycznych i narastających problemów z niedoborem wody? O komentarz poprosiliśmy dra Andrzeja Czecha.
Nie mamy w ogóle polityki zarządzania populacją bobrów. Każda instytucja, która zajmuje się bobrami albo ich konstrukcjami (Wody Polskie, regionalne dyrekcje ochrony środowiska, Lasy Państwowe itd.), działa bez synchronizacji i bez brania pod uwagę roli bobrów w łagodzeniu zmian klimatycznych i problemów z wodą. Dla każdej z nich bobry to problem, nieprzewidywalny element środowiska. Jednym słowem to kłopot. To tak głupie, iż aż nie chce mi się komentować.
Problem w tym, iż to nie bobry są kłopotem, tylko brak strategii. Podczas gdy w wielu krajach analizuje się wpływ tych zwierząt na magazynowanie wody i adaptację do zmian klimatu, w Polsce przez cały czas są traktowane jako szkodniki. Nikt nie liczy, ile ich działalność oszczędza na retencji wody, na ograniczaniu suszy czy poprawie stanu ekosystemów. Zamiast tego, państwo wydaje miliony na ich usuwanie, by potem wydawać miliardy na niwelowanie skutków ich braku.
Czy wartość usług ekosystemowych świadczonych przez bobry została już w Polsce oszacowana?
– Nie, ale kroi się niezależna, pozarządowa inicjatywa, która oceni wartość usług dostarczanych przez bobry. Na razie nie mogę powiedzieć więcej, ale szykuje się coś ciekawego – zdradza dr Czech, jej pomysłodawca.
Tymczasem badania i przykłady ze świata już dawno dowiodły, iż tamy bobrowe zwiększają retencję wody, poprawiają jakość ekosystemów wodnych i od wód zależnych, zmniejszając tym samym ryzyko wystąpienia suszy i powodzi. W USA ich działalność oszacowano na setki milionów dolarów rocznie. W Szkocji badania wykazały, iż bobry przywracają bioróżnorodność i zmniejszają erozję gleb. W Czechach te zwierzęta zaoszczędziły miliony, realizując zaplanowany przez administrację projekt w jedną noc.
A w Polsce? W Polsce wciąż czekamy, aż ktoś policzy, co bardziej się opłaca: bobry czy ich eksterminacja.
PS. Nie trzeba nikogo przekonywać, jak najważniejsze jest edukowanie na temat wody, nie tylko dorosłych, ale głównie dzieci. Dla tych, które pragną zgłębić tajemnice przyrody, przygotowaliśmy książkę, która niedługo ukaże się na rynku. Po co bobry budują tamy? to publikacja wyjaśniająca w przystępny sposób, dlaczego te pracowite gryzonie są tak ważne dla naszych ekosystemów.