B.Ratter: Miesiąc wyzwolenia państwa naszego, stał się dla tej części państwa miesiącem żałoby

solidarni2010.pl 10 miesięcy temu
Felietony
B.Ratter: Miesiąc wyzwolenia państwa naszego, stał się dla tej części państwa miesiącem żałoby
data:17 listopada 2023 Redaktor: Anna

W listopadzie 1918 r. stał się wypadek bynajmniej nie historyczny, ale taki sobie, zwykły. Z dworca wiedeńskiego, przeszedł przez ulicę Marszałkowską na ulicę Moniuszki człowiek, którego stanowisko nazywali Józefem Piłsudskim– fragment przemówienia Komendanta z lipca 1925 r cytowany w Panteonie Polskim z listopada 1930 roku. W artykule Małopolska Wschodnia 1918 inne wspomnienie:
Listopad 1918 r. - miesiąc wyzwolenia państwa naszego, stał się dla tej części państwa -miesiącem żałoby, cierpień i zniszczenia. Całe wioski polskie po ograbieniu palono, mordowano gospodarzy, którzy bronili swojego dobytku. Do ognia rzucano chłopców, w których się obawiano przyszłych polskich żołnierzy. Urzędowo stwierdzono choćby wypadek wbicia na pal- sposób stracenia. który czytelnik europejski zna już tylko z powieści Sienkiewicza. Ci co przeżyli te okropne tygodnie listopadowe w części Lwowa, zajętej przez Rusinów, potrafią opisać strach, jaki budził żołnierz rusiński na mieście.

(…) W czasie nocnej rewizji u znakomitego lekarza, profesora uniwersytetu Dra Gluzińskiego, wywleczono z łóżek kobiety. Profesor przypomniał sobie, iż schował trzy rewolwery zardzewiałe i wskazał miejsce ich przechowania, a gdy żona jego tłumaczyła, iż są one niezdatne do użytku, prowadzący rewizję kapitan odrzekł, iż spróbuje ich chętnie na głowach synów. Wiele przedmiotów znikło w czasie przeszukiwania szaf i szuflad. Na zakończenie rewizji rzucono bomby do mieszkania. Podczas wyprowadzenia aresztowanych, jednego z synów, dra praw i filozofji, rzucono ze schodów, bito kolbami po głowie i kopano. Oficer polecił potem w więzieniu aresztowanych w tym domu rozstrzelać, odmawiając im wezwania księdza, o którego prosili.

W komunikacie naczelnej komendy ukraińskiej z dnia 16 listopada 1918 r. czytamy o takiej pohulance sotni kozackiej: „huraganem popędzili nasi nieustraszeni rycerze po obu stronach ulicy Zamarstynowskiej, przeszukiwali domy, konfiskowali broń i na miejscu karali śmiercią członków polskiej bojówki".

Dla dokuczenia ludności wypuszczono z więzień lwowskich razem 302 zbrodniarzy, którym żołnierze pomogli w rozbijaniu kajdan. Żołnierze ukraińscy pierwsi dali przykład opryszkom jak mają korzystać z wolności, zrabowali zupełnie zapasy żywności więziennej. Zarządca więzień ostrzegał przed skutkami tego uwolnienia złoczyńców. Niedługo na nie czekano. W czasie ucieczki wojska ruskiego zbrodniarze ci, częstokroć poprzebierani w mundury wojskowe jakie znaleźli, rzucili się do rabowania kupców chrześcijańskich i żydowskich, z czego wyrosła legenda o pogromach żydów, którą rozwiały urzędowe dochodzenia specjalnych komisyj.

Anna Celewicz, naoczny świadek obejścia się Rusinów w polskiej wsi Sokolniki ob. Lwowa, tak opowiadała:

„Jestem handlarką mleka, to też udałam się po zakupy do Sokolnik, przyczem byłam naocznym świadkiem rozhulanej dziczy ukraińskiej w dniu 12 listopada 1918 r. Podpalono wieś i nie pozwolono ognia gasić, kiedy jeden z gospodarzy chciał ratować swoje mienie, schwytano go i rzucono do ognia, a także i jego syna. Drugi syn młodszy ratował się ucieczką, ale pojmano go, przekłuto bagnetem i rzucono do ognia. Chodzono od domu do domu, rabowano i podpalano, następnie rozwydrzona sicz udała się po księdza na plebanię, tam nie zastano go. Siczownicy zrabowali zatem doszczętnie plebanię i udali się do kościoła, gdzie znaleźli księdza i zabrali go z sobą. Zrabowano wszystkie pieniądze, około 20.000 koron, gminnych i kościelnych. Księdza Czyżewskiego, profesora L. Gerstmana i naczelnika gminy J. Hubicza zabrano jako zakładników, których znalazłam w polu zamordowanych w ohydny sposób“.

Wieś polska Biłka Szlachecka obok Lwowa, padła również ofiarą wojsk rusińskich. Około 300. mieszkańców, w tym wiele kobiet i dzieci, straciło życice, wieś spalono. Było to 24 listopada tegoż pamiętnego l918 roku. Miejscowy proboszcz, ksiądz Adam Hentschl, zasłużony działacz narodowy, przytrzymany przez zbirów ruskich w Kurowicach stanął przed sądem polowym i skazany na śmierć- został rozstrzelany dnia 20 grudnia 1918 r. (Panteon Polski, poświęcony Kronice Walk o Niepodległość, Bohaterstwu Żołnierza Polskiego i Pamięci Poległych o Wolność Polski, listopad 1930, nr 73).

Minęło 20 lat i polska wieś Biłka Szlachecka obok Lwowa ponownie padła ofiarą ukraińskiego wojska SS, ukraińskiej policyjnej i samorządowej służby Niemcom i Rosjanom.

Po upadku Polski w 1939 r. nastały też wnet nowe porządki na terenach zajętych, również i w Biłce Szlacheckiej i Królewskiej. Pierwszą czynnością w dziedzinie społecznej na terenie Biłki Szlacheckiej był rozkaz rozebrania folwarku Sapiehów, który dzierżawił pułkownik Roman Pasławski- ks. bp Wincenty Urban w sprawozdaniu z archidiecezji lwowskiej 1939 -1945.

Władze cywilne w pierwszych tygodniach pozostawiały dużo swobody, chcąc tym sposobem pozyskać jak najwięcej sympatii ludności. Potem zaczęto wprowadzać powoli, systematycznie, z planem przemyślanym i przygotowanym reżim sowiecki. Kiedy minął okres pierwszej „sielanki” i „pomocy dla biednego człowieka”, władze zaczęły nakładać na mieszkańców kontyngenty zbożowe, mięsne, podatki, daniny, pożyczki, wyznaczać ciągłe podwody, brać ludzi do pracy przy umacnianiu granicy aż do okolicy Sokala i Rawy Ruskiej. Organem wykonawczym byli najczęściej „biedniaki’’ oraz miejscowi Żydzi, zwłaszcza ci ostatni panoszyli się bezwzględnie, nieraz wyzywająco i bezczelnie. Żydzi przejęli jako wychowawcy zakład sierot prowadzony przez siostry służebniczki Starowiejskie i weszli też do szkoły jako wychowawcy i nauczyciele polskiej młodzieży i wpajali jej, iż „nie ma Boga i nie potrzeba Go”. W zakładzie sióstr urządzono zakład wychowawczy i internat dla komsomolców i komsomołek a kierownikiem został Ukrainiec z Barszczowic - Puchacz, który zniszczył dotychczasowy dorobek sióstr zakonnych.

Zima w 1940 r. była bardzo ciężka, a dawała się ona tym bardziej we znaki, ponieważ odczuwano bardzo przykro braki opału. Spadły wielkie śniegi, dochodzące niekiedy ponad metr wysokości. Mróz dochodził do 40 stopni. W nocy na 10 lutego 1940 r. przyjechało wojsko, otoczyło domy tych rodzin, które miano wywozić w sybirskie tajgi. Był to dzień straszny. Rodziny te były na ogół biedne, dzieci niekiedy licho ubrane. W tym dniu wywieziono z parafii w Biłce Szlacheckiej 43 rodziny, około 203 osoby. Ludzie ci byli niewinni, nie walczyli z Rosją, cała ich wina polegała na tym, iż kupili ziemię lub ją otrzymali od rządu polskiego jako byli żołnierze. Tak przepłacił polski chłop miłość do ziemi żywicielki.

Jeśli idzie o głębsze przyczyny - to wywózka Polaków jest dziełem Ukraińskiej Republiki w Kijowie, która tym sposobem oczyszczała w pierwszej fazie ziemie wschodnie z „napływowych Polaków” osadników wojskowych, parcelantów. Zlecenie na wywózkę każdej rodziny musiał ktoś z miejscowych czynników podpisać, bez takiego podpisu nie wywożono, najczęściej robili to tak zwani „hołowy selskoj rady”.

Niemcy zajęli Biłkę Szlachecką 1 lipca 1941 r. Oficjalnym pozdrowieniem wprowadzonym przez Ukraińców były słowa ,,sława Ukrainie, slawa herojom". Okoliczni ukraińscy księża, nauczyciele przyjeżdżali do Biłki i urządzali tutaj zebrania, na których głosili, iż Ukraińcy są sprzymierzeńcami Niemców, a Polacy stanowią naród podbity, więc postępowanie w stosunku do ludności polskiej musi być inne aniżeli do ludności ukraińskiej.

Administracja gminna spoczywała w rękach ukraińskich. Zarząd gminy zbiorowej mieścił się najpierw w budynkach dworskich, a później w ochronce sióstr służebniczek. Wójtem gminy zbiorowej został Ukrainiec - Car, ale trzeba przyznać, iż był to możliwy jeszcze człowiek jak na Ukraińca. Rok 1941 miał bardzo słaby urodzaj. Następstwem tego stanu był głód na wiosnę 1942 r. Kilka osób zmarło z głodu, a pomóc nie było czym. Nocami przekradali się ludzie z okolicy Brodów na Wołyń przez granicę zaprowadzoną przez Niemców między Galicją a Ostlandem, aby tam kupić lub zamienić garść zboża. Niemcy strzelali na granicy wołyńskiej lub słali do lagrów. Matki robiły setki kilometrów, aby tylko przynieść dzieciom odrobinę zboża. Ukraińcy głodu nie cierpieli, oni mieli zboże i biedy nie odczuwali, a Polacy choćby bogatsi przymierali głodem.

Dnia 3 lipca 1944 r. po dokonanym napadzie w Zuchorzycach ukraińska policja zamordowała w okrutny sposób na polach biłeckich polskie kobiety: Paulinę Kubów, żonę Jana z Biłki Szlacheckiej, Anastazję Gardę z Hermanowa i cztery osoby z Czamuszowic. Wracały one w biały dzień ze Lwowa do Biłki. Zmasakrowane ciała znaleziono dopiero po dwóch miesiącach, a miejsce wskazał Rusin z Podbereziec. Policjanci ukraińscy zabili na polach mikłaszowskich syna sołtysa z Biłki Królewskiej, Antoniego a w Mikłaszowie akademika Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie,Jana Wojdyłę, biłczanina z pochodzenia, dobrego patriotę i Polaka. (ks. bp Wincenty Urban Droga Krzyżowa archidiecezji lwowskiej 1939 -1945).

Bożena Ratter
Idź do oryginalnego materiału