Amerykańska demokracja nie osłabła przez Trumpa

1 tydzień temu

Z prof. Bogdanem Szklarskim, politologiem i amerykanistą, kierownikiem Pracowni Badań nad Przywództwem w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, a także wykładowcą Collegium Civitas i wielu uczelni amerykańskich, o sytuacji międzynarodowej w kontekście zmiany na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych rozmawia płk Andrzej Derlatka.

Rozpoczynamy nowy okres prezydentury Donalda Trumpa, co oznacza istotne zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej. Ważne jest, by rozumieć rzeczywisty kontekst polityczny i jego wpływ na gospodarkę. Będziemy rozmawiać o potencjalnych zagrożeniach dla Polski wynikających z nowej strategii USA.

Zmiana prezydentury w Stanach Zjednoczonych zawsze przynosi nowe wyzwania dla polityki międzynarodowej, ale w przypadku Trumpa mamy do czynienia z politykiem nietypowym, który wprowadza zupełnie nowy sposób prowadzenia relacji międzynarodowych. Jego podejście do polityki zagranicznej można określić jako konfrontacyjne, oparte na strategii szoku i przerażenia. Jest to kontynuacja podejścia, które było stosowane w kontekście interwencji wojskowych, ale teraz rozciąga się także na relacje gospodarcze i polityczne.

Trump zdaje się stosować biznesowe metody negocjacyjne, w których najpierw przedstawia maksymalne żądania, aby później stopniowo je redukować, dochodząc do kompromisu. Pytanie jednak, czy mniejsze państwa, takie jak Polska, mają możliwość wpływu na te negocjacje, czy raczej muszą jedynie reagować na decyzje podejmowane przez wielkich graczy?

Polska jest średniej wielkości krajem, który nie ma możliwości kształtowania kierunku amerykańskiej polityki, ale może umiejętnie odnaleźć się w jej nurcie. Trump prowadzi politykę transakcyjną, co oznacza, iż interesy są przedkładane nad ideologie czy wieloletnie sojusze. Dla Polski może to oznaczać konieczność dostosowania się do tej rzeczywistości i poszukiwania korzyści w jego strategii.

Jednym z narzędzi, których Trump używa do wywierania nacisku, są cła. Widzieliśmy to już w przypadku Kolumbii, która natychmiast ugięła się pod presją. Czy możemy się spodziewać podobnych ruchów wobec Europy?

Zdecydowanie tak. Trump wielokrotnie podkreślał, iż Europa musi ponosić większe koszty w relacjach z USA. Jego podejście do NATO, relacji handlowych i umów międzynarodowych wskazuje, iż Stany Zjednoczone będą coraz bardziej koncentrować się na własnych interesach, nie przejmując się tak mocno konsekwencjami dla partnerów.

Zatem jak Polska powinna odnaleźć się w tej sytuacji? Czy najlepszym podejściem jest lojalność wobec USA, czy raczej budowanie alternatywnych sojuszy w Europie?

Polska jest w specyficznej sytuacji, ponieważ od lat buduje relacje ze Stanami Zjednoczonymi jako kluczowym sojusznikiem. Trump wyraźnie stawia na pragmatyzm, a nie lojalność, więc Polska musi wykazać się zręcznością dyplomatyczną. Z jednej strony konieczne jest utrzymanie jak najlepszych relacji z Waszyngtonem, z drugiej – świadomość, iż Europa musi być dla nas realnym wsparciem w przypadku zmiennych nastrojów w Białym Domu.

Kolejną kwestią jest polityka wobec Rosji. Czy Pana zdaniem możliwe jest porozumienie amerykańsko-rosyjskie, które może wpłynąć na sytuację Polski?

Takie porozumienie zawsze jest możliwe, zwłaszcza iż Trump wielokrotnie wykazywał chęć prowadzenia bezpośrednich negocjacji z Rosją. Moskwa dąży do nowego układu mocarstw, w którym to nie Europa, ale USA i Chiny będą głównymi partnerami do rozmów. Polska może znaleźć się w trudnej sytuacji, jeżeli dojdzie do nowej wersji układu przypominającego Jałtę.

Czy Polska ma narzędzia, by przeciwdziałać takiemu scenariuszowi?

Kluczowe będzie umocnienie relacji z Europą i wzmacnianie pozycji w NATO. Polska musi być aktywnym uczestnikiem negocjacji i budować własną siłę militarną oraz gospodarczą. Nie możemy polegać wyłącznie na USA, musimy budować wielowektorową politykę zagraniczną.

W jednym ze swoich wystąpień, prawdopodobnie w Davos, Trump zapowiedział, iż w Stanach Zjednoczonych odbędą się olimpiada oraz mistrzostwa świata w piłce nożnej. To pokazuje, iż również zwraca uwagę na soft power.

Prawdopodobnie nie przeszkadzałoby mu, gdyby FIFA – której prezes był zresztą obecny na otwarciu – zagroziła, iż w przypadku działań USA wobec imigrantów może podważyć organizację mistrzostw. W końcu wielu piłkarzy, szczególnie z Ameryki Łacińskiej, wywodzi się z tych środowisk. Można sobie wyobrazić scenariusz, w którym FIFA mówi: „Jeśli Stany Zjednoczone nie zmienią swojej polityki, przeniesiemy mistrzostwa świata gdzie indziej”. Jednak dla Trumpa mogłoby to być kolejnym dowodem na jego siłę. Jego narracja byłaby jasna: „Nie muszę zabiegać o pochwały ani o waszą akceptację. jeżeli ją mam – świetnie, bo Ameryka jest wielka i wspaniała. jeżeli nie – również świetnie, bo Ameryka nie musi się wami przejmować”. To bardzo wygodna retoryka do funkcjonowania w przestrzeni publicznej. Trump potrafi odwrócić sytuację na swoją korzyść, a amerykańskie społeczeństwo w dużej mierze to akceptuje.

Szczególnie młodsze pokolenie.

I to właśnie dlatego, iż istnieje powszechna potrzeba silnego przywództwa. choćby w zdecentralizowanym, rozproszonym systemie amerykańskim, gdzie wielu aktorów wpływa na politykę, ludzie oczekują lidera, który daje poczucie kontroli i sprawczości. Trump świetnie wysyła sygnały: „My zarządzamy. My mamy władzę. My kontrolujemy”.

Jego ideologia jest dość zamknięta i trudno w niej znaleźć słabe punkty z perspektywy przeciętnego obywatela USA. Oczywiście dla intelektualistów, dla ludzi przywiązanych do praw człowieka i zasad, które Ameryka powinna promować na arenie międzynarodowej, jego polityka jest nie do zaakceptowania. Korpus Pokoju jest tego przykładem. Ale okazuje się, iż to mniejszość.

To może być zbyt duże uproszczenie. Siła Ameryki nie polega jedynie na deklarowaniu wartości, ale na ich rzeczywistym wdrażaniu. Bycie wzorem liberalnej demokracji ma znaczenie. Trump często porównywany jest do Orbána i jego modelu nieliberalnej demokracji. Faktycznie, widzimy redefinicję tego, czym ma być demokratyczna polityka. Ale warto zauważyć, iż Trump, mimo iż atakuje instytucje, zdaje sobie sprawę, iż one się nie poddadzą. One obronią demokrację. Paradoksalnie, jego działania mogą choćby umacniać instytucje demokratyczne – bo są poddawane realnym testom. Już nie tylko teoretycznie analizowane przez naukowców, ale sprawdzane w praktyce. Trump rzuca wyzwanie mechanizmom równowagi i kontroli władzy, mówiąc: „Ja nie będę się ograniczał. Zobaczymy, czy instytucje mnie ograniczą”. Jak dotąd, one sobie radziły.

Wbrew narracji wielu komentatorów amerykańska demokracja nie osłabła przez Trumpa – wręcz przeciwnie, umocniła się w swoich podstawach. Oczywiście, treść polityki się zmienia. Przesunęliśmy się w stronę konserwatywną, bo taka jest tendencja społeczna od 40 lat. To, co kiedyś było mainstreamem, dziś jest mainstreamem lewicowym. Komentatorzy z tej strony twierdzą, iż Trump to koniec demokracji. Ja tego tak nie widzę. najważniejsze są instytucje, które wychodzą zwycięsko z konfrontacji z nim.

Weźmy przykład imigracji – mimo jego twardej retoryki polityka deportacyjna pozostaje w dużej mierze ograniczona do osób z przeszłością kryminalną. Ostatecznie okazuje się, iż deportacje obejmą ok. 30 proc. nielegalnych imigrantów, a ci, którzy nie popełnili przestępstw, często pozostaną. I trudno przeciwstawić się takiej polityce. Trudno powiedzieć: „Jestem przeciwko deportacji gwałciciela”. To po prostu nie działa.

Idź do oryginalnego materiału