Wiceminister Krzysztof Bolesta podczas posiedzenia sejmowej podkomisji ds. sprawiedliwej transformacji mówił wprost: mamy bezprecedensową ilość środków na transformację energetyczną, ale czasu zostało niewiele. Łączna kwota dostępna w perspektywie finansowej 2021–2027 to około 225 miliardów złotych. Za te pieniądze można – jak zaznaczył – „zrobić spory kawałek transformacji energetycznej. Nie całą, ale spory kawałek”.
Jednocześnie przyznał, iż pierwsze lata tej perspektywy zostały zmarnowane, a obecny cel ministerstwa jest jasny: nie oddać do Brukseli ani jednego euro z KPO.
To nie dla Brukseli. To dla Polski
Bolesta podkreślił, iż transformacja energetyczna nie jest realizowana z myślą o wypełnianiu unijnych wytycznych, ale dlatego, iż leży to w interesie Polski: chodzi o konkurencyjność gospodarki, niższe ceny energii, mniejszy ślad węglowy i bezpieczeństwo surowcowe.
– Transformacja energetyczna ma prowadzić do uniezależnienia się od importu paliw kopalnych, zwłaszcza z państw takich jak Rosja. Polska już dziś nie importuje surowców energetycznych z Rosji, ale przez cały czas sprowadzamy je z innych krajów. Najlepiej mieć źródła lokalne, odnawialne, polskie – zaznaczył.
Gigantyczne pieniądze: gdzie trafią i kto nimi zarządza?
O tym, jak podzielone są środki, informował Marcin Janiak, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Europejskich w MKiŚ. najważniejsze źródła finansowania to:
- polityka spójności – ok. 15,5 mld euro,
- Krajowy Plan Odbudowy – ok. 30 mld euro,
- Fundusz Modernizacyjny – blisko 8 mld zł.
Główne priorytety to:
- efektywność energetyczna (w tym program „Czyste Powietrze”) – ponad 15 mld euro,
- ciepłownictwo – ponad 4 mld euro,
- OZE, magazyny energii, zielony wodór – ponad 10 mld euro.
Środkami zarządzają m.in. NFOŚiGW, BGK i MKiŚ. Szczególną rolę pełni Fundusz Wsparcia Energetyki (ok. 70 mld zł), zasilany również z pożyczkowej części KPO – wspierający najważniejsze inwestycje infrastrukturalne, takie jak modernizacja sieci przesyłowych i dystrybucyjnych.
Są pieniądze, są projekty – ale są też bariery
Bolesta zapewnił, iż w tej chwili proces wdrażania projektów idzie sprawnie – w tym tygodniu ma zostać podpisana umowa z Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi na budowę pięciu stacji transformatorowych o wartości 800 mln zł.
– Praktycznie tydzień po tygodniu podpisywane są nowe umowy. To bardzo sprawny proces. Pracuje nad tym ogromny zespół ludzi – podkreślił.
Jednak – jak zaznaczył Marcin Janiak – problemy i ograniczenia istnieją. Wśród nich są m.in.:
- dostosowanie projektów do unijnych kierunków interwencji,
- rygorystyczne przepisy środowiskowe,
- zasady pomocy publicznej,
- brak wykonawców,
- wzrost kosztów i wydłużone terminy dostaw.
Do tego dochodzi presja czasu: np. inwestycje z KPO muszą być zakończone do połowy 2026 roku, z wyjątkiem projektów Funduszu Wsparcia Energetyki.
Ryzyko jest realne. Ale gra toczy się o wielką stawkę
Bolesta nie ukrywał, iż zagrożenia istnieją. – Mamy punktowe inwestycje, które mogą nie zmieścić się w czasie, ale to naprawdę wyjątki na tle projektów o wartości ponad 220 mld zł – zapewniał.
Wiceszef MKiŚ przypomniał też o obowiązku realizacji tzw. kamieni milowych, które są warunkiem wypłat z KPO. Co ważne, przed Polską jeszcze przynajmniej jedna rewizja Krajowego Planu Odbudowy – i w jej ramach ryzykowne projekty będą zmieniane lub dostosowywane, by nie stracić ani złotówki.
Zarówno tempo działań, jak i determinacja rządu pokazują, iż Polska nie może sobie pozwolić na kolejne opóźnienia. Transformacja energetyczna to dziś nie tylko kwestia ekologii, ale bezpieczeństwa, suwerenności gospodarczej i pozycji Polski w Europie.
– Goni nas czas, ale mamy środki, ludzi i wolę działania – podsumował Bolesta. – Teraz albo nigdy.
