Tak – dzisiaj najważniejsza jest pomoc mieszkańcom, którzy ucierpieli w tegorocznej powodzi. Jednak wypada reagować też na to, co w tych niezwykle trudnych dla tysięcy Polek i Polaków chwilach mówią politycy. A już szczególnie wtedy, kiedy istnieje ryzyko, iż ich słowa z prawdą mogą mieć tyle samo wspólnego, co wpływ monsunów w południowej Azji na jeździectwo konne w północnej Francji.
A takie właśnie porównanie pasuje idealnie, kiedy dokładnie wsłuchamy się w to, co we wtorek rano opowiadała Elżbieta Witek na antenie Telewizji Republika. Była marszałkini Sejmu, a w tej chwili posłanka Prawa i Sprawiedliwości, została zaproszona do "Wydania Specjalnego" i połączono się z nią z jej rodzinnego Jawora w województwie dolnośląskim.
Tam sytuacja powodziowa również jest dramatyczna. Jak informował w niedzielę wieczorem (15 września) portal tulegnica.pl, "w Jaworze burmistrz Emilian Bera podjął dramatyczną decyzję o przerwaniu wałów na Jaworniku, żeby ratować pobliskie osiedle mieszkaniowe przed zalaniem".
Witek jak reporterka TV Republika. Tak "zrelacjonowała" powódź na Dolnym Śląsku
Witek dostała do ręki mikrofon, włożyła słuchawkę do ucha i na tle worków z piaskiem nad rzeką wyglądała jak reporterka. I dobrze, iż posłanka PiS poinformowała, czego teraz najbardziej potrzebują mieszkańcy z zalanych terenów. Jednak wcale nie chciała relacjonować sytuacji w regionie, ale na powodzi postanowiła zbić polityczny kapitał.
– Dopiero w sobotę mieszkańcy (Jawora – red.) otrzymali informacje o zagrożeniu. Ludzie pokazali solidarność, ratując dobytek. Żołnierze z WOT pracują ramię w ramię z mieszkańcami i zabezpieczają teren. Tylko z Republiki czerpię informacje o powodzi. Zabrakło informacji i koordynacji ze strony rządu – oznajmiła Witek w trakcie około 20-minutowej rozmowy z Michałem Rachoniem.
Po czym rozpoczęła jawną agitację na rzecz swojej partii.
– To, co moim zdaniem jest problemem, i niestety bardzo nad tym ubolewam, to jest zaprzestanie inwestycji, które rozpoczęli poprzednicy. Przecież my też mogliśmy nie ruszać Malczyc, czyli tamy na Malczycach, mogliśmy Raciborza (zbiornika Racibórz Dolny – red.) nie dokończyć. A jednak to zrobiliśmy, mimo olbrzymich nakładów finansowych, bo wiedzieliśmy, iż to prędzej czy później może okazać się inwestycja, która będzie chroniła setki tysięcy ludzi przed powodzią – powiedziała.
– Tymczasem dowiaduję się, iż kolejne stopnie na Odrze, czyli Ścinawa i Lubiąż, zostały przez obecną ekipę rządzącą wykreślone z inwestycji, które będą kontynuowane. To jest potężny błąd, ta władza nie może patrzeć tylko na okres, kiedy pełni tę władzę, na kadencję, ona musi patrzeć do przodu. o ile są rozpoczęte inwestycje, które dają bezpieczeństwo milionom obywateli, nie wolno podejmować takich decyzji, iż się z nich rezygnuje – dodała.
Stwierdziła jeszcze, iż "zaprzestanie inwestycji służących bezpieczeństwu jest czymś niewybaczalnym". – To są decyzje karygodne, to igranie z bezpieczeństwem obywateli. A to się niestety dzieje – mówiła.
Elżbieta Witek o tym nie wspomniała, więc przypomnijmy tylko, jak hamowała budowa wałów przeciwpowodziowych w Polsce. Z zestawienia przygotowanego na podstawie danych GUS wynika, iż po 2016 roku (w drugim roku pierwszej kadencji PiS) nastąpił gwałtowny spadek inwestycji w ich budowę i modernizację.
Tak wyglądały wydatki na budowę wałów przeciwpowodziowych
Jeszcze w 2015 roku nakłady poniesione na ten cel wyniosły 384 mln zł, za które powstało 240 km wałów. Ale już w 2022 roku przeznaczono blisko 939 mln zł i zbudowano blisko... 50 km.
Z danych wynika ponadto, iż pomiędzy 2011 a 2015 co roku budowano lub modernizowano przeszło 100 km wałów, z kolei w latach 2012, 2013 i 2015 było to ponad 300 km. W 2016 było to ponad 236 km. Jednak tempo tych inwestycji wyraźnie spadło w 2017 roku i od tego czasu ani razu nie przekroczyły one 50 km.
Jeśli zsumujemy te liczby, w latach 2008-2015 wybudowano blisko 1732 km wałów przeciwpowodziowych. W latach 2016-2022 nowych powstały 303 km.
Z analizy przeprowadzonej przez "Gazetę Wyborczą" wynika ponadto, iż za rządów PO-PSL (2008-2015) oddano do użytku 66 zbiorników wodnych, natomiast za rządów PiS (od 2016 do 2022, danych na ubiegły rok nie ma) – 24 takie konstrukcje.
A wspomniany przez Witek zbiornik Racibórz Dolny (oddany w 2021) ma pojemność ponad trzykrotnie większą niż wszystkie zbiorniki oddane w czasie rządów PO-PSL.
Joanna Lichocka z PiS oznajmiła w mediach społecznościowych, iż "zbiornik Racibórz powstał dlatego, iż do władzy przyszedł PiS". Elżbieta Witek w TV Republika między słowami również próbowała przypisać pomysł jego budowy i samą już budowę Prawu i Sprawiedliwości.
A jak było naprawdę? Przypomina to wyborcza.biz. Plan budowy zbiornika powstał w 2001 roku z "Programu dla Odry 2006". Uchwalono go w Sejmie w 2001 (większość miały SLD i PSL). Przetarg na budowę ogłoszono w 2010, już za rządów PO-PSL. Kontrakt podpisano w 2013, a budowa miała zakończyć się w 2017 roku. Firma nie poradziła sobie jednak z budową i umowa została zerwana. Budowę zbiornika Racibórz Dolny dokończył Budimex, który oddał inwestycję w 2020 roku.
Witek twierdzi, iż strach przed uchodźcami był większy niż strach przed powodziami
Witek odniosła się też do budowy zbiorników retencyjnych w Kotlinie Kłodzkiej, o które również jest dziś awantura w sieci. Chodzi o 2019 rok. Dziś politycy PiS, w tym europosłanka Anna Zalewska, przekonują, iż rezygnacja z budowy pięciu (z dziewięciu) suchych zbiorników retencyjnych była wynikiem protestów okolicznych mieszkańców przed wysiedleniami, w którą włączyli się politycy KO.
– jeżeli przypomnimy sobie tamten czas, to była ulica i zagranica. To była totalna opozycja, która walczyła z rządem PiS metodami, których nikt wcześniej nie stosował. I nie było innego wyjścia – tak tę sprawę skomentowała Witek.
Na sugestię Rachonia, iż protesty były też przed budową zapory na granicy polsko-białoruskiej, a mimo PiS zrealizował jej budowę, była marszałkini Sejmu tłumaczyła, iż w tym przypadku była... inna sytuacja.
– Zagrożenie i stopień obaw obywateli o to, co się będzie działo – a mieliśmy tutaj przecież uchodźców z Ukrainy, widzieliśmy, jak to wygląda, ten strach był przeogromny. Przed wojną, która sieje potężne zniszczenie i to nie na jeden dzień, nie na tydzień, nie na miesiąc – oznajmiła.
– Tutaj była inna sytuacja, bo pamiętajmy, iż kiedy nie widzimy tego zagrożenia wprost, tak było po 1997, do tego się nie wraca, mając nadzieję, iż następna powódź może będzie za następne 50 czy 100 lat. No nic bardziej mylnego – stwierdziła.
A jeżeli chodzi o budowę zbiorników retencyjnych w 2019 roku, powiedziała tak:
– To była walka z ludźmi, z mieszkańcami, przy poparciu opozycji totalnej, która korzystała także ze wsparcia europejskiego, terrorystów ekologicznych... No, my takich metod nigdy nie stosowaliśmy i dlatego my mówimy: to nam się rzeczywiście nie udało.
Dobrze czytacie: Elżbieta Witek – w przeciwieństwie do Anny Zalewskiej i innych polityków PiS – przyznała się do błędu.
Inna sprawa to tłumaczenia byłej marszałkini Sejmu. Strach przed uchodźcami (a raczej: fobie Jarosława Kaczyńskiego i polityków PiS) był większy niż strach przed powodziami, dlatego PiS odpuścił budowę zbiorników retencyjnych? Przypomnę tylko te zdania wypowiedziane wcześniej przez Witek na antenie tej samej stacji:
1. "Władza nie może patrzeć tylko na okres, kiedy pełni tę władzę, na kadencję, ona musi patrzeć do przodu. o ile są rozpoczęte inwestycje, które dają bezpieczeństwo milionom obywateli, nie wolno podejmować takich decyzji, iż się z nich rezygnuje".
2. "Zaprzestanie inwestycji służących bezpieczeństwu jest czymś niewybaczalnym. To są decyzje karygodne, to igranie z bezpieczeństwem obywateli".