W miarę jak kampania prezydencka 2025 nabiera tempa, coraz trudniej udawać, iż wszystko przebiega zgodnie z zasadami demokratycznej rywalizacji. Zwolennicy PiS i kandydata tej partii, Karola Nawrockiego, ewidentnie mają problem z opanowaniem emocji. Zamiast rzeczowej debaty – mamy festiwal agresji, hejtu i prymitywnych zaczepek. A jeżeli komuś się wydaje, iż to tylko burza w internecie, niech się rozejrzy po ulicach.
Na portalach społecznościowych, w komentarzach pod artykułami i w dyskusjach online króluje język, który bardziej pasuje do kibolskiego graffiti niż do kampanii wyborczej. Zwolennicy Nawrockiego z uporem godnym lepszej sprawy atakują wszystkich, którzy ośmielą się poprzeć innego kandydata – zwłaszcza Rafała Trzaskowskiego. Obelgi, insynuacje, memy ociekające nienawiścią – to już nie wyjątki, to standard. Wystarczy wejść na profil jakiegokolwiek dziennikarza krytycznego wobec PiS – fala hejtu pojawia się natychmiast, jakby ktoś nacisnął przycisk. Opozycyjni politycy? „Zdrajcy”, „lewactwo”, „tęczowa zaraza” – słownictwo godne wiejskiej remizy po drugiej flaszce. Czasem trudno się oprzeć wrażeniu, iż część tego hejtu nie jest wcale spontaniczna, ale starannie wyreżyserowana.
Internetowe zapędy to jedno – ale w ostatnich tygodniach widzimy, iż ta frustracja zaczyna wyciekać na ulice. W wielu miastach dochodzi do niszczenia materiałów wyborczych Trzaskowskiego. Zrywane banery, malowane sprayem hasła, próby zastraszenia wolontariuszy. To nie są incydenty, to wzorzec zachowań, który staje się niepokojąco powszechny. Najbardziej kuriozalne są próby tłumaczenia tych aktów. Według niektórych zwolenników PiS to „spontaniczne reakcje obywatelskie”. Cóż, jeżeli spontaniczność objawia się przemocą wobec plakatów, straszeniem aktywistów i zastraszaniem przeciwników politycznych, to chyba czas przypomnieć sobie, czym różni się demokracja od ulicznej samowolki.
Cała ta agresja ma jedno wspólne źródło – strach i kompleksy. PiS boi się utraty wpływów, Nawrocki nie potrafi zdobyć poparcia szerszego niż twardy elektorat partii, więc jego zwolennicy rekompensują to sobie siłą i wrzaskiem. Im słabsza pozycja kandydata, tym głośniejszy wrzask jego fanów.
To smutne, iż kampania, która mogłaby być świętem demokracji, zamienia się w arenę politycznej napaści. Ale jeszcze bardziej niepokojące jest to, iż tej agresji nikt po stronie Nawrockiego nie potępia. Wręcz przeciwnie – milczenie można odebrać tylko jako ciche przyzwolenie.
Polska zasługuje na coś lepszego
Czy naprawdę chcemy kraju, w którym kampanie wyborcze wygrywa się siłą pięści, a nie siłą argumentów? W którym o przyszłości decydują najgłośniejsi, a nie najmądrzejsi? jeżeli komuś zależy na Polsce – powinien dziś stanąć po stronie rozsądku, a nie chamstwa.
Bo hejt, przemoc i zniszczone banery to nie program wyborczy. To dowód desperacji. I upadku kultury politycznej.