Wybory, wybory i po wyborach. Kurz po bitwie opadł, a zwycięzcą po bardzo zaciętej bitwie został Karol Nawrocki. O ile jestem przekonany, iż absolutnie nic dobrego nam i naszemu państwu z tego nie przyjdzie, to nie o tym chciałem pisać.
Jak to jest, iż PO/KO tak bardzo nie umie w wybory prezydenckie? Od dwudziestu lat prezydenci w Polsce wywodzą się z PiS-u, z krótką pięcioletnią przerwą na jedną kadencję Bronisława Komorowskiego i następne co najmniej pięć lat znowu będziemy mieli prezydenta reprezentującego właśnie tę partię. Co takiego decyduje o powodzeniu kandydatów wysyłanych do wyborczego boju przez Jarosława Kaczyńskiego?
Arkadiusz Guziak w swoim komentarzu wskazuje, iż to ciężka praca u podstaw tysięcy wolontariuszy. Oczywiście ma on rację, przynajmniej częściowo, a jego tezę broni wynik wyborczy Karola Nawrockiego. Działacze Prawa i Sprawiedliwości faktycznie wykonali ciężką oddolną pracę i nie wahali się poświęcić sporo wysiłku i czasu w rzecz końcowego sukcesu w tej bitwie. Nie mogę się zgodzić z nim jednak, iż to jedyne źródła sukcesu, bo tych jest znacznie więcej.
Powiedzmy sobie jasno i wyraźnie. PiS już lata temu wyspecjalizował się w zarządzaniu lękami i obawami społeczeństwa, niezależnie od faktycznego zagrożenia. Znalezienie dobrego straszaka rozwiązuje problem „jakości kandydata”. Może on być naprawdę słaby merytorycznie i nie spełniać podstawowych wymagań, których oczekiwanoby od niego w sytuacji, kiedy lęki nie są podsycane. Żeby było śmieszniej, w obecnej kampanii jednym z głównych straszaków byli imigranci. Ci sami, którym w aferze wizowej pisowscy aparatczycy sprzedawali wizy w ilościach hurtowych, bez jakiejkolwiek weryfikacji. Do katalogu straszaków należy też oczywiście dodać „lewactwo”, środowiska LGBT i wszystkie inne nie pasujące do szablonu Prawdziwego Polaka. Jak dobrze ludzi nastraszysz zagrożeniem z zewnątrz, to nie patrzą na nic innego. Oczywiście lekiem na wszystkie strachy jest wybór „naszego” kandydata, bo to bohater i tylko on sobie poradzi! Wzbudzanie poczucia zagrożenia jest podręcznikowym środkiem, którego zwykle używają do pozyskiwania głosów partie populistyczne na całym świecie, a o wykorzystaniu którego Arkadiusz Guziak wolał nie wspominać. Nihil novi sub sole.
Jeśli dodamy do tego ucieczkę w przód za każdym razem, gdy kandydat PiS udowadniał, iż jest wątpliwej jakości, będziemy mieli kolejny składnik sukcesu. Nie tłumaczyć się z niczego, bo tylko winni się tłumaczą. Jak się już nie da ignorować sprawy, to należy ją zamydlić na tyle, żeby przeciętny Polak nie wiedział o co w tej sprawie chodzi. Przykładów kawalerki przejętej za grosze, wsadzania sobie do ust dziwnych substancji pobudzających, brania udziału w kibolskich ustawkach, czy dowożenia „dziewczynek” na godziny nie muszę opisywać, bo zrobiono to już setki razy. Ważne, iż kandydat się nie tłumaczył, bo po co? Inni go wytłumaczą. W końcu cały aparat partyjnych ujadaczy w telewizji, internecie i na wiecach tylko czeka, żeby bronić kandydata jak straż przyboczna.

No i na koniec najważniejszy składnik sukcesu: Kandydat ma być męski, silny i przeć do przodu jak taran. Ma imponować i pokazywać charakter. Ma być głośny, dużo gestykulować i być archetypicznym liderem. Czy ważne jest co przy okazji całego tego teatru mówi? Nie ma to najmniejszego znaczenia… Ważne, żeby mówił pewnie i dosadnie, a treść wypowiedzi jest całkowicie marginalną sprawą. Tak się robi prezydentów w Polsce!
No dobrze… Poużywałem sobie na PiS-ie i naszym nowym prezydencie-elekcie, to teraz dla równowagi poużywam sobie na stronie przeciwnej. Albert Einstein powiedział dawno temu, iż szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów. A jednak… Platforma Obywatelska, czy też może Koalicja Obywatelska (nie wiem, która nazwa jest w tej chwili adekwatna), po raz kolejny skorzystała z podręcznika „Jak nie wygrywać wyborów prezydenckich dla ułomnych”. Po raz kolejny nie było żadnego pomysłu na kampanię wyborczą, która była nijaka, miałka i nie wzbudzała żadnych emocji, może poza lekkim uśmiechem u konkurencji. Od ponad dwudziestu lat PO/KO nie zauważa, iż wyborcy w Polsce nie mieszkają tylko w dużych miastach, gdzie jest masa rozrywek, klubów, kawiarni i gdzie toczy się życie na poziomie „europejskim”. Nie widzą oni wyborców w małych miasteczkach i wsiach centralnej i wschodniej Polski, gdzie rozrywek jakby mniej, a dla zabicia nudy chodzi się do kościoła. Od lat patrzą tylko w stronę wykształconych, obrotnych, światowych i majętnych, resztę społeczeństwa traktując z wyższością. Nie zauważają przy tym, iż ich dotychczasowy naturalny koalicjant w postaci PSL-u, już dawno przestał być partią ludową i nie „trafia pod strzechy”, jak dawniej. Ba! Z roku na rok rozmywa się coraz bardziej i nie może odnaleźć swojej tożsamości, co widać w wynikach wyborczych.
Całkowicie niezrozumiałe jest dla mnie porzucenie także kolejnej dużej grupy wyborców, czyli młodych. Co wy tam w tej PO/KO nie potraficie w tiktoczki? Mentzen potrafi i ma z tego sukces, który finalnie zasilił konto Karola Nawrockiego. Bez młodych nie wygracie teraz żadnych wyborów.
I tu docieramy do decydującej o porażce kwestii. Wybór kandydata. Rafał Trzaskowski jest fajny. Ma sympatyczny uśmiech, ładnie się wysławia, zna języki obce i ma świetne wykształcenie. Można go polubić. Tylko co z tego? W kampanii był wycofany, jakby zmęczony, bez agresji i ikry. W porównaniu z Karolem Nawrockim wypadał blado. Nieważne, iż nie ciągną się za nim żadne afery. Wybory prezydenckie to nie jest konkurs na Pana Sympatycznego. To bitwa. Będzie się lała krew, a Rafał strzela tylko ostrzegawczo, humanitarnie…
Wystawienie w wyborach Trzaskowskiego było błędem. Radosław Sikorski miałby zdecydowanie większe szanse na zwycięstwo. Ma zdecydowanie większą charyzmę, wzbudza szacunek również wśród konkurentów politycznych, a przeciętnego wyborcę trudno byłoby nastraszyć „Tęczowym Radkiem”, bo ten człowiek był na wojnie, widział śmierć i to doświadczenie po nim widać. Do tego ma język ostry jak brzytwa. No ale przecież trzeba sobie zrobić prawybory i wybrać na kandydata gościa z warszawki, bo musi być nowocześnie.
Kolejna sprawa to kwestia ciężaru jaki na kandydata PO/KO nakłada brak skuteczności koalicji rządzącej w rozliczaniu afer i naprawie państwa. Mija półtora roku od zmiany rządu, a aktów oskarżenia wobec pisowskich złodziei jakoś nie widać zbyt wiele. Przecież tylko dlatego ta koalicja powstała! Miała rozliczyć złodziejstwo, naprawić zepsute państwo i wprowadzić „bezpieczniki”, żeby patologii rządów PiS nie można było już powtórzyć. Co zrealizowano? Nic. Oczywiście, bez prezydenta po swojej stronie jest trudno… Tylko kogo to obchodzi? Trzeba było postarać się bardziej. Dać z siebie więcej. Stanąć na głowie, jeżeli była taka potrzeba.
Ufff… Ulało mi się. Czy świat się teraz zawali? Nie. Jak zwykle, jakoś to będzie. A za kolejne pięć lat znowu będą wybory, które PO/KO znowu przegra. Szkoda mi jedynie tych wszystkich przeszłych oficerów Policji, którzy nominację na pierwszy stopień oficerski odbierać będą od gościa latającego w ustawkach. Ale cóż zrobić.
UWAGA! Poglądy prezentowane przez felietonistów w dziale „Opinie” nie są oficjalnym stanowiskiem redakcji wGoleniowie.pl, a ich subiektywną oceną komentowanych wydarzeń.