Radny
Powiatowy pan Stanisław Kagan zaproponował Radzie Powiatu, by coś zrobiła, żeby
powiat mielecki był taki bardzo fajny, by ci, którzy do niego
przyjeżdżają, przyjeżdżali z przyjemnością, cieszyli się
pracując, mieszkając i żyjąc, ale i cieszyli się odpoczywając na jego terenie.
Jak
powiedział: Mamy potencjał. Jeżdżę po Polsce i wiem, iż mamy potencjał.”
Niestety, na
pytanie innych radnych o ten potencjał, radny Kagan niczego nie wyjaśnił (choć
ponoć widział w Polsce), w czym wsparł go radny Kamiński, mówiąc: – „Nie
oczekujmy, iż pan radny Stanisław Kagan przygotuje coś i poda na tacy, a potem
pan starosta wypnie klatę do orderu. To nie na tym polega.
No i fajnie.
Ja też postuluję, żeby nam było lepiej. Prawie każdy mój postulat poprze. Ale
na pytanie, jak to zrobić, odpowiem: a to wasza sprawa. Wam za to płacą, to
wymyślcie coś.
Ale trzeba
tu powiedzieć o jednym pozytywie wniosku radnego Kagana: rozpalił dyskusję
radnych o tym, co zrobić, by Mielec i powiat nie były turystyczną pustynią. By
do nas ludzie walili jak w dym (narkotyczny).
Jednak inny
radny PiS, pan Barnaś, studził nieco entuzjastyczny zapał poszukiwań atrakcji
powiatowych, mówiąc: „Nie chodzi o wypoczynek, tylko chodzi o turystykę jako
gałąź gospodarki. Mamy niezdiagnozowany potencjał, mamy niezdiagnozowane walory
powiatu. Ale żeby to zrobić, musimy się spotkać, ustalić coś konkretnego.”
Aż korci
mnie by zapytać, skąd wie, iż są w powiecie walory, skoro są niezdiagnozowane.
Albo jeżeli wie, iż są, to może nie trzeba diagnozować, tylko je wymienić.
Życzymy
radnym miłego, owocnego, następnego spotkania w temacie konkretów i
diagnozowania. Ja spróbuję zdiagnozować już dzisiaj.
A teraz, po
długim nawiązaniu do ciężkiej, choć nieowocnej pracy radnych, czas na konkrety.
Podobnie jak
radny Kagan jeżdżę po Polsce i te podróże wpędzają mnie tylko w większą
frustrację, kiedy pomyślę o możliwościach Mielca i powiatu.
Zajechaliśmy
niedawno do Krosna. Wspaniały, piękny, duży Rynek bez samochodów, przy nim
wielość kawiarni i mnóstwo ludzi przy stolikach. Byliśmy w podziemiach jednego
z domów przy rynku, chyba z 16 wieku, gdzie ma swoje sale wystawowe Muzeum
Rzemiosła. Takich wiekowych domów jest wokół Rynku dużo. Krosno jest miastem z
tradycją. Podobnie jak Tarnów, Sanok, choćby jak Bochnia, nie mówiąc o
Rzeszowie. To minione wieki rozwoju tych miast zostawiły w nich bogatą
infrastrukturę, której czas Mielcowi poskąpił z różnych powodów.
I gdy
przejeżdżam przez Mielecki, prawie pusty, śmierdzący spalinami mielecki Rynek,
jest mi zwyczajnie przykro. Nie winię za ten stan rzeczy władz, bo cóż one
mogły? choćby wyrzucić samochodów nie mogły.
Czy jednak
fakt naszego niedorozwoju w zakresie ciekawej infrastruktury zabytkowo
turystycznej ma być przyczyną, żeby nic nie robić? Broń Boże.
Ale co
robić. Zaoferować wizytę w jedynym pałacu naszej ziemi – pałacu w Przecławiu?
Oczywiście , można. Aczkolwiek to o wiele za mało. W drodze dokąd turysta
zatrzyma sięe na chwilę, by zwiedzić przecławski Zamek? Donikąd.
To czy
zachęci go do odwiedzin wystawa np. żelazek w Muzeum Regionalnym w Dworku
Oborskich? Wątpię.
Na wielkie
wystawy artystyczne, ściągające ludzi z zewnątrz, w Galerii Escek też nie
możemy liczyć. Na festiwal muzyczny (będzie w tym roku?) może przyjadą goście z
Radomyśla czy Przecławia, choć raczej to my pojedziemy do Przecławia.
Co więc
czynić, bo Mielec stał się sławnym i by zechciało go odwiedzać wielu gości? Air
Show? A może Muzeum Lotnictwa (i Kosmonautyki), o którego budowę wielu (nie ja)
walczy od lat?
Ci, którzy
mieli u siebie jakieś ruiny, np. Muszyna, budują sobie większe ruiny, a te
stają się jakąś atrakcją. W Mielcu ponoć istniał Zamek, choć nie wiadomo jaki,
ale ruin brak, by je rozbudować, a zresztą na jego miejscu stoi inny,
nowoczesny (prawie) zamek.
Ci, co nie
mieli ruin, jak ksiądz w Tyliczu, budują tak przeraźliwie inne od normalnych
konstrukcje (nawet gdy to jest droga krzyżowa), iż ściągają do siebie tłumy
odwiedzających. Ale trzeba mieć wyobraźnię i odwagę.
Zreasumujmy:
Mielec nie ma żadnych istotnych, interesujących dla przypadkowych turystów,
zabytków i żadnych dziwactw, które przyciągają odwiedzających. Mielec i
powiat nie leżą na drodze do żadnej interesującej części kraju, by można, po
drodze do niej, zatrzymać się w naszym mieście. Ale jakby choćby była dobra,
szybka droga i ktoś się zatrzymał, by coś zobaczyć, to jak powyżej.
Zamek w
Przecławiu ma restaurację, więc można by tam przy okazji zjeść. Do zwiedzania,
prócz parku, jest tam niewiele. Ale zawsze coś.
Mamy w
Mielcu chyba 4 hotele. Rzeszów ma chyba ze sto. Różnej wielkości. To także
problem. Może nie przy pojedynczym przejeździe, ale jakby było więcej chętnych.
Na przykład gdybyśmy wymyślili jakąś szałową imprezę o krajowej renomie.
Więc jest
jak jest. Raczej średnio. Czy nie ma wyjścia? Nie ma sposobu, by przyjeżdżali
do Mielca turyści? Pewnie jest.
Co? Jak?
Należy
uczynić coś takiego, co by spowodowało, iż o Mielcu będzie się mówiło w całej
Polsce i na świecie.
Był taki
moment, gdy wprowadzaliśmy Strefy wolne od LGBT, a wójt Głaz wieszał dodatkowo Tablice
Mojżeszowe na szkołach i urzędach.
Wtedy padła
świetna propozycja Obywatelskiego Mielca w konkursie na logo powiatu, by
powiat mielecki uczynić Strefą Wolną. Wolną od wielu rzeczy. A twarzą tej strefy uczynić
Pana Wójta Głaza.
Niestety,
poprzedni starosta nie miał w sobie koniecznego do sprawy luzu i temat
przepadł.
Jakieś ponad
20 lat temu ja z kolei zaproponowałem (w jednym z felietonów) by odbudować
mielecką synagogę (jeszcze nie było tam Biedronki) z przeznaczeniem na swoisty
dom kultury, miejsce edukacji o naszej mieleckiej przeszłości i spotkań z
potomkami mieleckich Żydów. Oczywiście pisząc to wtedy nie miałem wątpliwości,
ze sprawa „się rypnie”, a dzisiaj przypominam ją, by pokazać, o jakich
działaniach trzeba myśleć, by się wybić ponad nieciekawą przeciętność.
O tym, ze
miałem wtedy racje, świadczą coraz liczniejsze odwiedziny w Mielcu potomków
mieleckich Żydów, szukających swoich korzeni i śladów po pomordowanych
przodkach. Koleni potomkowie Żydów przyjeżdżają i szukają, i adekwatnie to prawie
nie ma nikogo w Mielcu, kto by im podpowiedział, oprowadził, przetłumaczył.
I staje cud
się tak, jak w opowieści Pani Izabeli Sekulskiej, która oprowadzała po
Czerminie i Mielcu potomków tutejszych Żydów. (link do jej przepięknej
opowieści o sentymentalnej podróży z USA do Czermina i Mielca https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2025/06/warto-pewnego-razu-w-mielcu-i-czerminie.html?m=1
).
I staje się
tak, iż te domy, zaułki, jakieś obiekty, mające sto czy sto kilkadziesiąt lat,
więc teoretycznie zabytkowe, które dla przypadkowych turystów z Polski będą
miały wartość niegodną zatrzymania się w mieście, dla nich są obiektami o
wielkiej wartości sentymentalnej. Dla nich warto przyjechać z Nowego Jorku, z
Buenos Aires.
Dla tych
nieokazałych, mieleckich, pożydowskich domów, ale i miejsc, po których kiedyś
chodzili ich przodkowie, gdzie robili interesy, gdzie na targu sprzedawali
swoje wyroby warto im przyjechać ze świata.
Tylko
odpowiedzmy sobie na podstawowe pytanie: Czy ktoś oprócz pani Izabeli
Sekulskiej (i może Pana Stanisława Wanatowicza) byłby w stanie udzielić
przyjezdnym tak wyczerpujących informacji?
Powie ktoś:
przyjechała dwójka Żydów i co? Czy dla nich warto się sprężać? Powiem tak: a
skąd wiecie, iż byłaby tylko dwójka? jeżeli byłaby infrastruktura (głównie w
Urzędzie Miasta czy Powiatu – stosowne komórki organizacyjne, ale także chęć do
materialnego wsparcia pamięci o mieleckich Żydach, takie jak zamieszczanie
drogowskazów, tablic informacyjnych, folderów etc), jeżeli byliby ludzie mający
wiedzę i możliwość dzielenia się nią w języku innym od polskiego, jeżeli byłoby
rozpropagowanie sprawy, to tych ludzi było coraz więcej i więcej.
W Urzędzie
Miasta w Rzeszowie jest (referat) osoba, która zajmuje się sprawami dziedzictwa
żydowskiego.
Czy taka
osoba nie mogłaby być w Urzędzie Miasta Mielec? Albo w Muzeum?
Kiedyś, bo
teraz w wojnę pewnie jest inaczej, przyjeżdżały wycieczki z Izraela. Miały
swoją marszrutę przez Polskę. Może dałoby się uczynić Mielec przystankiem na
ich trasie?
Pewnie
pomysłów zrodziłoby się wiele. Ale trzeba podjąć wyzwanie
A zadowoleni
amerykańscy czy izraelscy turyści nieśliby opowieść o Mielcu na cały świat.
Ps.
Spodziewam się, iż zamiast wsparcia w szukaniu dostanę hejt za sprzyjanie
Żydom. Tak jak do tej pory mi się pamięta, iż pojechałem uczcić pamięć mieleckich
(i nie tylko) Żydów zamordowanych w Pustkowie. Gdy wszyscy jechali uczcić
pamięć Polaków, ubrani w barwy narodowe, ja do swego roweru przyczepiłem
izraelską flagę. I tak zostałem w pamięci niektórych.
Ps1 Jeśli
panowie radni Kagan i Barnaś mają jakieś interesujące pomysły promocji Mielca w
świecie, to chętnie się do nich ustosunkuję. I wesprę oczywiście.