W fejk portalu kremlowskich bliźniaków (tak, tak, zerkam tam od czasu do czasu celem zaspokojenia własnej próżności…), niejaki Piotr Gursztyn ręce swe spracowane załamuje nad zbliżającym się prawdopodobnie końcem programu 800+ w obecnej formie. Dla przypomnienia i jasności, to jakoby program wprowadzony jeszcze za pizdytów, jakoby promujący tak zwaną dzietność Polaków. Wedle chorych założeń, Polacy mieli się ruchać na potęgę, za pieniądze właśnie, z ruchania miały być dzieci, a na każde takie wydymane dziecko, rodzina dymająca się prokreacyjne, miała dostawać wpierw pięć stówek, a teraz to choćby osiem. Założenie jak wskazuje praktyka, było całkowicie błędne, bo o ile ruchanie się prawdopodobnie odbywało, i dobywa bez przeszkód (ku rozpaczy kościoła głównie dla przyjemności), to dzieci z tego raczej nie było, i chyba nie będzie, przynajmniej w zakładanej przez pomysłodawców ilości.
W praktyce program 500/800+ stał się zwykłym drenującym budżet socjalem bez sensu, dla wszystkich jak leci, niezależnie od tego, czy ktoś zarabia miliony, czy nie zarabia nic (przynajmniej oficjalnie). Żeby było ciekawej, koszt tego eksperymentu to ponad 60 miliardów rocznie (!) co wcale nie jest sumą bagatelną, zwłaszcza w zestawieniu z innymi socjalami, mającymi miło połaskotać wybrane grupy wyborców.
No i teraz jest moim zdaniem słuszny pomysł, żeby trochę to bezsensowne rozdawnictwo przyciąć, co oczywiście nie wszystkim się podoba, a panu Gursztynowi szczególnie się nie podoba. A nie podoba mu się przede wszystkim z przyczyn ideologicznych, żadnych innych, powiedziałbym praktycznych. Z tego co mi wiadomo, pan redaktor dzieci to za dużo raczej nie naruchał (są choćby nie sprawdzone przypuszczenia dlaczego), więc teoretycznie nie powinien dużo stracić, i gdyby nie polityczne zacietrzewienie, to powinno mu to latać koło pióra.
A poza tym, szczerze mówiąc, jest człowiekiem dobrze raczej sytuowanych (choć sam do tego się za chuja nie przyzna, będzie wam wmawiał, iż głoduje i biega po okolicznych śmietnikach w poszukiwaniu resztek), więc brak 800+, gdyby się na to łapał, budżetu rodzinno-domowego z pewnością mu nie zrujnuje. Tymczasem gardłuje w najlepsze, bo nie lubi Tuska, bo go z lekka odstawili od konfitur, bo dobrze żarło ale coś zdechło, bo tęskno za czasami kiedy się coś tam podkradało, się korzystało, się ustawiało z wiatrem i się było niczym w maśle pływający paczek.
Więc jak jest jakakolwiek, najmniejsza choćby szansa do przypierdolenia się , no to się należy przypierdolić. W tym sensie pan Gursztyn niczym nie różni się od całej zgrai, szczerzących nieustanie swe brudne kły prawicowo zdegenerowanych przypierdalaczy. Jebie się przeto tę władzę, bo takie jest zapotrzebowanie i takie jest zamówienie, braci Kremlowskich zamówienie, walczących o przeżycie na coraz trudniejszym rynku prymitywnych gadzinówek w goebbelsowskim stylu.
Zaś co do samego 800+, no to nie ulega najmniejszej choćby wątpliwości, iż w tym kształcie co obecnie, program ów jest wybitnie zdegenerowany. Ja nie mówię, iż nie należy pomagać najbiedniejszym, najbardziej nie zawsze z własnej woli poszkodowanym, jednak nie należy ludzi przyzwyczajać do nieróbstwa i łatwej kasy za nic. Więc jeżeli 800+ ma mieć w przyszłości jakiś sens, to po pierwsze powinna to być pomoc w postaci różnych celowych bonów, wspierających naprawdę dzieci a nie zakup kolejnej flaszki, czy trzydziestoletniego Golfa w dyzlu, zaś po drugie nieodzowne wydaje mi się jest wprowadzenie bariery dochodowej, poniżej której 800+ się należy.
I jak dobrze rozmiem w tym kierunku reforma owego programu ma iść, trzeba tylko wypierdolić z pewnego pałacu, w tej chwili mieszkającego tam klauna (który dla zasady wetuje wszystko jak leci), co jest perspektywą jeszcze dwustu z hakiem dni. A potem się zobaczy. Z tym płodzeniem dzieci to też bym raczej nie przesadzał, bo wyruchiwanie ich tylko dlatego, żeby dostać kolejne osiem stówek jest trochę bez sensu, a poza tym i tak nas jest za dużo na tym świecie, więc ekologicznie rzecz biorąc, rodzenie kolejnych ludzików, to zdecydowanie mało szczęśliwe rozwiązanie.