Jutra nie da się przewidzieć. Byli ludzie, którzy twierdzili, iż internet upadnie, a telewizja nigdy się nie przyjmie. choćby prawie niezawodny amerykański prognostyk wyborczy Allan Lichtman pomylił się w tym roku, przewidując, iż Kamala Harris pokona Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Do tego dochodzą nieprzewidywalne czynniki, jak choćby pandemie, które potrafią wywrócić wszystko do góry nogami.
Mimo to można jednak wskazać kilka trendów i scenariuszy, które mogą wydarzyć się w 2025 r. Oto wybrane z nich.
Zakończenie wojen
Trudno postrzegać Donalda Trumpa — naczelnego buntownika i rewolucjonistę — za wiarygodnego rozjemcę. Mimo to podczas kampanii wyborczej obiecał, iż „zatrzyma wojny” szalejące na całym świecie, w tym na Bliskim Wschodzie i Ukrainie. I być może właśnie to zrobi.
Z pewnością bierze to pod uwagę Wołodymyr Zełenski — niedawno powiedział, iż gdy Trump obejmie władzę w USA, wojna zakończy się szybciej. Być może stara się w ten sposób stanąć po odpowiedniej stronie i zasygnalizować chęć zaangażowania się w negocjacje. Odrzucenie ich prawdopodobnie źle wpłynęłoby na wizerunek i pozycję Ukrainy — dla niej lepiej, by to Władimir Putin był tą trudną i problematyczną stroną.
Nawet jeżeli Zełenski mówi tak, by zjednać sobie przyszłą administrację w USA, w niektórych europejskich kręgach faktycznie panuje cicha nadzieja na to, iż Trump może doprowadzić wojnę do końca. Niektórzy uważają, iż ma on większe szanse na wypracowanie porozumienia z Moskwą, niż miałaby Kamala Harris.
Mimo iż zachodni przywódcy obiecywali, iż będą wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne, wśród wielu rośnie przekonanie, iż ta wojna jest dla niej nie do wygrania — a na pewno nie na jej warunkach, do których zalicza się m.in. odzyskanie całego terytorium okupowanego przez Rosję. Zachodni sojusznicy Ukrainy nigdy tak naprawdę nie brali tego pod uwagę.
Emmanuel Macron, Wołodymyr Zełenski i Donald Trump w Paryżu, 7 grudnia 2024 r.
Jeśli Trump wynegocjuje porozumienie, które będzie wiązało się ze stratami terytorialnymi dla Ukrainy, to będą mogli obarczyć go odpowiedzialnością za wszelkie ustępstwa na rzecz Rosji. Uwolni ich to też od konieczności realizacji pustych obietnic, które zbyt lekko złożyli. Choć Kijów nie będzie w pełni usatysfakcjonowany z takiego rozwiązania, Europejczycy w pewnym sensie odetchną z ulgą — nie mają bowiem środków, by sfinansować „wieczną wojnę”, a wyborcy nie zgodzą się na rozmieszczenie wojsk w Ukrainie. Zakończenie wojny pozwoli też powstrzymać śmierć i uratować życia — chociaż na jakiś czas. Bo Putin długo raczej nie zadowoli się częściowym zwycięstwem.
Na Bliskim Wschodzie izraelscy ultranacjonaliści świętowali zwycięstwo Trumpa, a jego wybory na urzędników ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego jeszcze bardziej poprawiły im nastrój. Z ich punktu widzenia Trump da im wszystko, czego tylko zapragną, w tym ich upragnioną Ziemię Obiecaną. W końcu jego kandydat na ambasadora USA w Izraelu Mike Huckabee odrzucił ideę istnienia państwa palestyńskiego — uważa, iż Palestyńczyków należy przenieść do innego kraju.
Podczas pierwszej kadencji prezydenckiej Trump nie dał jednak izraelskiemu premierowi tego, czego wówczas chciał — poparcia dla aneksji Zachodniego Brzegu lub przynajmniej izraelskich osiedli. Niektórzy współpracownicy uważają, iż i tym razem Binjamin Netanjahu nie otrzyma czeku in blanco. Będzie się jednak o niego starał. Premier Izraela wytrwale zabiega o względy Trumpa. Próbuje naprawić faux pass, jakim było pogratulowanie Joemu Bidenowi zwycięstwa w wyborach w 2020 r. w czasie, gdy Trump kwestionował ich wyniki. — Bibi mógł siedzieć cicho — irytował się później republikanin.
— jeżeli izraelski przywódca spodziewa się łatwego zwycięstwa, myślę, iż się rozczaruje. Będzie musiał zmienić swoje podejście, ponieważ Trump chce zakończyć walki na Bliskim Wschodzie prawie tak samo, jak w Ukrainie — mówi jeden z republikańskich doradców.
Jak może zakończyć te wojny? Na mocy potencjalnych porozumień Palestyńczycy mogą otrzymać skrawek Zachodniego Brzegu i zniszczoną Strefę Gazę i z tych terenów utworzą własne państwo. Ukraina zaś może stracić 20 proc. swojego terytorium — ale to lepsze niż nic lub kontynuowanie wojny.
Pożegnanie z Pax Americana
Nie jest to zaskakująca prognoza po wygranej Trumpa. Ostatnim razem, gdy zasiadał w Białym Domu, europejscy przywódcy wierzyli, iż będą w stanie przetrwać „burzę”, i poczekać, aż wszystko wróci do normy. I do pewnego momentu mieli rację. — Ameryka powróciła, sojusz transatlantycki powrócił — powiedział Joe Biden na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa kilka tygodni po swojej inauguracji prezydenckiej ku ogromnej uldze sojuszników Waszyngtonu.
Joe Biden, Waszyngton, 16 grudnia 2024 r.
I rzeczywiście, za jego rządów stosunki transatlantyckie układały się lepiej, choć nie obyło się bez problemów. Jednym z nich była decyzja Joego Bidena o wycofaniu wojsk amerykańskich z Afganistanu, co pogrążyło kraj we władzy talibów. Europejscy urzędnicy zareagowali na to mieszanką niedowierzania i poczucia zdrady. Ogólnie jednak stosunki amerykańsko-europejskie układały się pomyślnie, wrócił „stary świat” sprzed rządów Trumpa. Teraz ponownie może on zniknąć. Czy jednak nie nadszedł czas, by Europa stanęła na własnych nogach?
Owszem, znów będzie musiała znosić groźby wycofania USA z NATO czy nałożenia wysokich ceł, które już rzuca Trump. Czy jednak w gruncie rzeczy nie jest to dla niej szansa? Czy nie jest to czas, by europejscy przywódcy zdobyli się wreszcie na odwagę i zmniejszyli zależność od USA? Przez lata mówili o strategicznej autonomii i konieczności wzięcia na własne barki ciężaru obrony Europy — ale na słowach się kończyło. Teraz mają szansę zmienić je w czyn.
Będzie to nieco traumatyczne, ale powrót Donalda Trumpa do Białego Domu może być tym, co wyrwie Europę z jej własnego marazmu. Trzeba przyznać, iż jest to ogromne wyzwanie. Mujtaba Rahman, kierownik działu Europy w amerykańskiej firmie konsultingowej Eurasia Group, powiedział, iż europejscy przywódcy będą musieli przezwyciężyć różnice w zakresie podejścia do bezpieczeństwa, obrony, migracji i polityki fiskalnej. Dodał, iż są to obszary „najmniej podlegające pod wspólne działania w całej UE dlatego, iż są nieodłącznie związane z państwami narodowymi: z ich granicami, podatkami i bezpieczeństwem narodowym”.
Podejmowanie wspólnych działań w tych obszarach rzeczywiście grozi podsycaniem populizmu i fragmentacji politycznej. Możemy jednak być pewni, iż niedługo to nastąpi.
Adaptacja do zmian klimatycznych, a nie dążenie do zerowej emisji
Spójrzmy prawdzie w oczy — nigdy nie uda się osiągnąć zerowej emisji netto.
W przyszłym roku więcej państw przyjmie podejście, zgodnie z którym zamiast dążyć do nieosiągalnego standardu, znacznie lepiej jest przeznaczyć siły i środki na zmniejszanie podatności na ekstremalne warunki pogodowe i skutki zmian klimatu.
COP29 był ogromnym sukcesem, jeżeli chodzi o zaserwowanie jego uczestnikom od dawna potrzebnej zdrowej dawki realizmu. Należy za to podziękować prezydentowi Azebrejdżanu Ilhamowi Alijewowi, gospodarzowi konferencji.
Stwierdził on, iż ambitne cele w zakresie łagodzenia skutków zmian klimatycznych nigdy nie zostaną osiągnięte. Dlaczego więc ktoś miałby kupować samochód elektryczny i ryzykować, iż nagle w razie potrzeby znajdzie się kilkaset kilometrów od najbliższej stacji ładowania? Dalej w swoim kontrowersyjnym przemówieniu wychwalał paliwa kopalne, nazywając je „darem od Boga”. Zauważył, iż owszem, niektóre nisko położone wyspy przez ocieplenie klimatu zostaną zalane, ale i tak nikt nie może ich teraz znaleźć na mapie.
Trump i Musk — duet wybuchowy
Dwóch kucharzy w jednej kuchni nigdy nie wychodzi na dobre. Z Donaldem Trump i Elonem Muskiem w Gabinecie Owalnym może być podobnie.
Ten drugi z pewnością będzie argumentował, iż jego wkład z kampanię Trumpa, w wysokości 200 mln dol. (ok. 822 mln zł), powinien dać mu coś więcej niż tylko Departament Efektywności Rządu.
Już pojawiają się pierwsze tarcia między Muskiem a doradcami Trumpa, w tym choćby Borisem Epshteynem — prawnikiem, który koordynował obronę w sprawach karnych Trumpa. Do głośnej wymiany zdań między nimi doszło podczas kolacji Mar-a-Lago Trumpa. Musk podał w wątpliwość niektóre z wyborów Epshteyna i oskarżył go o przecieki do prasy.
Donald Trump i Elon Musk, 19 listopada 2024 r.
Następnie w serwisie X publicznie naciskał na Trumpa w sprawie polityki gospodarczej i sugerując, kto — jego zdaniem — powinien być sekretarzem skarbu. Lojaliści Trumpa uważają, iż bromance między tak silnymi osobowościami nie może trwać wiecznie. Uważają, iż w pewnym momencie Musk przekroczy granicę.
Kiedy w końcu dojdzie do „erupcji”, wymianę ciosów będzie można obserwować w mediach społecznościowych — obaj mają bowiem swoje platformy (do Trumpa należy Truth Social). Z pewnością będzie huczniej niż podczas obchodów Dnia Niepodległości.
Nowy wspaniały świat sztucznej inteligencji
A skoro jesteśmy już przy Musku — szybkim krokiem nadchodzi era sztucznej inteligencji.
Niektórzy obawiają się, iż jeszcze bardziej wzmocni ona autorytarnych przywódców, pozwalając im zwiększyć zakres manipulacji i dezinformacji — choćby dzięki deepfake’ów. Według generała Nicka Cartera, byłego szefa sztabu obrony Wielkiej Brytanii, oraz Robyn Scott, współzałożycielki firmy Apolitical, demokracje przegrają wyścig o zwycięstwo w dziedzinie sztucznej inteligencji i innych nowych technologii, które „stały się najważniejsze dla globalnej rywalizacji między wolnym światem a autorytarnymi rywalami”. — I to zwycięzcy tej rywalizacji będą w stanie określić naszą przyszłość — mówią.
Henry Kissinger i inni obawiali się, iż sztuczna inteligencja wzmocni władzę podmiotów niepaństwowych i korporacji — takich jak te kontrolowane przez Elona Muska i Jeffa Bezosa. jeżeli niektóre państwa przyjmą w szerszym zakresie sztuczną inteligencję niż inne, świat stanie się jeszcze mniej przewidywalny.
To dość ponury obraz. Lepiej jednak pozostać optymistycznie nastawionym do sztucznej inteligencji i przyjąć scenariusz Kissingera, w którym korporacje tworzą sojusze, aby skonsolidować swoją i tak już znaczną potęgę.
Musk ogłosił, iż dwójka pacjentów dostała już wszczepione pierwsze interfejsy mózg-komputer Neuralink, który został zaprojektowany tak, aby umożliwić im sterowanie komputerem lub urządzeniem mobilnym w dowolnym miejscu. Najwyraźniej wystąpiły jednak pewne awarie. Pozostaje nam z niecierpliwością czekać na dzień, kiedy nie będziemy musieli krzyczeć na Alexę Jeffa Bezosa, a zamiast tego po prostu pomyślimy: czas zgasić światło.