Wybory we Francji przynoszą impas, lewica rośnie, a skrajna prawica nie daje rady

oen.pl 2 miesięcy temu


Francja stanęła w obliczu zawieszenia parlamentu i głębokiej niepewności politycznej po tym, jak trzy główne grupy polityczne: lewica, centrum i prawica, wyłoniły się w przedterminowych wyborach parlamentarnych w niedzielę, uzyskując znaczną liczbę głosów, ale nie zbliżając się choćby do bezwzględnej większości.

Wstępne wyniki obaliły powszechne przewidywania wyraźnego zwycięstwa Zgromadzenia Narodowego, antyimigracyjnej partii Marine Le Pen, która zdominowała pierwszą turę głosowania tydzień temu. Zamiast tego lewicowy Nowy Front Ludowy zdobył 178 miejsc.

Centrowa koalicja prezydenta Emmanuela Macrona, która miesiąc temu wprowadziła zamieszanie w kraju, ogłaszając wybory, znalazła się na drugim miejscu ze 150 miejscami. Za nią znalazło się Zgromadzenie Narodowe i jego sojusznicy, którzy zdobyli 142 miejsca.

Wyniki zostały opracowane przez „The New York Times” na podstawie danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i potwierdziły wcześniejsze prognozy, wskazujące na to, iż żadna partia ani blok nie uzyska większości.

Szczegóły wyniku mogą się jeszcze zmienić, ale jest jasne, iż w niezwykłym stopniu, walka centrystów i lewicy o utworzenie „frontu republikańskiego” w celu konfrontacji z Narodowym Zgromadzeniem w drugiej turze głosowania zadziałała. Kandydaci w całej Francji wycofali się z wyścigów trzyosobowych i wezwali do jedności przeciwko partii pani Le Pen.

„Prezydent ma teraz obowiązek wezwać Nowy Front Ludowy do rządzenia” – powiedział Jean-Luc Mélenchon, skrajnie lewicowy lider, który jest charyzmatycznym, ale polaryzującym głosem lewicowego sojuszu. „Jesteśmy gotowi”.

Ale Francja wydawała się niemal nie do rządzenia, skoro igrzyska olimpijskie w Paryżu miały się rozpocząć za niecałe trzy tygodnie. Lewica się rozrosła, Zgromadzenie Narodowe dodało dziesiątki miejsc do swojej obecności w Zgromadzeniu Narodowym, a partia pana Macrona poniosła dotkliwą porażkę, a 250 miejsc zajmowanych przez jego partię i jej sojuszników w Zgromadzeniu Narodowym zostało zredukowanych o około jedną trzecią.

W rezultacie w silnie podzielonej izbie niższej parlamentu, w której skupia się większość władzy ustawodawczej, żadna koalicja rządowa nie wydawała się na pierwszy rzut oka możliwa, a centryści pana Macrona byli wciśnięci między skrajnie prawicowe i skrajnie lewicowe grupy, które nie cierpiały ani jego, ani siebie nawzajem.

Jordan Bardella, protegowany pani Le Pen, która w zeszłym miesiącu poprowadziła Zgromadzenie Narodowe do zwycięstwa w wyborach do Parlamentu Europejskiego i pierwszej turze głosowania ustawodawczego, nazwał umowy, które udaremniły jego dążenie do uzyskania bezwzględnej większości „sojuszem niehonorowych” i powiedział, iż pan Macron skazał Francję na „niepewność i niestabilność”.

Mimo iż zdobyło mniej miejsc w parlamencie, niż przewidywano, Zgromadzenie Narodowe zajęło miejsce we francuskiej polityce, które wymazało powojenny krajobraz polityczny zbudowany wokół idei, iż historia jawnego rasizmu i antysemityzmu skrajnej prawicy czyni ją niegodną piastowania władzy.

Pani Le Pen odcięła się od tej przeszłości. Ale choćby w zmienionej formie, główne przesłanie partii pozostaje takie, iż imigranci rozwadniają gloryfikowaną francuską tożsamość narodową i iż potrzebne są ściślejsze granice i surowsze regulacje, aby ich powstrzymać lub uniemożliwić im korzystanie z francuskiej sieci zabezpieczeń społecznych.

Francja odrzuciła tę wizję, ale w zdecydowanej większości opowiedziała się za zmianą. Nie chciała więcej tego samego. Wysłała bolesny komunikat do elit pro-biznesowych zgromadzonych wokół pana Macrona, którego kadencja jest ograniczona i musi opuścić urząd w 2027 r.

„Francja jest bardziej podzielona niż kiedykolwiek” – powiedział Alain Duhamel, wybitny politolog i autor. „Dowiedzieliśmy się, iż rozwiązanie parlamentu i ogłoszenie wyborów przez pana Macrona było bardzo złym pomysłem”.

W czasie, gdy chwiejny prezydent Biden walczy z przeciwstawieniem się nacjonalistycznemu przesłaniu America First byłego prezydenta Donalda J. Trumpa, przedłużające się francuskie zawieszenie polityczne może przyczynić się do niestabilnej sytuacji międzynarodowej. Od dawna blisko związana z Rosją, pani Le Pen próbowała przedstawić się jako ostrożna zwolenniczka Ukrainy, ale nie ma wątpliwości, iż Moskwa powita rosnące wpływy Zgromadzenia Narodowego.

Nowy Front Ludowy prowadził kampanię na platformie, która miałaby podnieść miesięczną płacę minimalną we Francji, obniżyć ustawowy wiek emerytalny z 64 do 60 lat, ponownie wprowadzić podatek od majątku i zamrozić cenę energii i gazu. Zamiast ograniczyć imigrację, jak obiecało Zgromadzenie Narodowe, sojusz powiedział, iż uczyni proces azylowy bardziej hojnym i płynnym.

Platforma stwierdziła, iż ​​sojusz wspiera walkę Ukrainy o wolność przeciwko Rosji i wezwała prezydenta Władimira W. Putina do „odpowiedzi za swoje zbrodnie przed międzynarodowym wymiarem sprawiedliwości”.

Nie jest jasne, w jaki dokładnie sposób będzie finansowany program gospodarczy sojuszu w momencie, gdy Francja walczy z rosnącym deficytem budżetowym, ani w jaki sposób polityka proimigracyjna będzie realizowana w kraju, w którym jest to być może najbardziej wrażliwa kwestia.

Nowy Front Ludowy, w którym poglądy są ostro podzielone między umiarkowanych socjalistów i skrajną lewicę, uzyskał bardzo dobre wyniki wśród młodych ludzi w pierwszej turze głosowania, a także w projektach gęsto zamieszkanych przez północnoafrykańskich imigrantów wokół większych miast, w tym Paryża.

Gorąco propalestyńskie stanowisko pana Mélenchona okazało się popularne w tych rejonach, choćby jeżeli wywołało oburzenie, gdy wydawało się, iż przekroczył granicę antysemityzmu, oskarżając Yaël Braun-Piveta, żydowską przewodniczącą Zgromadzenia Narodowego, o „rozbicie obozu w Tel Awiwie w celu zachęcania do masakry”. Powiedział o dużej demonstracji w listopadzie ubiegłego roku przeciwko antysemityzmowi, iż „przyjaciele bezwarunkowego poparcia dla masakry mają swoje spotkanie”.

Nic nie zmusiło pana Macrona do ogłoszenia przedterminowych wyborów, ale był gotów zaryzykować, iż przez cały czas może być postacią jednoczącą przeciwko ekstremom. W rzeczywistości stracił pokusę, by to robić przez siedem lat urzędowania. Kiedy doszedł do władzy w 2017 r., oświadczył, iż lewica i prawica to przestarzałe etykiety. Już nimi nie są.

Mimo wszystko centrowemu sojuszowi pana Macrona poszło ostatecznie lepiej, niż oczekiwano, a on sam przeżył, by walczyć kolejnego dnia.

Wygląda na to, iż pan Macron ma teraz dwie opcje, poza rezygnacją, której, jak obiecał, nie będzie rozważał.

Pierwszym rozwiązaniem jest próba zbudowania szerokiej koalicji, która mogłaby obejmować zarówno lewicę, jak i resztę umiarkowanych konserwatystów gaullistowskich, z których niektórzy przełamali tabu w trakcie kampanii, sprzymierzając się z Narodowym Zjednoczeniem.

Taka możliwość wydaje się odległa. Pan Macron nie ukrywał swojej głębokiej niechęci do pana Mélenchona; uczucie to jest odwzajemnione.

Drugim, mniej ambitnym rozwiązaniem byłoby utworzenie przez pana Macrona rządu tymczasowego, który zająłby się bieżącymi sprawami.

Na przykład pan Macron mógłby poprosić byłych premierów z partii centrowych — swojej własnej, socjalistów i centroprawicowej Partii Republikańskiej — o zaproponowanie rządu złożonego z technokratów lub wybitnych osobistości, które mogłyby zająć się ograniczonym programem działań w ciągu najbliższego roku.

Zgodnie z Konstytucją do kolejnych wyborów parlamentarnych musi upłynąć co najmniej rok.

Jednym z obszarów, w którym pan Macron może przez cały czas wywierać znaczący wpływ, większy niż gdyby został zmuszony do „współżycia” z panem Bardellą jako premierem, są sprawy międzynarodowe i wojskowe, tradycyjnie zarezerwowane dla prezydenta w Piątej Republice.

Jako gorący zwolennik Unii Europejskiej składającej się z 27 państw, którą Zgromadzenie Narodowe chce osłabić, bez wątpienia będzie kontynuował działania na rzecz „europejskiego mocarstwa” z bardziej zintegrowanymi armiami, przemysłem zbrojeniowym i badaniami technologicznymi, ale jego wpływy mogą zostać ograniczone przez słabość wewnętrzną.

Pan Macron, kiedyś skuszony zbliżeniem z panem Putinem, stał się również otwartym zwolennikiem walki Ukrainy o wolność. W obliczu wyborów prezydenckich w USA, które odbędą się za cztery miesiące, narastają wątpliwości co do gotowości Zachodu do dalszego uzbrajania i finansowania Ukrainy.

Rosja wyraźnie uważa, iż ​​Francja się zachwieje. „Lud Francji szuka suwerennej polityki zagranicznej, która służy jego interesom narodowym i oderwaniu się od dyktatu Waszyngtonu i Brukseli” – powiedział rosyjski minister spraw zagranicznych w oświadczeniu wydanym kilka dni temu. „Francuscy urzędnicy nie będą w stanie zignorować tych głębokich zmian w postawach ogromnej większości obywateli”.

Krótko mówiąc, Francja stoi w obliczu wielkiej niepewności, zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Wygląda na to, iż nie można wykluczyć kryzysu konstytucyjnego w nadchodzących miesiącach. Gabriel Attal, ustępujący centrowy premier, który złożył rezygnację w niedzielę, oświadczył, iż „dzisiaj żadna absolutna większość nie może być kontrolowana przez ekstrema dzięki naszej determinacji i wartościom”.

Twierdził, iż odniósł małe zwycięstwo, ale oczywiście centrum również nie ma takiej większości.

W przeciwieństwie do wielu innych państw europejskich, w tym Belgii, Włoch i Niemiec, Francja nie ma tradycji wielomiesięcznych negocjacji w celu utworzenia skomplikowanych rządów koalicyjnych między partiami o rozbieżnych poglądach ani zawierania tymczasowych sojuszy. Rzeczywiście, Charles de Gaulle zaprojektował Piątą Republikę w 1958 r., aby położyć kres parlamentarnym zamieszkom i krótkotrwałym rządom Czwartej Republiki.

Jedna z teorii tłumaczących tajemniczą decyzję Macrona o ogłoszeniu wyborów zakładała, iż ​​gdyby rządziło Zgromadzenie Narodowe, a premierem był Bardella, skrajnie prawicowa partia straciłaby na popularności przed wyborami prezydenckimi w 2027 r.

To był kolejny hazard oparty na założeniu, iż łatwiej jest krytykować z marginesu niż podejmować trudne decyzje rządowe. Pan Macron nie chce oddać kluczy do Pałacu Elizejskiego, siedziby prezydenta, pani Le Pen za trzy lata.

W tym sensie wynik wyborów może zawstydzić pana Macrona i przynieść korzyść pani Le Pen. Udowodniła swoją rosnącą popularność bez przejmowania przez swoją partię ciężaru urzędu. Z drugiej strony, zakorzeniony francuski opór wobec idei przejścia władzy w ręce skrajnej prawicy został po raz kolejny zilustrowany.


Źródło

Idź do oryginalnego materiału