Wszystkie loty posłów. Czy Konfederacja lepiej dba o środowisko niż Lewica i Zieloni? [KOMENTARZ]

2 miesięcy temu

Przyzwyczailiśmy się już, iż politycy co innego mówią, a co innego robią. Że nie przestrzegają zasad, nie szanują wartości, do których przywiązanie głośno deklarują. Podobnie jest z wykorzystywaniem poselskich przywilejów, w tym przypadku lotów na koszt podatnika. Jednak czasem poziom hipokryzji jest w stanie zaskoczyć i rozbawić choćby tych ludzi, którym wydaje się, iż nic ich już w polityce nie zdziwi. Szczególnie dużo obłudy w kwestii ochrony klimatu i środowiska znajdziemy w podejściu wielu lewicowych i „zielonych” polityków. Najlepiej pokazują to oczywiście liczby.

Powiedzmy, iż musimy udać się z miasta A do miasta B. Nie od dziś wiadomo, iż dla klimatu i środowiska jest znacznie lepiej, gdy pojedziemy koleją, a nie autem. Natomiast największa emisja dwutlenku węgla wiąże się z podróżą samolotem.

Nie od dziś wiadomo też, iż sytuacja z klimatem, delikatnie rzecz ujmując, nie jest dobra. jeżeli zatem da się uniknąć emisji kilkuset kilogramów CO2, to warto to zrobić. Osoby publicznie deklarujące troskę o klimat i ludzi powinny więc wybierać kolej. Zwłaszcza jeżeli są to ważni, wpływowi politycy. Rzeczywistość gotuje nam tu jednak niejedno rozczarowanie.

  • Czytaj także: Koniec z poselskimi przywilejami. Zapłacą, poczekają na spóźniony pociąg i może wrócą na ziemię [OPINIA]

Opinie i komentarze publikowane na łamach SmogLabu wyrażają poglądy autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji.

Biedroń i nocny pociąg do Brukseli

W zeszłym roku dziennikarka radia Zet, Beata Lubecka spytała europosła Roberta Biedronia, czy zamiast latać do Brukseli i Strasburga przypadkiem nie mógłby jeździć tam pociągiem – właśnie z powodu emisji CO2 i wpływu lotnictwa na klimat. Ton głosu polityka Nowej Lewicy był pewien autentycznego zdziwienia i rozbawienia: „To już jest jakiś absurd kompletny! No jak? No ale to zajmuje 15-16 godzin” – z rozbrajającą szczerością odpowiedział Biedroń. Pytany o kuszetkę, odparł krótko: „To nie jest możliwe!”

To ten sam Robert Biedroń, który parę lat wcześniej zapowiedział, iż „zawetuje każdą ustawę szkodliwą dla klimatu”. I ten sam Biedroń, który pełniąc obowiązki prezydenta Słupska, zrezygnował z samochodu służbowego, przesiadając się na rower i transport publiczny. Warto tu też przypomnieć – choć nie ma to bezpośrednio nic wspólnego z klimatem – jeden fakt. Gdy w 2019 roku Biedroń kandydował do Parlamentu Europejskiego, zapowiedział, iż jeżeli zdobędzie mandat eurodeputowanego, to go nie przyjmie. Tak się jednak złożyło, iż jednak zmienił zdanie.

Za chwilę spróbuję Państwa przekonać, iż największym „klimatycznym obłudnikiem” Nowej Lewicy wcale nie jest jednak Robert Biedroń, ale Maciej Gdula. Choć innych mocnych kandydatów do tego tytułu bynajmniej w tej partii nie brakuje. Tyle iż w przypadku Gduli nie chodzi o latanie. Jednak wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii (zbyt) częstych podróży lotniczych.

Kto lata najwięcej na koszt podatników – posłowie Lewicy czy Konfederacji?

Jeśli chodzi o korzystanie z samolotu w ramach służbowych podróży, inni politycy Nowej Lewicy nie są niestety lepsi od Roberta Biedronia. Niedawno użytkownik Radek Karbowski opublikował na portalu X następujący wpis:

Kto w IX kadencji chętniej podróżował samolotami po kraju na koszt Kancelarii Sejmu – posłowie Lewicy czy Konfederacji?

Odpowiedź może być zaskakująca (a może i nie) – chętniej latała Lewica.

42 posłów Lewicy zrealizowało 2554 loty – średnio 60,81 lotu na osobę. 14 posłów… pic.twitter.com/4LPswykE48

— Radek Karbowski (@RadekKar) June 24, 2024

„Kto w IX kadencji chętniej podróżował samolotami po kraju na koszt Kancelarii Sejmu – posłowie Lewicy czy Konfederacji?

Odpowiedź może być zaskakująca (a może i nie) – chętniej latała Lewica. „42 posłów Lewicy zrealizowało 2554 loty – średnio 60,81 lotu na osobę. 14 posłów nie latało ani razu, ale aż 13 ponad 100 razy” – wylicza Karbowski.

Miejsca na podium zajęli:

  • Dariusz Wieczorek: 339 lotów
  • Anita Kucharska-Dziedzic: 205
  • Krzysztof Śmiszek: 197

Widać, iż Nowa Lewica w tej konkurencji po prostu deklasuje Konfederację, której politycy globalne ocieplenie zwykle traktują jako wymysł „głupich lewaków”. Albo też uważają – podobnie jak były krakowski radny Łukasz Wantuch – iż zmiana klimatu przyniesie nam w sumie więcej korzyści niż strat. W tym przypadku 10 posłów Konfederacji wykonało 234 loty, co daje średnią na poziomie 23,4. Nikt nie zrealizował więcej niż 50 lotów.

  • Czytaj także: Czy ocieplenie klimatu będzie dla nas korzystne? Kontrowersyjny polityk twierdzi, iż tak [KOMENTARZ]

To oznacza, iż w zeszłej kadencji Sejmu „Konfiarze” latali znacznie rzadziej niż pochyleni nad losem ludzi i planety posłowie i posłanki Nowej Lewicy. Partii, wydawałoby się, progresywnej, której członkowie nie są na bakier z nauką i faktami, a o zmianie klimatu mówią z sensem. Na przykład w roku 2019 Krzysztof Śmiszek złożył Interpelację nr 227 do prezesa Rady Ministrów „w sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i polityki klimatycznej, jaką podejmie polski rząd w latach 2019-2023”. Jest także autorem choćby takiego wpisu, będącego reakcją na potężne gradobicie, które w maju tego roku dotknęło m.in. Gniezno:

Zmiany klimatu to nie tylko upały.
Czekają nas nawałnice, śniegi w maju i upały w marcu.
Potrzebujemy sprawiedliwej transformacji, która nikogo nie zostawia w tyle! https://t.co/IQNPkIJ8qm

— Krzysztof Śmiszek (@K_Smiszek) May 20, 2024

Oczywiście, na potęgę latali i (pewnie dalej latają) nie tylko posłowie i posłanki Nowej Lewicy. Podobnie jest w przypadku polityków PO, o czym na Smoglabie pisał jakiś czas temu Maciek Fijak.

Swoje ganicie, cudzego nie znacie. „Pusty lot” samolotu zielonej pani minister

Za chwilę wrócimy na polskie podwórko, jednak warto teraz zrobić małą wycieczkę do naszych zachodnich sąsiadów. Bo przykłady „klimatycznej obłudy” znajdziemy rzecz jasna nie tylko w naszym kraju.

Szczególnie interesujący jest przypadek współprzewodniczącej niemieckich Zielonych, Annaleny Baerbock, która pełni obowiązki minister spraw zagranicznych RFN. W zeszłym roku w trakcie wizyty w USA wiozący ją rządowy samolot wykonał 148-kilometrowy „pusty przelot”, by odebrać Panią Minister po jej podróży drogą lądową między Austin i Houston w Teksasie. Podczas 45-minutowego lotu ten naprawdę spory samolot (Airbus A350) zużył około 4,5 tony paliwa.

A przecież niemieccy Zieloni chcą, by ludzie mniej latali, a więcej jeździli pociągami. Baerbock wcześniej podkreślała, iż stara się minimalizować wpływ swoich podróży na środowisko. Pani Minister nie była na tyle nierozsądna, by pochwalić się tym kontrowersyjnym lotem. Jednak media i tak sprawę nagłośniły, komentując przy tym złośliwie, iż o ile „wpływ takiego lotu na środowisko jest łatwy do zmierzenia” to już, „wszelkie szkody wyrządzone reputacji Baerbock są trudniejsze do oszacowania”.

Nie tylko polscy posłowie. Von der Leyen i lot na dystansie… 50 kilometrów

Równie trudna do zrozumienia była jedna z podróży lotniczych Ursuli von der Leyen. Przewodniczącej Komisji Europejskiej parę lat temu poleciała prywatnym odrzutowcem z Wiednia do … pobliskiej Bratysławy. To około 50 kilometrów, lot trwał 19 minut. Za Polską Agencją Prasową:

„Taki lot na krótkich dystansach to „ekologiczny grzech” (…) „Podróż pociągiem – koszt: 11,20 euro od osoby, trwa tylko 1 godzinę i 7 minut, a emisja CO2 jest bliska zeru. „Leyen wolała wejść na pokład prywatnego odrzutowca na 19 minut” – pisze z kolei niemiecki dziennik Bild. „Podczas podróży wyprodukowano około 1130 kilogramów CO2”

Nie wymaga to chyba żadnego komentarza. Wróćmy jednak nad Wisłę. Na dole gara ze środowiskową obłudą czeka na nas „samogęste” – najlepsze zostawiłem dla Państwa na koniec.

Maciej Gdula i elektryczny samochód

Postaram się teraz uzasadnić swoją – subiektywną, przyznaję, opinię: największym hipokrytą w kwestii ochrony klimatu – przynajmniej wśród polityków Nowej Lewicy, jest Maciej Gdula – „socjolog, polityk i publicysta, doktor habilitowany nauk społecznych, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Warszawskiego, poseł na Sejm IX kadencji, od 2023 wiceminister nauki”.

W rozmowie w RMF FM, która miała miejsce w marcu 2023, Robert Mazurek pytał Gdulę:

RM: Skoro pan ma stare Subaru, rozumiem, iż pan je wymieni na samochód elektryczny?

MG: Myślę, iż jak przyjdzie czas na to, to wymienię je rzeczywiście na samochód elektryczny. Myślę, iż w 2035 wymienię je na samochód elektryczny.

RM: Niech pan pokaże, iż panu zależy na środowisku! (…) Czy następny samochód, który kupi profesor Maciej Gdula, poseł Maciej Gdula, to będzie samochód elektryczny?

MG: Pewnie nie, bo nie chcę wydawać tyle. Poczekam, aż stanieją. Panie redaktorze, mówimy o roku 2035!

Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie

Zapomnijcie o tym starym, 18-letnim Subaru, którego wymiana na elektryka z punktu widzenia ochrony środowiska i klimatu może faktycznie nie jest najlepszym pomysłem. Przynajmniej jeżeli auto byłoby używane rzadko (produkcja nowego pojazdu też przecież obciąża Planetę). Według najnowszego oświadczenia majątkowego z września 2023 Maciej Gdula jest właścicielem ponad dwutonowego SUV-a: Volvo XC90 rocznik 2016. Samochód nie tylko duży, ale i dość drogi – nowy kosztuje przynajmniej 335 tys. złotych.

  • Czytaj także: SUV-y określa się jako „eko”, bo są oznaką bogactwa. Oto jak szkodzą

Mówimy o tym samym Macieju Gduli, który w grudniu 2012 z zaangażowaniem pisał o kryzysie klimatycznym na łamach Krytyki Politycznej tekst pt. „Kto zapłaci za zmiany klimatyczne?” i który jest też na przykład autorem znacznie nowszego wpisu o następującej treści:

„No i dzieje się! SLD i Wiosna tworzyć będą Nową Lewicę. Łączą się zaangażowanie i rozsądek, żeby walczyć o zmianę w Polsce. Ochrona słabszych i mniejszości, prawa kobiet, świeckie państwo i walka ze zmianami klimatu to sprawy, których nie odpuścimy!”

No i dzieje się! SLD i Wiosna tworzyć będą Nową Lewicę. Łączą się zaangażowanie i rozsądek, żeby walczyć o zmianę w Polsce. Ochrona słabszych i mniejszości, prawa kobiet, świeckie państwo i walka ze zmianami klimatu to sprawy, których nie odpuścimy! pic.twitter.com/jLidSaHMYf

— Maciej Gdula (@m_gdula) March 17, 2021
  • Czytaj także: Grzechy ekologów. Ratował świat jeżdżąc SUV-em na siłownię

Zieloni kontratakują, czyli przyganiał kocioł garnkowi

Niedawno na portalu X rozpętała się mała awantura, kiedy to polscy Zieloni (partia) przypomnieli Nowej Lewicy, iż „to właśnie przede wszystkim do polityków należy odpowiedzialność za ratowanie naszej planety” i iż „przykład musi iść od góry”. Bezpośrednim pretekstem była wypowiedź polityka Nowej Lewicy, Tomasz Treli. W rozmowie z Beatą Lubecką na antenie radia Zet Trela bez ogródek przyznał, iż nie jeździ pociągiem, ale samochodem, bo po prostu lubi jeździć autem.

Tylko #Zieloni są gwarantem walki z katastrofą klimatyczną. My mówimy jasno i wyraźnie – to właśnie przede wszystkim do polityków należy odpowiedzialność za ratowanie naszej planety! Mądre i odważne decyzje polityczne są kluczowe, a przykład musi iść od góry. https://t.co/SSIKUj16uu

— Partia Zieloni (@Zieloni) July 2, 2024

Komentarz Zielonych do tego, co mówił Trela, jest jednak dość zabawny. Nie tylko ze względu na niedawną wypowiedź posłanki Zielonych, Klaudii Jachiry, zachęcającą do aktywności, które naprawdę kilka mają wspólnego z ratowaniem Planety, a sporo ze szkodzeniem jej. To, co mówi Jachira, każe zresztą podejrzewać, iż posłanka jest kimś w rodzaju Konrada Wallenroda wysłanego przez powiedzmy, Ryszarda Petru albo Sławomira Mentzena, by do reszty pogrążyć Zielonych.

  • Czytaj także: „Zielone” zakupy według Jachiry? W niedzielę, ale do wielorazowej torby

Tego typu komentarze Zielonych są lekkim strzałem w stopę także ze względu na opisany wyżej przypadek minister Baerbock. A to dlatego, iż polscy Zieloni mają silne i bliskie związki ze swoimi niemieckimi koleżankami i kolegami.

Bez ładowarki pod blokiem ani rusz? Zielona wiceminister klimatu przejechała 40 tys. km samochodem

Są też zabawne w świetle wypowiedzi innej posłanki Zielonych, Urszuli Zielińskiej. Ta może niezbyt zgrabnie, ale za to szczerze przekonywała ostatnio o tym, jaka zła jest ropa naftowa.

I trudno się z tym nie zgodzić. Co do meritum, Zielińska ma rację. Problem w tym, iż polityczka Zielonych, osoba raczej majętna, sama – podobnie jak Gdula – jeździ autem spalinowym. A konkretnie 20-letnim Volkswagenem. Co samo w sobie nie jest niczym niezwykłym ani przesadnie gorszącym. Jednak Zielińska jeździ tym autem całkiem sporo – w 2022 roku przejechała samochodem blisko 40 tys. kilometrów na koszt Kancelarii Sejmu. A przecież pełni w obecnym rządzie obowiązki … Wiceminister Klimatu i Środowiska.

A dlaczego Zielińska nie ma „elektryka”? Uwaga: otóż dlatego, iż … nie ma pod blokiem ładowarki.

Proste? Proste.

Zdjęcie tytułowe: Ministerstwo Sprawiedliwości / shutterstock/De Visu

Idź do oryginalnego materiału