
– Człowiek sobie poradzi, a zwierzęta nie. Nie mają głosu. My nim jesteśmy – mówi Krzysztof, jeden uczestników finału Zwierzogrania. To ogólnopolska inicjatywa, której celem jest m.in. walka z bezdomnością wśród psów i kotów, inspirowana Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Akcja zgromadziła ludzi, którym los zwierząt nie jest obojętny.
Dopóki człowiek nie obejmie współczuciem wszystkich żywych stworzeń, dopóty on sam nie będzie mógł żyć w pokoju – Albert Schweitzer.
***
– Nigdy nie byłem zły na świat zwierząt, tylko wyłącznie na świat ludzi. Było tak za każdym razem, kiedy widziałem psa na łańcuchu, kiedy widziałem bestialstwo w Internecie czy konia, który zamiast na spokojną emeryturę trafiał do rzeźni. Nigdy nie wiedziałem, dlaczego tak jest, ale w tym swoim przeświadczeniu wiem, iż nie jestem sam. Są nas miliony – mówił ze sceny w ArcelorMittal Park w Sosnowcu „sprawca całego zamieszania” Łukasz Litewka, poseł Nowej Lewicy, pomysłodawca Zwierzogrania, czyli Ogólnopolskiej Orkiestry dla Zwierząt.
Jeśli ktoś ma skojarzenia z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, to są one słuszne. Zresztą, prezes WOŚP-u Jerzy Owsiak oficjalnie poparł Zwierzogranie i życzył Litewce powodzenia. W niedzielę, 18 maja, odbył się finał akcji, w którym tłumnie brali udział miłośnicy czworonogów.
- Czytaj także: Zabili 500 tys. zwierząt w rok. Krwawa masakra w polskich lasach
„Zwierzęta to nasi przyjaciele”
Małgorzata i Łukasz przyjechali do Sosnowca z pobliskich Mysłowic. Nie mogło ich tutaj zabraknąć, ponieważ jak przyznają, po prostu kochają zwierzęta. Wszystkie. – Są naszymi przyjaciółmi. Od kiedy pamiętam, w moim rodzinnym domu były psy, adoptowane ze schronisk. Ale nie tylko, bo mieliśmy również gryzonie i rybki. Rodzice uczyli mnie miłości do zwierząt. Z żoną planujemy mieć psa. prawdopodobnie również z azylu – podkreśla pan Łukasz.
Takich jak on miłośników zwierząt z minuty na minutę w ArcelorMittal Park przybywa. Wielu z nich gromadzi się wokół sceny, na której w pewnym momencie pojawia się Piotr Witek, niewidomy właściciel psa przewodnika o imieniu Zako. – Gdy straciłem wzrok, bo nie jestem osobą niewidomą od dziecka, tylko ten wzrok straciłem na pewnym etapie mojego życia, zawsze wyobrażałem sobie, iż chciałbym mieć przyjaciela na czterech łapach, który będzie mnie przez to życie prowadził. Okazało się jednak, iż to nie jest takie proste, bowiem wymaga wiele pracy – przekonuje Witek. I dodaje: – zwykle w teamie pies-człowiek to człowiek jest samcem alfa, który podejmuje decyzje. W przypadku psa przewodnika, gdy widzi zagrożenie, to on musi podjąć decyzję, to on musi zadecydować za opiekuna, w którym momencie należy się zatrzymać, w którym miejscu trzeba skręcić. To bardzo trudne do nauczenia. Dla takiego psiaka to również duże obciążenie psychiczne.
Psa przewodnika trzeba też nauczyć, co może brzmieć absurdalnie, nieposłuszeństwa. – W momencie, kiedy wydaję Zako komendę, iż ma przejść przez jezdnię, a on widzi zbliżający się samochód elektryczny, którego ja nie słyszę, to on musi zrobić coś, żeby nie tylko nie drgnąć, nie ruszyć się z miejsca, ale żeby powstrzymać mnie przed wejściem na ulicę – opowiada ze sceny Piotr Witek, który swoje doświadczenia z psem przewodnikiem opisał w książce.
W trakcie finału Zwierzogrania to niejedyna osoba, którą czworonóg prowadzi przez życie. Hanna jest niepełnosprawna i porusza się na wózku. – Lucy to labrador. Ma 12 lat i pomaga mi w życiu codziennym. Chodzi ze mną do pracy, podnosi wszystko z podłogi. Jest moimi drugimi oczami. To moja towarzyszka życia – nie kryje kobieta, która pracuje w urzędzie miasta. Jak twierdzi towarzysząca jej opiekunka, Hanna traktuje Lucy jak rodzinę. – Po prostu byłyśmy sobie przeznaczone – mówi kobieta, a labradorka, jakby przytakując, merda ogonem.

Adopciaki mają zniżkę u fryzjera
Finał akcji zgromadził również ludzi, którzy niosą pomoc zwierzętom. Jolanta Jabłońska nie miała do ArcelorMittal Park daleko. Mieszka w Sosnowcu i dwa miesiące temu właśnie tutaj otworzyła zakład fryzjerski dla psów. Jolanta przekonuje nas, iż to nie tylko biznes, ale również możliwość pomagania czworonogom ze Schroniska dla zwierząt w Milowicach.
– Byłam tam nieraz, sama mam psiaka z azylu. Widziałam brudne zwierzęta, więc postanowiłam, iż będziemy za darmo przyjmować parę psów w miesiącu: umyjemy je, obetniemy. Pierwsze psiaki już u nas były – twierdzi kobieta i zapewnia, iż przy okazji namawia swoje koleżanki, żeby adoptowały psy ze schroniska. – Zapomniałam jeszcze o jednym: w naszym zakładzie adopciaki będą miały usługi za darmo bądź za połowę ceny, w zależności od tego, jak duży to będzie psiak. Wiadomo, iż do umycia tych większych trzeba zużyć więcej wody – dodaje Jabłońska. Nie kryje, iż kocha zwierzęta. – U mnie w domu zawsze były psy. Mam ogród, więc mogą się w nim wybiegać – kwituje kobieta.
Maja jest wolontariuszką Fundacji poMOC dla zwierząt, która pomaga czworonogom z Górnego Śląska. – Szukamy dla nich domów stałych i tymczasowych, kastrujemy, organizujemy zbiórki. Część naszych podopiecznych jest w schronisku w Rudzie Śląskiej. Inni są w domach tymczasowych – podkreśla nasza rozmówczyni. Zwraca uwagę, iż najczęściej zwierzęta trafiają do schroniska z ulicy bądź są odbierane interwencyjnie. – jeżeli już pies jest przez kogoś oddawany, co jest rzadkim zjawiskiem, to np. dzieje się to w sytuacji, kiedy ktoś z rodziny zmarł i zwierzakiem nie ma się kto zaopiekować. Bywa też, iż psiak został kupiony dla dzieci, znudził się i jest oddawany – dodaje Maja.
Trudno jej powiedzieć, jaka jest skala bezdomności wśród zwierząt na Górnym Śląsku. – Jako wolontariuszka widzę tych zwierząt dużo. Ale czasy się zmieniają. Ludzie z większą odpowiedzialnością traktują zwierzęta. Niemniej problem dalej istnieje – dodaje Maja. Na co dzień widzi cierpienie psów i kotów. Jak sobie z tym radzi? – Człowiek się do tego przyzwyczaja. Wiadomo, iż każda krzywda zwierzęca boli. Staramy się działać, żeby było jej jak najmniej. Skupiamy się na efektach tej pracy – kwituje wolontariuszka.
Lena to mała dziewczynka, ale już doskonale wie, co robi się ze zwierzętami. – Trzeba się nimi opiekować – odpowiada na pytanie swojej matki Karoliny. – Jesteśmy z Sosnowca, mieszkamy dwie ulice dalej. Dlaczego tutaj jesteśmy? Chodzi o pomoc zwierzętom. jeżeli jest okazja, to pomagamy. Gdy są organizowane zbiórki, wpłacamy pieniądze – twierdzi Karolina. Jej mąż Krzysztof dodaje: – Mamy 13-letniego kota z azylu. Uważam, iż takie inicjatywy jak Zwierzogranie są bardzo potrzebne. Człowiek sobie poradzi, a zwierzęta nie. Nie mają głosu. To my jesteśmy ich głosem – przekonuje nas mężczyzna.
- Czytaj także: Koniec horroru zwierząt na fermach? Tu biznes futerkowców upada [REPORTAŻ]
Szczęśliwe zakończenie
Hilda to amstaff, ma 9 lat, została znaleziona na ulicy. Była w koszmarnym stanie, bardzo wychudzona. – Jak udało nam się później ustalić, przez osiem lat była suką rozpłodową w hodowli. Na pewno nie miała tam dobrych warunków, na co wskazuje fakt, iż w tej chwili boi się zamkniętych przestrzeni. Gdy już była niepotrzebna, to została przekazana komuś dalej i tam już kompletnie o nią nie dbano – twierdzi Marta z Fundacji poMOC dla zwierząt. Hilda mieszka w schronisku od września 2024 roku. Otworzyła się na ludzi, wygląda dużo lepiej, nie sprawia problemów. Kiedy wydawało się, iż w jej życiu nastąpi przełom i suczka znajdzie nowy dom, okazało się, iż ma dwa nieoperacyjne guzy: na śledzionie i nadnerczu. – Niezależnie od wszystkiego szukamy dla niej domu stałego bądź tymczasowego. Dom tymczasowy to taki, w przypadku którego fundacja pomaga w utrzymaniu psa i w jego leczeniu – dodaje kobieta.

Przypomnijmy: celem pierwszej edycji Zwierzogrania jest m.in. zakup i utrzymanie Zwierzobusa. „Będzie to pojazd do zadań specjalnych, który nie będzie potrzebował parkingu czy garażu. Chcemy, by krążył po całej Polsce i budował świadomość o należytej opiece nad zwierzętami. Zamierzamy pomóc szczególnie tym, którzy kochają zwierzęta, ale często nie są w stanie opłacić ich leczenia. Szczególna misja niesienia pomocy zakłada: czipowanie i kastrację zwierząt, akcje edukacyjne w szkołach i przedszkolach, współpracę z gminami i organizacjami zwierzęcymi” – czytamy na stronie prozwierzęcego wydarzenia.
W sieci uruchomiono zbiórkę pieniędzy. Gdy kończymy pisać ten artykuł, zebranych jest niecałe 1,5 mln zł. – Musimy wiedzieć, jaka będzie ostateczna kwota. Zwierzobus kosztuje 2-2,5 mln zł. jeżeli tyle nie uzbieramy, nie będziemy go kupować, tylko przeznaczymy pieniądze na sterylizację i kastrację w klinikach. Chcemy docierać jak najdalej, pomijając duże miasta, bo one sobie poradzą. Największy dramat jest na ścianie wschodniej i na wsiach – podkreśla w rozmowie z redakcją SmogLabu poseł Litewka. Dodaje, iż przygotowania do Zwierzogrania to nie był dla niego łatwy czas. – Ludzie, którzy tutaj dziś przyszli, to jest dla mnie największa nagroda. Było ciężko. Myślałem, iż trzeba się poddać. Moja miłość do zwierząt jest szczera i bezwarunkowa.
W mediach społecznościowych „sprawca całego zamieszania” przekazuje też bardzo dobre wieści: „Kochani, jeszcze nie skończyliśmy, a jest już pierwszy sukces Zwierzogrania: Hilda na prostej drodze do nowego domu”.
- Czytaj także: „Jakby człowiek żył w budce telefonicznej”. Polacy za zakazem chowu klatkowego