Wojująca Bruksela.

myslpolska.info 2 tygodni temu
Zwróćcie uwagę jak bardzo brukselskiej dyktaturze i jej oddziałom w krajach UE zależy, by w trwającym konflikcie nazywać Rosję „agresorem”, a Ukrainę „ofiarą”. Ten język moralnej wyższości ma uzasadniać wszelką podłość.
Pieniądze, zbrojenia i zasoby naturalne to jedno, ale nic tak nie obraża wojującej Europy jak to, gdy ktoś na świecie wskaże, iż jednak przyczyny wojny są bardziej złożone. Nie wolno im przypominać, iż sami mieli gwarantować Porozumienia Mińskie; nie wolno pokazywać, iż w istocie wspierali na tej Ukrainie neonazistowskich szaleńców, których na kontynencie zwalczają; nie wolno im też przypominać jak bardzo sami gardzili tą Ukrainą przy rozmowach o partnerstwie, proponując jej złodziejski układ. Obraz musi być czarno-biały. Inaczej to „rosyjska propaganda” i najlepiej karać za to więzieniem.
W tym sensie dobrze się stało, iż mamy ten duet Trump-Vance. Ja nie wierzę oczywiście w ich dobre intencje i mniemam, iż to co robią to wymóg chwili, a nie jakiś wielki plan, ale jednak trudniej jest zrobić „onuce” z waszyngtońskich elit niż z nas: małych żuczków wielobiegunowości.
Zjawisko jest natomiast ciekawe, bo za tą cenzurą i penalizacją innego zdania występują głównie mordy, które kojarzymy z centrowo-liberalną opcją, co to zawsze wolność jednostki podnosiła jako wartość nadrzędną. Co lubiła sobie wycierać gęby Prawami Człowieka, choćby gdy w ich imię bombardowała Belgrad. Teraz bohatersko walczy ta ekipa wszelkimi zasobami z postami w mediach społecznościowych, nazywając je „dezinformacją”, choć przez te trzy lata ma na koncie tyle kłamstw, iż rzygać się chce.
Będziemy to oczywiście pamiętać. Choćby po to, by nie mieć skrupułów.

Tomasz Jankowski

Idź do oryginalnego materiału