Karol Nawrocki, nowy prezydent RP, w swoim liście do uczestników konferencji o sądownictwie PRL-u postanowił wrócić do retoryki, którą dobrze znamy z lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. Znów pojawia się oskarżycielski ton wobec sędziów, znów pobrzmiewa nuta moralnego potępienia, a za nią – dobrze znana polityczna intencja: utrzymać podział między „dobrymi” i „złymi” sędziami.
„W jakich warunkach ukształtowała się mentalność części sędziów, którzy – wspierani przez niektórych polityków i teoretyków prawa – wzniecili coś w rodzaju rokoszu i odmawiają uznania statusu sędziów mianowanych przez Prezydenta RP, którzy przeszli całą przewidzianą prawem procedurę?” – pyta w liście prezydent Nawrocki.
Już w tym jednym zdaniu zawiera się cały sens jego wystąpienia. Bo „rokosz”, o którym pisze prezydent, to nic innego jak sprzeciw niezależnych sędziów wobec prób upolitycznienia sądów w czasach Zbigniewa Ziobry. To właśnie ci sędziowie – od Juszczyszyna po Tuleyę – walczyli o prawo do niezawisłości, a nie o przywileje. Dziś nowy prezydent oskarża ich o bunt. Brzmi znajomo? Tak, bo to język PiS-u z lat 2017–2023, ubrany w akademickie słowa i historyczne odniesienia.
Konferencja, podczas której odczytano list Nawrockiego – zatytułowana „Wymiar niesprawiedliwości – sądownictwo okresu demokracji ludowej. Doświadczenia lat 1945–1989” – miała być wydarzeniem naukowym, refleksją nad trudną historią. Wzięli w niej udział przedstawiciele Sądu Najwyższego, prokuratorzy IPN i pracownicy Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Ale dla prezydenta była to przede wszystkim okazja do politycznego gestu.
„Od 1989 r. aż do dzisiaj stan sędziowski nie rozliczył się całościowo i ostatecznie ze swoją przeszłością, w tym ze stalinowskim sądowym bezprawiem” – napisał Nawrocki.
To zdanie brzmi jak kalka ze starych przemówień Zbigniewa Ziobry, który również budował swoją narrację na tezie o „nieoczyszczonym środowisku sędziowskim”. Problem w tym, iż w 2025 roku nikt już nie ma wątpliwości, iż owa „spuścizna PRL-u” to dziś raczej retoryczny pretekst niż realny problem. Większość sędziów, którzy orzekali w tamtych czasach, dawno przeszła na emeryturę lub nie żyje. Ale duch walki z „kastą” wciąż przydaje się politycznie – tym razem nowemu prezydentowi.
„Zapewne dlatego wszelkie inicjowane na tym polu procesy naprawcze i restytucyjne napotykały przeszkody i ostatecznie przyjmowały postać ułomną” – pisze dalej Nawrocki. Znowu: echo dawnych narracji. Bo to właśnie PiS, w imię „naprawy wymiaru sprawiedliwości”, stworzył Krajową Radę Sądownictwa zależną od polityków, a następnie obsadził Trybunał Konstytucyjny swoimi ludźmi. Dziś ci sami ludzie mówią o „ułomnych reformach” i „braku rozliczeń”.
Trudno nie dostrzec, iż w ten sposób prezydent kontynuuje linię sporu rozpoczętą przez swoich poprzedników z obozu PiS. Nawrocki, historyk związany z IPN, posługuje się znajomym mechanizmem: przeszłość PRL-u służy do delegitymizowania teraźniejszości. To skuteczny sposób na osłabienie środowiska, które od początku broniło niezależności sądów.
„Jak to jest możliwe, iż część środowisk politycznych i prawniczych nie ma problemu z uznawaniem niezawisłości sędziów mianowanych przez komunistyczną Radę Państwa” – pyta retorycznie Nawrocki. Tyle iż to pytanie nie ma dziś sensu. Rada Państwa przestała istnieć w 1989 roku. Od tego czasu w Polsce odbyły się cztery dekady wolnych nominacji i konkursów sędziowskich. Problemem nie jest więc „komunistyczna przeszłość”, ale partyjna teraźniejszość – czyli system, w którym prezydent, minister i partia mają wpływ na to, kto orzeka.
Nawrocki mówi o etyce, moralności i wartościach, ale w jego liście trudno dostrzec troskę o prawdziwą niezależność wymiaru sprawiedliwości. Raczej – próbę ustawienia sędziów w roli winnych, zanim zapadnie jakikolwiek wyrok.
Karol Nawrocki, jeszcze jako szef IPN, przyzwyczaił opinię publiczną do politycznych interpretacji historii. Teraz przenosi ten sposób myślenia do Pałacu Prezydenckiego. Nie ma w tym nic z przypadkowej retoryki – to świadomy wybór. W kraju, który dopiero zaczyna odbudowywać niezależność instytucji po ośmiu latach rządów PiS, nowy prezydent nie szuka porozumienia, ale nowych frontów.
Wojna z sędziami trwa. Zmieniły się nazwiska, ale słowa pozostają te same.
„Rokosz sędziów” to wymysł, nie rzeczywistość. Prawdziwy bunt to ten przeciwko politycznym podszeptom i próbom zawłaszczenia sądów. I w tym buncie, wbrew intencjom prezydenta Nawrockiego, nie ma nic z PRL-u – jest tylko troska o wolność.

2 dni temu












