Wiatraki alternatywą dla kopalni. Pierwsi górnicy już zmienili branżę

2 miesięcy temu

Przejście do pracy przy OZE nie oznacza dla górników końca kariery. – Te kompetencje, które już zdobyli, po przeszkoleniu okazują się cennymi umiejętnościami do pracy przy turbinach wiatrowych – mówi Małgorzata Żmijewska-Kukiełka z PSEW. Rozmawiamy z górnikami, którzy pod ziemią spędzili ponad 20 lat, a dziś pracują na turbinach wiatrowych. – Mamy poczucie, iż jeżeli zamienimy węgiel na OZE, to stracimy część siebie i naszej historii. Sam nie do końca się z tym zgadzam – prawda jest taka, iż świat idzie do przodu, a wszelki opór wynika ze strachu przed nieznanym – podkreśla jeden z nich.

11 lipca tego roku w kopalni Rydułtowy doszło do wstrząsu. Pod ziemią uwięzionych zostało 78 górników. Większość wydostała się z pomocą lub o własnych siłach. Jeden został uratowany po 50 godzinach. Jeden stracił życie. Miał 41 lat. To jak dotąd ostatnia ofiara przemysłu wydobywczego w Polsce.

Codziennie pod ziemię zjeżdża kilkadziesiąt tysięcy polskich górników. Od 2020 roku do domu nie wróciło 90 osób pracujących w górnictwie a 42 uległy ciężkim wypadkom.

Byli pracownicy sektora pokazują, iż istnieje bezpieczniejsza alternatywa.

Z dołu do góry

Jastrzębie-Zdrój na Górnym Śląsku w latach 60. i 70. z trzytysięcznego uzdrowiska stało się sypialną górników i urosło do stu tysięcy mieszkańców. – To były czasy socjalizmu i pokazywania całemu światu, iż górnictwo jest wspaniałym kierunkiem rozwoju. Edward Gierek miał śmiałą wizję, by zmienić Polskę w przemysłową potęgę. Wiemy iż komuniści ze Związku Radzieckiego nie zamierzali jednak do tego dopuścić. Moi rodzice przyjechali z Podkarpacia nie tyle za pracą, ile za możliwościami mieszkaniowymi. Kopalnie wiedziały, iż potrzebują górników, powstawały więc bloki, a do tego można było dobrze zarobić – opowiada w rozmowie ze SmogLabem Piotr Metlak, dziś były górnik.

– Poszedłem w tym samym kierunku. Nie było sensu wyjeżdżać z miasta, skoro praca czekała na miejscu. Wielu ludzi na Śląsku myślało podobnie – wspomina. Przez lata awansował na kierownika oddziału w kopalni węgla kamiennego Jastrzębie (później Jastrzębie-Moszczenica, Jas-Mos), organizując bezpieczną i wydajną pracę zespołu górników.

Pan Piotr dobrze pamięta pierwszy raz, kiedy w KWK Jas-Mos wydarzyła się tragedia. Pracował wtedy jako mechanik maszyn i urządzeń górnictwa podziemnego, gdy w kopalni Jastrzębie-Moszczenica doszło do wybuchu pyłu węglowego. To było 6 lutego 2002 roku. Zginęło 10 górników.

– Oczywiście przeprowadzono później badania przyczyny wybuchu, wyciągnięto wiele wniosków, wprowadzono większe obostrzenia pracy z materiałem wybuchowym, ale mimo tego świadomość, iż to mogłem być ja, została mi w głowie.

W kopalni pan Piotr przepracował niemal 25 lat, aż do czasu, gdy Jastrzębska Spółka Węglowa zdecydowała się zamknąć KWK Jas-Mos, ponieważ postanowiono udostępnić obszar górniczy Bzie Dębina od strony KWK Zofiówka. – Ciężko jest opuścić miejsce, w której spędziło się tyle czasu. Ostatni zjazd do kopalni ze swoją zmianą wydobywczą to trudna chwila, niełatwo było się z tym pogodzić – opowiada.

Piotr Metlak, fot. archiwum własne

Gdy postanowiono wygasić wydobycie w kopalni, wyrobiska i budynki przejęła Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Pan Piotr razem z zespołem trafił do KWK Zofiówka.

– Przepracowałem tam pół roku, do zasiłku przedemerytalnego, który przysługiwał mi z racji likwidacji mojego zakładu górniczego. gwałtownie jednak do mnie dotarło, iż jako 46-latek jestem za młody, żeby nic już nie robić. To dlatego zacząłem rozglądać się za ofertami pracy i gwałtownie trafiłem na ogłoszenie o programie przekwalifikowującym górników na techników turbin wiatrowych – wspomina.

Okazało się, iż te dwa zawody nie są tak różne, jak mogłoby się wydawać.

Zielona transformacja już się dzieje

Specyfika rozwiązań technicznych, przekładni i innych mechanizmów jest taka sama zarówno w przypadku pracy w kopalni, jak i przy turbinach wiatrowych, przekonuje pan Piotr. Dziś ma uprawnienia, które pozwalają mu pracować w zielonym sektorze w Polsce i za granicą.

Takich osób jak on będzie coraz więcej.

– W ciągu najbliższych dziesięciu, maksymalnie dwudziestu lat, lądowa i morska energetyka wiatrowa w sumie wygenerują 200 tys. nowych miejsc pracy – przekonuje Małgorzata Żmijewska-Kukiełka z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) – Bez tylu pracowników ten sektor się nie rozwinie, dlatego poszukujemy i będziemy poszukiwać osób do zatrudnienia. Istotne jest edukowanie i zachęcanie młodych ludzi do wejścia w tę branżę, ale widzimy też olbrzymi potencjał w pracownikach sektora wydobywczego.

Żmijewska-Kukiełka podkreśla, iż zielona transformacja musi odbywać się w sposób sprawiedliwy i dlatego oferta szkoleń z pracy w elektrowniach wiatrowych skierowana jest właśnie do górników.

– Chcemy im pokazać, iż przejście do pracy przy OZE nie oznacza końca ich kariery. Te kompetencje, które już zdobyli, po przeszkoleniu okazują się cennymi umiejętnościami do pracy przy turbinach wiatrowych – mówi.

Potwierdza to Bogdan Groborz, który w kopalni przepracował 23 lata, a dziś, podobnie jak pan Piotr, jest technikiem turbin wiatrowych. – Zależało mi, by dołożyć swoją cegiełkę do polskiej transformacji energetycznej, chciałem też poznać branżę OZE od środka. Wiedza i umiejętności, które zdobyłem w kopalni, okazują się tu przydatne, a zaczynanie wszystkiego od nowa w innym zawodzie jest przecież bardzo trudne. Marnowałbym swój potencjał, a tak mogę go przez cały czas wykorzystywać – komentuje zapytany przez SmogLab.

Znaczenie sprawiedliwości społecznej w procesie transformacji energetycznej podkreśla Polska Zielona Sieć w raporcie „Sprawiedliwa Transformacja Śląska”. – najważniejsze jest umożliwienie pracownikom odchodzącym z sektora węglowego zdobycia nowych kwalifikacji i płynnego, bezpiecznego przejścia do nowych miejsc pracy. Oferta ta musi być spójna z wypracowaną strategią rozwoju i programem inwestycji. Powinna brać pod uwagę dotychczasowy profil zawodowy pracowników, aby w nowych miejscach pracy mogli w jak największym stopniu wykorzystywać swoje umiejętności i doświadczenie zawodowe. Jej elementem musi być solidny mechanizm pośrednictwa pracy i wcześniejszych emerytur, gwarantujący, iż nikt nie pozostanie bez środków do życia.

Programy szkoleniowe w Polsce jak dotąd prowadzone są przez prywatne firmy – OX2 razem z Windhunter Academy, czy EDF Renewables Polska i Vulcan, które we współpracy ze Spółką Restrukturyzacji Kopalń (SRK) przeprowadziły nabór i szkolą kolejnych górników do pracy w charakterze techników i serwisantów turbin wiatrowych. To stosunkowo nowa inicjatywa, ale po przeszkoleniu pierwszych górników zainteresowanie znacząco wzrosło, a kolejni górnicy czekają w kolejce na następne tury szkoleń, których z roku na rok będzie coraz więcej.

– Chociaż nie ukrywam, iż początki były trudne. Pracownicy sektora górniczego nie darzyli zaufaniem energii wiatrowej, wielu z nich podchodzi do tej propozycji z rezerwą, nie wierząc, iż jest to dobra propozycja na zmianę drogi zawodowej. Ci, którzy korzystali z pierwszych szkoleń, spotykali się z negatywnymi komentarzami – podkreśla wspomniana Małgorzata Żmijewska-Kukiełka.

– Na Górnym Śląsku górnictwo jest bardzo mocno zakorzenione w naszej tradycji. Jako społeczność mamy poczucie, iż jeżeli zamienimy węgiel na OZE, to stracimy w pewnym sensie część siebie i naszej historii. Sam nie do końca się z tym zgadzam – prawda jest taka, iż świat idzie do przodu, a wszelki opór wynika ze strachu przed nieznanym. Na szczęście to się zmienia – wielu moich znajomych po fachu dzwoni do mnie, pytając, jak mi się pracuje przy elektrowniach wiatrowych. Zaczynają się przekonywać – mówi pan Bogdan.

Piotr Metlak początkowo w ogóle nie myślał o sektorze wiatrowym.

– Ale ostatecznie dobrze się stało. Zarobki są porównywalne jak w kopalni, a zagrożenie o wiele niższe. I chociaż uważam, iż najważniejsza jest równowaga i niektóre kopalnie moglibyśmy po prostu zamrozić, zamiast zasypać je raz na zawsze, to nie ma co się łudzić, iż będą one istniały wiecznie. Zamykanie kopalni nie jest kwestią ostatnich kilku lat, ten proces zaczął się już ponad dwie dekady temu, gdy jeszcze choćby nie byliśmy w Unii Europejskiej – przyznaje.

Rzeczywiście, rosnące koszty pracy i kurczenie się zasobów węgla kamiennego sprawiły, iż polski węgiel jest za drog,i a wiele kopalni mierzy się z nierentownością. Tylko w ciągu ostatnich 10 lat w stan likwidacji postawiono 19 zakładów górniczych – 5 za rządów PO-PSL i 14 podczas dwóch kadencji PiS, w tym KWK Jas-Mos). Warto dodać, iż kopalnia i zakład to nie to samo – ta pierwsza może być miejscem pracy kilku zakładów górniczych.

Dlatego PSEW przekonuje, iż transformacja energetyczna, która opiera się na rozwoju zielonych źródeł energii, to droga, z której nie ma już odwrotu. Żmijewska-Kukiełka nie ukrywa jednak, iż ogromnym wsparciem w tym byłyby działania edukacyjne i promocja pracy w OZE prowadzone również przez stronę rządową. Póki co nie widać takich planów.

Kontrowersje wokół ustawy wiatrakowej

– Ścieżka energetyki wiatrowej w Polsce jest bardzo wyboista. Poprzedni rząd próbował odblokować rozwój tego sektora, który wcześniej sam blokował. Z kolei premier Donald Tusk obiecywał, iż pierwsze kroki w tej sprawie zostaną podjęte od razu po przejęciu władzy. Minęło 200 dni od zaprzysiężenia rządu, a ustawy wiatrakowej przez cały czas brakuje. Mamy dość i jesteśmy rozczarowani, bo znów skończyło się na wielkich obietnicach – mówi przedstawicielka PSEW.

Dzień przed naszą rozmową 34 podmioty (organizacje, samorządy, firmy) wystosowały apel do premiera Donalda Tuska i ministry środowiska Pauliny Henning-Kloski o pilne odblokowanie rozwoju energetyki wiatrowej. “Wszystkie partie obecnej koalicji rządowej w kampanii wyborczej roku 2023 zgodnie deklarowały odblokowanie pełnego potencjału rozwoju energetyki wiatrowej. Pomimo to, po 7 miesiącach funkcjonowania rządu Koalicji 15 Października nic w tej sprawie się nie zmieniło, wbrew przedwyborczym zapowiedziom” – czytamy w apelu.

Strona rządowa gwałtownie odpowiedziała na wspomniany apel. 8 lipca 2024 r. Ministerstwo Klimatu i Środowiska dodało do wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów projekt ustawy o zmianie ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Planowany termin przyjęcia projektu przez Radę Ministrów to III kwartał 2024 r.

Przypomnijmy, iż tzw. ustawa wiatrakowa z 20 maja 2016 roku wprowadziła słynną już zasadę „10H” wyłączając 99,7 proc. powierzchni Polski z możliwości budowy nowych turbin. Jej nowelizacja (rozpoczęta jeszcze za rządów PiS) początkowo miała umożliwić budowę wiatraków w odległości 500 metrów od zabudowań. W ostatnim momencie poseł Suski napisał odręczną poprawkę do nowelizacji, zwiększając tę odległość do 700 metrów. Okazuje się, iż taka zmiana ma kolosalne znaczenie dla rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce – zmniejsza bowiem tereny dostępne do budowy elektrowni wiatrowych aż o 47 proc. Eksperci przekonują, iż odległość 500 metrów nie ma negatywnego wpływu na życie mieszkańców i jest standardem w większości państw europejskich.

  • Czytaj także: Dziś byłaby zbawianiem. Kto zniszczył energetykę wiatrową w Polsce?

– Liberalizacja zasad lokalizacji inwestycji w zakresie energetyki wiatrowej pozwoli na realizację nowych projektów w ramach kilkuletnich cykli inwestycyjnych, przy wykorzystaniu nowoczesnych i mało uciążliwych dla środowiska technologii – mówi członek Komitetu Elektrotechniki PAN prof. dr hab. inż. Piotr Kacejko.

Sygnatariusze apelu zwracają również uwagę m.in. na konieczność ulepszenia wydawania pozwoleń niezbędnych dla budowy nowych źródeł energii odnawialnej oraz utrzymania przepisów dotyczących ochrony środowiska (w tym minimalnych odległości elektrowni wiatrowych od parków narodowych i rezerwatów przyrody).

Dopytuję Małgorzatę Żmijewską-Kukiełka, czy Polska ma warunki naturalne odpowiednie do tego, by czerpać znaczną część energii z wiatraków.

– Oczywiście, nie jesteśmy Skandynawią, nie oprzemy całej naszej energetyki na turbinach wiatrowych, ale potencjał energetyczny polskiej części Morza Bałtyckiego uznawany jest za jeden z największych w Europie, sięgający choćby 33 GW. Jego wykorzystanie pozwoliłoby na zaspokojenie niemal 60 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną Polski.

Z kolei Polskie Sieci Elektroenergetyczne wskazują, iż OZE mają możliwość wytworzenia ponad 100 TWh energii odnawialnej w perspektywie roku 2030. Przekracza to aż o połowę obecne zapotrzebowanie na energię elektryczną w kraju.

Wiatrak jak wspinaczka górska

Na poziomie państwa transformacja z “brudnej energii” w kierunku OZE wydaje się być trudnym i długotrwałym procesem. Być może, jak pokazują doświadczenia Piotra Metlaka i innych górników, w rzeczywistości wystarczy otwartość na zmianę.

– Odejście od górnictwa, z którym było się związanym tyle lat, zawsze wiąże się z tęsknotą, ale nie oznacza to, iż chciałbym do tego wrócić. Mogę zmienić zawód, ale jednocześnie pamiętać, kim byłem. To siedzi we mnie bardzo głęboko. W szafie przez cały czas mam swój mundur górniczy – mówi nam Bogdan Groborz.

Z kolei Pan Piotr przekonuje, iż zarówno pod ziemią, jak i wysoko nad nią, liczy się praca zespołowa i odpowiedzialność za członka zespołu, z którym jest się w parze.

– Porównałbym to do wspinaczki wysokogórskiej, która jest moją pasją. W trakcie takiej wyprawy asekurujemy siebie nawzajem, musimy sobie ufać, bo od tego zależy nasze bezpieczeństwo. Cieszy mnie, iż na szkoleniach z pracy przy turbinach jest kładziony duży nacisk na to, by dbać również o tę drugą osobę, nie tylko o siebie. Mam wrażenie, iż w kopalni kwestia bezpieczeństwa czasami była traktowana jako drugorzędna – mówi Piotr Matlak.

Pytam go również o plusy i minusy jego obecnej pracy. Zwraca uwagę, iż w tym konkretnym zawodzie należy liczyć się z podróżami po kraju serwisując wiatraki – czasami raz w tygodniu, czasami dwa razy na miesiąc.

– Osoby młode, które nie założyły jeszcze rodzin, mogą z kolei liczyć na znacznie większe zarobki, wyjeżdżając na kontrakty do Niemiec czy Skandynawii (niektóre szkolenia oferują również kursy językowe). Tak naprawdę sektor daje wiele możliwości, bo pod pojęciem „technik turbin wiatrowych” kryje się wiele stanowisk, różniących się trybem pracy czy zarobkami. Aktualnie sam rozpoczynam pracę nad wdrożeniem systemu i cyfryzacją usługi inspekcji przekładni turbin wiatrowych.

Pan Bogdan zdecydował się na zlecenia w Polsce i za granicą. Wyjazdy, przekonuje, to zarówno zaleta (możliwość zwiedzania nowych miejsc, poznawania innych kultur) jak i wada (kilkutygodniowa rozłąka z rodziną). – Niezaprzeczalnym plusem jest wynagrodzenie, atrakcyjne również dla osób spoza branży energetycznej – przekonuje.

– Transformacja dzieje się na naszych oczach. To jest właśnie ten moment, żeby zaplanować swoją karierę, zwłaszcza dla młodszych osób, które w zmieniającej się branży energetycznej będą musiały znaleźć dla siebie ścieżkę kariery – przekonuje Małgorzata Żmijewska-Kukiełka.

Wtóruje jej Piotr Metlak – Myślę, iż jeżeli tylko ktoś chce, to w sektorze wiatrowym każdy znajdzie coś dla siebie.

Zdjęcie tytułowe: Shutterstock/Sopotnicki

Idź do oryginalnego materiału