Alaksandr Łukaszenka nie musi się martwić o wynik wyborów prezydenckich na Białorusi, które odbędą się w niedzielę 26 stycznia. Serią różnorakich posunięć dyktator uniemożliwił białoruskiemu społeczeństwu wyrażenie swojej woli w sprawie przyszłości kraju. Zabezpieczył za to swoją.
W przeciwieństwie do 2020 roku, gdy w wyborach wystartować mogła zlekceważona przez Łukaszenkę opozycjonistka Swiatłana Cichanouska, w tym roku dyktator nie ma żadnej realnej konkurencji. Czworo "kontrkandydatów" to de facto aktorzy w teatrzyku, który urządził dyktator Białorusi. "Prezydent" Łukaszenka zmienił prawo tak, by opozycja choćby nie mogła zarejestrować komitetu.
Wybory na Białorusi. Łukaszenka unieszkodliwił opozycję
W wyborach nie mogą startować bowiem ani więźniowie polityczni, a jest ich na Białorusi ponad 1200, ani emigranci. Opozycjonistki i opozycjoniści zostali więc praktycznie pozbawieni biernego prawa wyborczego.
To jednak nie koniec "zasieków" wyborczych, jakie przygotował reżim Łukaszenki. Białorusinki i Białorusini, którzy mieszkają poza granicami kraju, nie będą mogli głosować, bo... nie będą mieli gdzie. Ambasady i konsulaty Białorusi nie przeprowadzą głosowania "ze względów bezpieczeństwa". W ten sposób Łukaszenka uniknie symbolicznego policzka od emigrantów, którzy masowo zagłosowaliby na kogoś innego.
Słowa wsparcia do społeczeństwa Białorusi skierował Parlament Europejski. – Moje przesłanie do narodu białoruskiego brzmi: bądźcie silni, wspieramy was; czas dyktatury dobiegnie końca, demokracja zwycięży – oświadczyła Roberta Metsola, przewodnicząca PE.
Kto po Łukaszence? Nie wiadomo, ale dyktator będzie miał emeryturę na bogato
Alaksandr Łukaszenka jest świadomy upływającego czasu i tego, iż w końcu trzeba będzie przekazać władzę komuś innemu. Jednak dyktator nie zostawia niczego przypadkowi. Zmienił przepisy tak, by zagwarantować sobie bezkarność za wszystkie bezprawne działania.
Zgodnie z przygotowanymi dla siebie ustawami Łukaszenka nie będzie mógł pójść do więzienia. Nietykalny będzie także jego majątek. Wisienką na torcie są przywileje podatkowe dla byłego "prezydenta" i jego rodziny oraz specjalna opieka medyczna.