
Przez lata na Kaukazie niedźwiedzie traktowano jak egzotyczne trofea – zamykano je w ciasnych klatkach, eksponowano przy restauracjach i hotelach. Choć prawo zakazywało chwytania dzikich zwierząt, nikt przepisów nie egzekwował. Teraz Armenia zaczęła porządkować własne podejście do ochrony przyrody – i ratować zwierzęta, które przez lata były ofiarami kaprysu ludzi, wszystko przed przyszłorocznym szczytem klimatycznym COP17.
W Armenii trwa akcja uwalniania uwięzionych syryjskich niedźwiedzi brunatnych i innych dzikich zwierząt, które znalazły się w niewoli. Problem stał się głośniejszy, gdy Erywań wybrano na gospodarza Szczytu Klimatycznego COP17 w 2026 r. To dodatkowo zmobilizowało armeńskie władze i aktywistów do działań ratunkowych.
Rząd chce pokazać światu zmianę stosunku do przyrody, ale wciąż brakuje miejsc w ośrodkach dla zwierząt i realnych możliwości powrotu niedźwiedzi do natury.
Prawo było dziurawe
Przez wiele lat kraje Kaukazu traktowały dzikie zwierzęta jak przedmioty. Ich ulubioną „rozrywką” było trzymanie niedźwiedzi w niewoli. Mimo iż władze środowiskowe formalnie zakazywały chwytania dzikich zwierząt bez zezwoleń, wielu ludzi ignorowało to prawo. Bogaci Ormianie, Gruzini i Azerowie często pozyskiwali niedźwiedzie z natury albo z handlu, bagatelizując przepisy.
– Chwytanie dzikich zwierząt z Czerwonej Księgi Armenii – zbioru zagrożonych gatunków flory i fauny kraju – było od dawna zakazane, ale w kraju nie było wyraźnego zakazu ich trzymania – pisze w serwisie Yale Environment 360 niezależna ormiańska dziennikarka Lori Youmshajekian.
Dopiero w 2023 r., po uchwaleniu specjalnej ustawy, w Armenii zaczęło się coś zmieniać. Prawo pozwala przetrzymywać dzikie zwierzęta w niewoli wyłącznie za pozwoleniem Departamentu Bioróżnorodności Ministerstwa Środowiska, a standardy obejmują także lepsze traktowanie niedźwiedzi. Jednak nie spełniają one oczekiwań aktywistów ekologicznych.
– choćby te standardy określone w ustawie są niewystarczające dla niedźwiedzi. Określa ona minimalne rozmiary wybiegów, ale niedźwiedzie brunatne potrzebują kilometrów marszu dziennie, więc nie mogą żyć na powierzchni 15 m2 – mówi Arsen Gasparyan, badacz bioróżnorodności z Amerykańskiego Uniwersytetu Armenii.
- Czytaj także: Niedźwiedzie w Bieszczadach mają coraz większe problemy ze snem

Zabawka dla bogaczy?
Odkąd organizatorzy ogłosili, iż przyszłoroczny Szczyt Bioróżnorodności COP17 odbędzie się w Erywaniu, nagłośniono sprawę losu dzikich zwierząt. Władze udzieliły zgody na działania ratunkowe, a aktywiści z organizacji ekologicznej Fundacja Ochrony Przyrody i Dóbr Kultury (FPWC) rozpoczęli szeroką akcję ratunkową.
Działacze odbierali z domów dzikie zwierzęta, w tym niedźwiedzie, często trzymane w fatalnych warunkach. Właściciele zamykali je w wąskich klatkach bez wybiegu, na bardzo małej powierzchni, gdzie nie mogły się swobodnie poruszać. Stały lub leżały na podłodze pokrytej gnijącym jedzeniem i odchodami.
– Przestrzeń u pewnego mężczyzny była tak mała, iż zwierzę nie mogło usiąść, a połowa podłogi była usłana jego własnymi odchodami – wspomina Ruben Khachatryan, założyciel i dyrektor wspomnianej fundacji. – Ośrodek będzie jednym z pierwszych miejsc, do których organizacja skieruje zwierzęta uratowane przed rozpoczęciem COP17.
Aktywiści uratowali około trzydziestu niedźwiedzi, które właściciele przez wiele lat trzymali w haniebnych warunkach jako element swojego statusu. Zwierzęta te znajdowano w różnych miejscach: restauracjach, stacjach benzynowych, hotelach, przy przystankach autobusowych, na podwórkach, a choćby w warsztacie samochodowym.
„Zwierzęta nie są dla rozrywki”
Niedźwiedzie trafiają do jedynego na razie w kraju ośrodka rehabilitacyjnego w Urtsadzorze. Część młodszych i zdrowszych osobników – a przede wszystkim tych, które miały ograniczony kontakt z człowiekiem – po odzyskaniu sił wypuszcza się na wolność. Następnie naukowcy śledzą je dzięki nadajników. Niestety wszystkie starsze lub schorowane osobniki pozostaną w ośrodku do końca życia. Budowa drugiego obiektu w tym roku ma pomieścić dwadzieścia osobników, ale to wciąż za mało.
– Niestety naukowcy wypuszczają na wolność tylko młodsze i zdrowsze osobniki. Starsze, często schorowane i mocno zależne od właścicieli, mogą nie zaadaptować się do trudnych warunków – tłumaczą eksperci FPWC.
Lori Youmshajekian pisze: – Od 2010 roku akcje ratunkowe w Armenii zmniejszyły liczbę nielegalnie przetrzymywanych syryjskich niedźwiedzi brunatnych – zagrożonego wyginięciem podgatunku pochodzącego z regionu Kaukazu Południowego, ale eksperci szacują, iż w niewoli pozostaje od 20 do 30 osobników.
Działacze FPWC pracują nad uwolnieniem pozostałych niedźwiedzi z niewoli, a przedstawiciele rządu zobowiązali się do wsparcia tych działań.
– Ekolodzy mają nadzieję, iż ich działania pokażą światu, iż stosunek Armenii do dzikiej przyrody uległ zmianie. Ormianie muszą zrozumieć, iż zagrożone zwierzęta nie są dla rozrywki – mówi Gasparyan. – Dzieci nie powinny się uczyć, iż to normalne.
Za nielegalne przetrzymywanie grożą teraz grzywny w wysokości 520 dolarów, a za kłusownictwo – 1560 dolarów.
Tsovinar Hovhannisyan, kierownik projektu w FPWC, powiedział: – Przed uchwaleniem ustawy nikt nie mógł powiedzieć, iż jest to legalne, ale też nie było to nielegalne.

Nielegalne przetrzymywanie niedźwiedzi na polskim podwórku
W Polsce problem nielegalnego przetrzymywania niedźwiedzi nigdy nie osiągnął takich rozmiarów jak na Kaukazie czy Bałkanach. Nie oznacza to, iż nie dochodziło do podobnych incydentów. – Nigdy nie mieliśmy takich sytuacji, żeby np. niedźwiedź był uwiązany przy restauracji czy stacji benzynowej. Nie mieliśmy też niedźwiedzi tańczących. To nie była polska tradycja – mówi w rozmowie ze SmogLabem dr Robert Maślak z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Piętnaście lat temu naukowiec wraz z dr Agnieszką Sergiel zinwentaryzowali 54 niedźwiedzie w niewoli w Polsce. Kilkanaście z nich przebywało w fatalnych warunkach. Ludzie zamykali zwierzęta w ciasnych klatkach i pozbawiali je odpowiedniej opieki oraz adekwatnego pożywienia. Dzięki współpracy (m.in. z organizacją Four Paws) część niedźwiedzi trafiła do azylu. Trzy przewieziono do Niemiec, a pozostałe umieszczono na specjalnie wydzielonym terenie zoo w Poznaniu.
– Wiemy też, iż taki niedźwiedź, który jest oswojony, jest niebezpieczny dla człowieka. Wypuszczanie takich niedźwiedzi byłoby szaleństwem w obecnych warunkach, zwłaszcza w Europie. Więc one już nie trafią do środowiska i muszą być do końca trzymane w niewoli – tłumaczy badacz.
Jeśli chodzi o osobniki na wolności, preferuje się odstraszanie niedźwiedzi, zamiast ich odławiania. – Bardzo dobrze, iż w Cisnej zakończyło się to decyzją, by nie zabijać ich, tylko odstraszać – dodaje dr Maślak.
- Czytaj także: Niedźwiedzie polarne coraz częściej atakują ludzi. Tak naprawdę to one są ofiarami
–
Zdjęcie tytułowe: Yongkiet Jitwattanatam/Shutterstock