Urzędnik na cenzurowanym

1 tydzień temu

Widok gminnego urzędnika przebywającego w godzinach pracy na swojej posesji zainteresował jednego z mieszkańców. – Zadzwoniłem do urzędu sprawdzić, czy ten pan nie powinien być w pracy i początkowo przekonywano mnie, iż jest na terenie urzędu, co mnie bardzo zirytowało – denerwuje się nasz sygnalista. – Nie widzę w tym dziwnego i zdrożnego. Urzędnik też czasami musi w godzinach pracy załatwić jakąś swoją istotną prywatną sprawę. Mamy w urzędzie księgę prywatnych wyjść, z której pracownicy są rozliczani – komentuje wójt, Jacek Lis.

W ubiegłym tygodniu dostaliśmy maila od poirytowanego mieszkańca gminy Żółkiewka. Mężczyzna informował w nim, iż 8 stycznia (środa) ok. godz. 11.00 zauważył, iż jeden z pracowników tutejszego urzędu gminy znajduje się na swojej posesji, kiedy w tym czasie powinien być w pracy.

– Zadzwoniłem do urzędu na sekretariat zapytać się czy pan (…tu pada imię i nazwisko) znajduje się w pracy. Od pana sekretarza usłyszałem, iż tak, więc poprosiłem, by mnie z nim połączono. Wtedy sekretarz stwierdził, iż urzędnik przebywa na terenie urzędu – relacjonuje autor maila. – Wówczas stwierdziłem, iż właśnie widzę tego pana poza urzędem, na swojej posesji.

Sekretarz na to, iż pewnie znajduje się w terenie, by na koniec niby żartem stwierdzić, iż urzędnik „pewnie pojechał do domu po młotek”. Tyle, iż ten żart jakoś mnie nie rozbawił. Mam wrażenie, iż pracownicy urzędu w godzinach pracy załatwiają jakieś prywatne sprawy i nikt tego nie kontroluje, a to przecież z naszych podatków opłacane są ich pensje – podsumowuje nasz sygnalista.

Jacek Lis, wójt gminy Żółkiewka, nie widzi w tym nic dziwnego, iż urzędnik w godzinach pracy jest poza urzędem, bo musi załatwić jakąś, istotną prywatną sprawę. Temu służy księga wejść i wyjść, w której każde takie wyjście pracownika urzędu jest rejestrowane i rozliczane. Jednocześnie wójt twierdzi, iż domyśla się kto jest autorem maila. – To człowiek, który ma prywatny konflikt z urzędnikiem, o którym pisze.

Robi to po złości – uważa wójt Lis i dodaje, iż pracownik urzędu, którego dotyczy donos, opiekuje się chorą matką i zdarzają się sytuacje, iż musi do niej pojechać w czasie pracy. – Ja to doskonale rozumiem, siła wyższa, trzeba być człowiekiem. Staram się podchodzić ze zrozumieniem do tego typu sytuacji. Urząd gminy to przecież nie jest obóz pracy. Nie zawali się, jak jakiś pracownik na chwilę opuści swoje stanowisko. Oczywiście, co jeszcze raz podkreślę, w wyjątkowych sytuacjach – podsumowuje wójt Lis. (kg)

Idź do oryginalnego materiału