Upadek centrowego rządu i „skok w nieznane” Francji

2 tygodni temu

Parlament Francji uchwalił w środę wniosek o wotum nieufności wobec rządu Michela Barniera, co zmusza go złożenia w czwartek 5 grudnia rezygnacji. To pierwszy gabinet od 1962 roku, czyli powstania V Republiki, który napotkał w głosowaniu parlamentarnym wotum nieufności. Za wnioskiem głosowało 331 posłów lewicy i prawicy. Niezbędnych było 289 głosów.

Po odejściu Barniera prezydent Emmanuel Macron powoła nowego premiera. Jest to jednak trudne zadanie, bo obóz prezydencki nie ma w parlamencie większości, a zarówno skrajna lewica, jak i partia narodowa nie są w stanie utworzyć koalicji. Dziennik „Le Parisien” umieścił 5 grudnia artykuł zatytułowany „Skok w nieznane”, bo Francję rzeczywiście czeka okres niestabilności i być może kolejnych wyborów parlamentarnych. Lewa i prawa strona chciałaby już także przyspieszonych wyborów prezydenckich.

Premier Michel Barnier, polityk centroprawicowy, ale bliski Macronowi, sprawował władzę tylko 3 miesiące. Jego mniejszościowy rząd miał lawirować pomiędzy Zbuntowaną Francją (LFI) i innymi partiami lewicy a Zjednoczeniem Narodowym (RN). Kością niezgody okazała się kwestia budżetu. RN żądało rezygnacji ze wstrzymania waloryzacji emerytur, na co rząd skupiający się na równoważeniu finansów i szukaniu oszczędności się nie zgodził. Kwestia ta „pogodziła” w głosowaniu posłów lewicy i prawicy, którzy wspólnie rząd Barniera obalili.

Rząd Barniera próbował w głosowaniu nad budżetem skorzystać z art. 49-3 konstytucji, który pozwala na uniknięcie aprobaty parlamentu, co robił już poprzedni gabinet Attala. Deputowani mieli jednak dość ograniczania ich funkcji. Przed godziną 21:00 szefowa parlamentu Yaël Braun-Pivet ogłosiła, iż po głosowaniu rząd upadł.
W czwartek premier musi złożyć rezygnację na ręce prezydenta Emmanuela Macrona, który już szuka nowego premiera. Spotkanie obydwu polityków odbyło się o godzinie 10. Prezydent planuje też wygłosić orędzie do Francuzów o godzinie 20:00. Pałac Elizejski preferuje jak najszybsze wybranie nowego premiera, co oddali żądania rozpisania także przedterminowych wyborów prezydenckich. Decyzję o obaleniu rządu, wspiera według pierwszych sondaży 53% ankietowanych Francuzów.

Szanse na utworzenie nowego gabinetu nie są duże. Prawicowe RN zapowiada, iż zagłosuje przeciw każdemu rządowi, który nie będzie chciał przestrzegać podstawowych „czerwonych linii politycznych” tej partii. Lewica i LFI, mówią o „automatycznym wotum nieufności” dla wszystkich gabinetu, którego premier nie będzie pochodził z obozy lewicy, która ostatnie wybory wygrała.

Kandydatów na nowego premiera jest sporo. Pada już nazwisko socjalistki Ségolène Royal, która „jest gotowa” do przeprowadzki do Matignon i miałaby szansę zyskać poparcie lewicy. Po tej stronie brakuje doświadczonego kandydata, który mógłby zostać zaakceptowany przez centrum. Wybór polityka centroprawicy oznaczałby zaś „powtórkę z rozrywki” i powtórzenie się losu Barniera.

Upadek rządu i perspektywa przedterminowych wyborów pogłębią kryzys finansowy. Francja znajduje się na brukselskiej liście państw „nadmiernego deficytu”. Można się spodziewać m.in. obniżki ocen agencji ratingowych. Moody’s ocenia, iż upadek rządu Michela Barniera, „zmniejsza prawdopodobieństwo konsolidacji finansów publicznych” we Francji i „pogłębia impas polityczny w kraju”. Rząd Barniera obiecywał zmniejszenie deficytu publicznego do 5% PKB w 2005 roku, a w 2024 r. deficyt publiczny, prognozowany na poziomie 4,4% PKB, ma ostatecznie osiągnąć poziom 6,1%, ze względu na znacznie niższe od zakładanych dochody do budżetu. „Obecnie spodziewamy się, iż roczny deficyt kraju wyniesie 6,3% PKB w 2024 r., 5,3% w 2025 r. i 4,7% w 2026 r., czyli znacznie powyżej pułapów Unii Europejskiej” – stwierdza Agencja Moody’s, która podobnie jak agencja Fitch, wydały w październiku ostrzeżenie dla Francji i obniżyły jej rating. 30 listopada agencja S&P utrzymała rating Francji na poziomie „AA-”, ale upadek rządu sporo tu zmienia. Już zareagowała negatywnie paryska giełda.

Po drugiej stronie pozostało „gniew ludu” i zapowiedź fali strajków zaplanowanych na koniec roku wymierzony przeciw „oszczędnościom”. Na ulice wychodzą choćby emeryci. Każdy rząd popłynie pomiędzy Skyllą a Charybdą… Perspektywa wyborów jest bliska, ale nie wiadomo, czy zmieni to parlamentarny układ sił, czy tylko pogłębi chaos.

Bogdan Dobosz

Idź do oryginalnego materiału