UE będzie trwać przy gazie z Rosji, aby trzymać ceny w ryzach

2 dni temu
Zdjęcie: Nowy blok węglowy w Puławach. Fot. mat. pras.


Unia wciąż mocno uzależniona od rosyjskiego gazu

- Blisko trzy lata po rosyjskiej agresji na Ukrainę państwa UE wciąż płacą Kremlowi miliardy euro za dostawy gazu. Uzależnienie od dostaw z Rosji jest na tyle duże, iż najprawdopodobniej będzie trwało przez cały czas - ocenia Javier Blas, publicysta Bloomberga.

Co prawda Unia Europejska jest o wiele mniej zależna od rosyjskich dostaw niż kilka lat temu. W 2023 r. udział Rosji w imporcie surowca do UE wyniósł 15 proc. wobec 45 proc. w 2019 r. W ubiegłym roku Rosja była trzecim co do wielkości - po Norwegii i USA - źródłem zaopatrzenia UE w gaz.

Javier Blas zwraca jednak uwagę na niepokojący fakt - w 2024 r. gazowa zależność od Moskwy nie tylko przestała spadać, ale ponownie zaczęła się zwiększać. Dlatego jest spodziewane, iż udział Rosji w imporcie błękitnego paliwa do UE w tym roku wzrośnie do ok. 20 proc.

Publicysta Bloomberga przypomina przy tym paradoksalne zależności pomiędzy poszczególnymi częściami gazowo-wojennej układanki. Tak więc UE płaci Rosji za gaz, a Kreml wydaje te pieniądze, aby toczyć wojnę z Ukrainą. Z kolei UE daje Ukrainie pieniądze, aby ta stawiała opór Rosji. W ten sposób Unia zasadniczo finansuje obie strony konfliktu.

Do tego duża część rosyjskiego gazu wciąż płynie tranzytem przez Ukrainę, za który Moskwa płaci Kijowowi około 800 mln euro rocznie. Surowiec ten następnie trafia do Austrii, Słowacji, Czech, Węgier i Słowacji.

Kontrakt na ten tranzyt wygasa z końcem 2024 r. i Ukraina zapowiada, iż go nie przedłuży, co już może budzić niepewność na rynku gazu. Ceny w holenderskim hubie TTF wzrosły w ostatnim czasie powyżej 40 euro za MWh, czyli do najwyższego poziomu od 10 miesięcy i pułapu o blisko 80 proc. wyższego od dołka osiągniętego w lutym.

Dlatego - jak wskazuje Javier Blas - Europa musi postępować ostrożnie, aby uniknąć dalszego wzrostu cen. Trudno będzie zastąpić ewentualny ubytek tranzytu przez Ukrainę, choćby przez dostawy z Azerbejdżanu. Pozostaje więc dalsze kupowanie gazu z Rosji rurociągiem biegnącym przez Turcję do Bułgarii, a także poprzez dostawy LNG.

Oficjalnie UE zapowiadała, iż chce porzucić rosyjski gaz do 2027 r., choć termin ten ostatnio nie jest szczególnie przypominany, co - zdaniem Blasa - może świadczyć o tym, iż jest on zagrożony. Publicysta Bloomberga dodaje przy tym, iż koszty całkowitego porzucenia dostaw z Rosji są w tej chwili zbyt wysokie, co "ekonomicznie i politycznie brzmi w porządku, ale moralnie jest oczywiście odrażające".

Ponadto dalsze obniżenie popytu jest trudne, gdyż jeszcze bardziej mogłoby uderzyć w poturbowany przemysł. Z kolei rozwijanie własnego wydobycia napotyka na opór społeczny i polityczny, a także jest czasochłonne - podobnie jak rozwój OZE, które mogą ograniczyć zużycie gazu.

Szukanie winnego opóźnień w brytyjskiej energetyce jądrowej

- Brytyjska flota elektrowni jądrowych w nadchodzących latach mocno się uszczupli. Konserwatyści oraz Labourzyści wzajemnie obwiniają się za zaniedbania w rozwoju branży, a za opóźnienia w budowie nowych reaktorów dostaje się też Francuzom - pisze Politico.

Portal przypomina, iż jeszcze w latach 90. XX wieku energetyka jądrowa zapewniała Wielkiej Brytanii ponad jedną czwartą mocy wytwórczych. Natomiast w 2028 r. potencjał tego źródła energii, wskazywanego przez kolejne rządy jako kluczowego dla dekarbonizacji gospodarki, zostanie zredukowany tylko do jednej czynnej elektrowni Sizewell B.

Większościowym właścicielem pięciu aktualnie działających elektrowni - Hartlepool w Durham, Heysham 1 i Heysham 2 w Lancashire, Torness w East Lothian oraz Sizewell B w Suffolk - jest EDF, czyli kontrolowany przez francuskie państwo koncern energetyczny. W 2029 r. Sizewell B czeka postój w celu prac serwisowych. Wówczas po raz pierwszy od ponad 70 lat Wielka Brytania nie będzie produkować energii jądrowej.

Politico podkreśla, iż rosnącą lukę mocy wytwórczych miał zasypać projekt Hinkley Point C, ale aktualnie jego oddanie do użytku jest planowane dopiero w 2031 r., czyli sześć lat później niż pierwotnie zakładano. Realizowana przez EDF inwestycja podrożała też z początkowo przewidywanych 18 mld funtów do 46 mld funtów.

Opóźniają się także decyzje ws. kolejnego przedsięwzięcia, czyli projektu Sizewell C. Zarówno EDF, jak i brytyjski rząd nie spodziewają się, aby ostateczne decyzje ws. finansowania budowy zapadły przed 2025 r. Rząd ze swojej strony znalazł 8 mld funtów, które miały stanowić zachętę dla prywatnych inwestorów do dołączenia do projektu. Jak dotąd nie przyniosło to sukcesu.

Konserwatyści i Labourzyści wzajemnie obwiniają się za los brytyjskiej energetyki jądrowej. Ci pierwsi uważają, iż Partia Pracy lekkomyślnie sprzedała EDF udziały w British Energy w 2009 r., a sama nie doprowadziła do budowy nowych reaktorów. Z kolei Labourzyści wypominają Partii Konserwatywnej coraz większe uzależnienie od gazu i kilkanaście ostatnich lat rządów, podczas których żadnej jądrówki również nie wybudowali.

Negatywne głosy dotyczą także samego EDF, który nie dość, iż nie trzyma się harmonogramu i budżetu w Hinkley Point C, to ma także nie spełniać nadziei odnośnie wykorzystania lokalnego łańcucha dostaw, przez co na inwestycji korzystają przede wszystkim francuskie firmy. Dlatego sceptycznie są postrzegane zapowiedzi dotyczące wykorzystania lokalnego potencjału w Sizewell C.

EDF na zarzuty odpowiada przecząco i podkreśla, iż dotychczas zainwestował w brytyjską energetykę węglową 8 mld funtów. Ponadto rozważa możliwości dalszego wydłużenia pracy istniejących elektrowni, a poza realizacją projektów w Hinkley i Sizewell widzi też szansę na kolejną inwestycję w Wylfa.

Zima może pomóc wiatrakom wyśrubować rekord

- Nadchodząca zima może pomóc energetyce wiatrowej w ustanowieniu w 2024 r. nowego rekordu produkcji energii elektrycznej. Ponadto w listopadzie i grudniu udział wiatraków w globalnej produkcji energii może po raz pierwszy przebić pułap 10 proc. - wskazuje Gavin Maguire, publicysta Reutersa.

Według danych think tanku Ember, po dziewięciu miesiącach tego roku energetyka wiatrowa notowała wzrost o 7 proc. w stosunku do analogicznego okresu 2023 r.

Ten wynik powinien zostać jednak poprawiony w ostatnich miesiącach 2024 r., na co wskazują też doświadczenia z minionych lat. Ponad 90 proc. farm wiatrowych pracuje bowiem na półkuli północnej - Azji, Europie i Ameryce Północnej, a zimowe miesiące należą tam do najbardziej wietrznych.

Kluczowe będą warunki atmosferyczne w trzech krajach - Chinach, USA i Niemczech, gdzie według Global Energy Monitor znajduje się 64 proc. mocy zainstalowanych na świecie.

W tym gronie same Chiny mają 43 proc. globalnych mocy, czyli ok. 400 GW. Po trzech kwartałach 2024 r. wiatraki w Państwie Środka wyprodukowały 712 TWh energii - o 11 proc. więcej niż po trzech kwartałach minionego roku.

W USA, które mają 145 GW wiatraków, produkcja wyniosła 333 TWh (+6,2 proc.). Natomiast Niemcy, największy producent energii wiatrowej w Europie, ze swoją flotą 47 GW wygenerowały 94 TWh (+7 proc.).

Gavin Maguire przypomina, iż w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku energetyka wiatrowa na świecie gwałtownie się rozwijała, ale ten wzrost został przyhamowany skutkami pandemii COVID-19. Chodzi przede wszystkim o wzrost inflacji, zakłócenia łańcuchów dostaw, a także wysokie stopy procentowe. W efekcie w 2023 r. moce zainstalowane wzrosły w Europie o 7 proc., a USA o zaledwie 2,4 proc.

Jednocześnie publicysta Reutersa podkreśla, iż wyniki te powinny zacząć notować poprawę, m.in. dzięki ułatwieniom dla inwestycji w Niemczech, czy też zwiększonej aktywności deweloperów wiatrowych w USA, którzy chcą zdążyć z projektami nim wpływ na rynek będzie miała potencjalna wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich.

Jednak największe znaczenie dla globalnych statystyk będzie miała oczywiście sytuacja w Chinach. Po trzech kwartałach 2024 r. instalacje nowych mocy wiatrowych były tam o 17 proc. wyższe niż w podobnym okresie 2023 r. Prognozy przewidują utrzymanie tego tempa.

Niemieckie MŚP działają w trybie permanentnego kryzysu

- Wiele spośród małych i średnich przedsiębiorstw, stanowiących podstawę niemieckiej gospodarki, od paru lat działa w "trybie permanentnego kryzysu". Jego źródłem są pandemiczne zakłócenia w globalnych łańcuchach dostaw oraz kryzys energetyczny - analizuje "Financial Times".

Brytyjski dziennik zwraca uwagę, iż Niemcy zmagają się z pierwszą od początku XXI wieku dwuletnią recesją w gospodarce. Najmocniej produkcja spadła w branżach energochłonnych, a konkurencja ze strony Chin wywiera coraz większą presję na filar nienieckiej gospodarki, czyli sektor motoryzacyjny. Słaba kondycja dużego przemysłu i flagowych branż uderza w małe i średnie przedsiębiorstwa, które w Niemczech zatrudniają 33 mln pracowników.

To sprawia, iż przyszłość gospodarki Niemiec, która od dziesięcioleci była ukierunkowana na eksport, pozostaje bardzo niepewna. Zwłaszcza, iż prognozy nie wskazują na znaczące symptomy ożywienia. Według MFW w 2025 r. niemiecki PKB ma wzrosnąć tylko o 0,8 proc., co wśród największych gospodarek świata plasuje Niemcy obok Włoch, czyli innego kraju zmagającego się z zastojem gospodarczym.

Choć skutki pandemii, kryzysu energetycznego, inflacji czy wysokich stóp procentowych to główne przyczyny problemów niemieckich MŚP, to we znaki daje też niedobór wykwalifikowanych pracowników, wysokie koszty pracy i nadmiar biurokracji, która ma ograniczać konkurencyjność biznesu.

"Financial Times" pisząc o tym temacie jako przykład podaje pracujące dla sektora motoryzacyjnego firmy z miasteczka Geisa w Turyngii - landzie byłego NRD, gdzie we wrześniu wyborach samorządowych wygrała prorosyjska, skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec. Lokalni politycy krytykują tam skłóconą koalicję SDP-FDP-Zieloni - także za dociskanie firm regulacjami związanymi z ochroną klimatu.

Dziennik wskazuje jednak także przykłady firm z Turyngii, które są wyspecjalizowane w segmentach związanych z transformacją energetyczną, którym udało się przetrwać trudniejszy czas, m.in. związanych z pompami ciepła. Te obserwują poprawę zamówień i liczą na dalszy wzrost wyników w 2025 r.

Idź do oryginalnego materiału