Wypowiedzi posła Dariusza Mateckiego to przykład polityki, która nie szuka rozwiązań, ale produkuje lęki. W programie „Gaz do Dechy” na antenie Telewizji wPolsce24 parlamentarzysta PiS snuł wizje, które bardziej przypominają scenariusz thrillera politycznego niż poważną diagnozę sytuacji w kraju. „Jestem przekonany, iż tuż przed tym, jak przegra wybory, o ile ich nie sfałszują, nie zamkną Internetu, waszej stacji, czy nie pozamykają dziennikarzy, mając świadomość tego, iż przegrają, to Tusk ucieknie na immunitet międzynarodowy” – mówił Matecki.
Już w tym fragmencie widać strategię, która od lat towarzyszy obozowi PiS: tworzenie czarnego obrazu przeciwnika, któremu przypisuje się niemal nieograniczoną władzę i złe intencje. Tusk, w tej narracji, jawi się jako polityczny demiurg, gotowy fałszować wybory, zamykać media, a w końcu uciec za granicę pod osłoną międzynarodowego immunitetu. To wizja tak groteskowa, iż sama w sobie staje się argumentem przeciwko autorowi.
Polityka strachu zawsze była orężem PiS, ale dziś staje się ona jedynym narzędziem w rękach niektórych posłów. Matecki idzie jeszcze dalej, kreśląc wizję nowego rozdania po stronie opozycji: „Prawdopodobnie zastąpi go Radosław Sikorski. Będą próbowali przedstawić Sikorskiego, jako kogoś uznawanego na świecie. (…) Trzaskowski prawdopodobnie stanie na czele samorządowców. Ta partia będzie przedstawiana jako coś nowego, oddolna inicjatywa. To będzie nic innego jak pomysł Tuska na stworzenie większości sejmowej”.
Ta wypowiedź jest symptomatyczna. Zamiast poważnej rozmowy o programie, o realnych problemach Polaków – od inflacji po kryzys w ochronie zdrowia – słyszymy kolejną opowieść o tym, jak „oni” chcą przejąć władzę podstępem. W tej narracji każdy ruch polityczny opozycji jest elementem spisku. Sikorski, jako doświadczony dyplomata, automatycznie staje się figurą zagrożenia. Trzaskowski, popularny prezydent Warszawy, jawi się jako lider „oddolnej inicjatywy”, ale dla Mateckiego to nic innego niż „kolejny plan Tuska”.
Problem w tym, iż takie słowa nie mają wiele wspólnego z analizą polityczną. To raczej wyraz lęku przed utratą władzy. PiS przez lata budował swój przekaz na demonizowaniu przeciwnika, ale dziś to demonizowanie osiągnęło absurdalne rozmiary. Kiedy poseł poważnej partii opowiada o zamykaniu Internetu i więzieniu dziennikarzy, odbiorca zaczyna się zastanawiać: czy to jeszcze polityczny komentarz, czy już fantazja rodem z powieści dystopijnej?
Warto tu zauważyć, iż takie wypowiedzi mają swój cel. Mają zastraszyć wyborców, przekonać ich, iż bez PiS Polska czeka katastrofa. To jednak miecz obosieczny. Coraz więcej ludzi odbiera takie wypowiedzi jako sygnał paniki. Zamiast mobilizować, kompromitują autora. Matecki, zamiast zbudować wizerunek poważnego polityka, utwierdza się w roli komentatora, który żyje teoriami spiskowymi.
Trudno nie dostrzec ironii: partia, która przez lata miała być „partią konkretu”, dziś coraz częściej odwołuje się do czystej retoryki strachu. Zamiast rozmawiać o faktach – choćby o tym, jak PiS sam korzystał z narzędzi inwigilacji Pegasus – słyszymy o „ucieczkach Tuska” i „instalacjach Sikorskiego”. Polityka zamienia się w teatr, w którym rzeczywistość zostaje zastąpiona fantazją.
Matecki, choć prawdopodobnie chciał przestrzec swoich zwolenników przed „spiskiem Tuska”, odsłania coś innego: słabość własnego obozu. Gdy brakuje realnych osiągnięć, gdy trudno wytłumaczyć afery i porażki, pozostaje kreowanie zagrożeń. To mechanizm, który może działać przez chwilę, ale na dłuższą metę jest nie do utrzymania.
Publicysta, zachowując chłodny ton, musi więc powiedzieć jasno: wypowiedzi Mateckiego to nie analiza, ale dowód na kryzys politycznej wyobraźni w PiS. Straszenie zamknięciem Internetu i „ucieczką Tuska” to narracja, która może bawić, ale przede wszystkim budzi niepokój o to, jak nisko upadła jakość debaty publicznej.
Jeśli ktoś ma dziś uciekać, to nie Tusk przed rzekomymi represjami, ale PiS przed własnymi błędami. Matecki, zamiast uciekać w spiskowe teorie, mógłby wreszcie odpowiedzieć na pytania, które naprawdę nurtują obywateli. Dopóki tego nie zrobi, pozostanie symbolem polityka, który boi się rzeczywistości i szuka schronienia w świecie własnych fantazji.