"Tu 'chemię’ dostaje się bez kolejki". Gdy ogłaszano alarm, musieli zamykać dzieci w domach

1 rok temu

– Na pobliskich osiedlach (…) wywieszane były kartki z ostrzeżeniem, iż o ile będzie sygnał alarmowy, to trzeba natychmiast zamykać okna, nie wypuszczać dzieci na dwór i nie wychodzić. A takie sygnały były często. choćby do kilku kilometrów od zakładów pojawiał się duży osad na parapetach – opowiada Renata Włazik, działaczka społeczna z Bydgoszczy, o tym, jak żyło się obok jednego z największych zakładów chemicznych PRL. Później na ich dawnym terenie założono m.in. żłobek. A teraz buduje się na nich… przedszkole. Ustanowiono też na nich strefę przemysłową.

Twórcy Zakładów Chemicznych Zachem w Bydgoszczy wykorzystali infrastrukturę D.A.G. Fabrik Bromberg. Fabryki, która działała tam w latach 1939 – 1945, by produkować różnego rodzaju materiały wybuchowe. W czasach PRL Zachem wytwarzał różne produkty chemiczne, zwłaszcza chemię organiczną.

W 1990 roku uznano go za jeden z 80 najbardziej uciążliwych zakładów w kraju. Efektem jego działania jest poważne zanieczyszczenie obszaru o powierzchni choćby 45 km2 (4500 ha) i co najmniej 20 ognisk skażenia – w tym składowiska odpadów niebezpiecznych. Koszty remediacji środowiska – oszacowane w 2017 r. przez specjalistów z AGH – wyniosłyby ponad 2,5 mld złotych.

W 2013 roku 200 ha terenu Zakładów ZACHEM – CIECH w Bydgoszczy stało się „Bydgoską Strefą Przemysłową”. Niewiele ponad miesiąc później 27 czerwca 2013 r. zakłady zmieniły nazwę na Infrastruktura Kapuściska Spółka Akcyjna w Bydgoszczy. W dniu 14 marca 2014 r. Sąd Rejonowy ogłosił jej upadłość. Dotąd nie poradzono sobie ze skutkami działania zakładu.

***

Wiemy, iż strefa przemysłowa na terenach Zachemu powstała pod koniec działalności dużego przemysłu. Jak żyło się przy tego typu zakładach, gdy jeszcze funkcjonowały?

Renata Włazik w dzieciństwie mieszkanka os. Łęgnowo (Awaryjne), obecenie os. Łęgnowo Wieś w Bydgoszczy, czyli osiedli graniczących z zakładem: W czasach PRL-u, latach 80., moim dzieciństwie, mój dom był kilkanaście metrów od Zachemu. Z perspektywy dziecka żyło się bardzo sielankowo. Wychodziłam przed dom. Bawiłam się w piaskownicy. Były paczki na święta, dofinansowane wczasy, festyny, zabawy organizowane przez jeden z największych zakładów w Polsce. Dzisiaj wiem, iż w życiu nie ma nic za darmo. Mama, kiedy słyszy o zagrożeniach z kopciuchów, mówi, iż jak wtedy wywieszała pranie, to zdejmowała brudniejsze. Obok było tzw. „centralne spalanie odpadów”. Działało to tak, iż palono je jak na ognisku. Pranie zdejmowało się więc czasami czarne i tłustawe od osadu. A to wszystko trafiało przecież nie tylko na pranie i do środowiska, ale też do naszych płuc. Jaki to miało wpływ na mnie i innych bydgoszczan? Dlaczego zbudowano u nas największą na ówczesne czasy onkologię w Polsce? Przypadek? Dlaczego Bydgoszcz i Kujawsko-Pomorskie przoduje w zachorowalności i umieralności na nowotwory, nie tylko płuc?

Coś jeszcze było uciążliwe?

Poza tym, iż mieszkaliśmy blisko „wydziału fenolowego” – spalarni odpadów niebezpiecznych, o których nie wolno było mówić, bo to były czasy, kiedy był zakaz mówienia o wielu rzeczach – to na pobliskich osiedlach Kapuściskach, Wyżynach i innych, wywieszane były kartki z ostrzeżeniem, iż o ile będzie sygnał alarmowy, to trzeba natychmiast zamykać okna, nie wypuszczać dzieci na dwór i nie wychodzić. A takie sygnały były często. choćby do kilku kilometrów od zakładów pojawiał się duży osad na parapetach, a śnieg nie był żółty od tego, iż zwierzątka wychodziły za potrzebą, tylko przez działalność tych zakładów.

Kim byli Twoi rodzice?

Ojciec po skończeniu szkoły w latach 60. dostał nakaz pracy w Zachemie, gdzie skierowany był właśnie na wydział fenolu. Nakazy pracy były wówczas normą. Rodzice byli szeregowymi pracownikami i jako małżeństwo z dziećmi otrzymali mieszkanie zakładowe. Mieściło się ono w dawnym baraku D. A. G. Fabrik, w którym wcześniej mieszkali przymusowi pracownicy. Tak, w takim jak w Auschwitz, bo tu też był podobny obóz. Mama była intendentką w przedszkolu Zachemu.

Gdzie było to przedszkole?

Jest. Na ulicy Żółwińskiej.

Ono dalej funkcjonuje?

Tak, kilka metrów od płotu Zachemu.

To nikomu nie przeszkadza?

Nie. Ostatnio choćby uczynili je bardziej „ekologicznym”. Władze chwalą się remontem i ociepleniem, a to iż za płotem przez cały czas jest szkodliwa produkcja, nie robi na nikim wrażenia.

Tereny po Zachemie.

W Krakowie przy płocie kombinatu mamy szpital położniczo-ginekologiczny – nie wiem, czy jest ekologiczny, ale zostawmy to. Jak zdrowie rodziców, chorują?

Bardzo. Mama od lat walczy z chorobą hematologiczną, ale nie tylko z nią. Tacie lekarze często powtarzają, iż chemia z Zachemu mu wychodzi – dosłownie. Od lat ma rany na kończynach, które mu się nie goją. Ślady Zachemu dostrzec można u wielu. Widać tu dużą zachorowalność – moim zdaniem większą niż w innych miejscach. I to nie są tylko zachorowania na płuca, nowotwory, opóźnienia intelektualne, czy choćby alergie, poronienia. To szereg chorób układu pokarmowego, krwionośnego, immunologicznego, moczowego, nerwowego i innych.

A w twoim przypadku?

Od dziecka choruję. Mam kłopoty z większością układów życiowych człowieka. o ile ktoś przyjechał tu w wieku 30-40 lat to Zachem wychodzi mu po 20-30 latach. Czyli jak już jest seniorem i można to tłumaczyć wiekiem. Gdy tak jak ja miało się styczność z tymi zakładami od samego początku, to przed 50-tką jest się już wręcz wrakiem człowieka, o ile się jeszcze żyje. Wielu, zbyt wielu z pracowników Zachemu nie doczekało emerytury. Zaś ich dzieci – tak jak ja – nie mogą pochwalić się zdrowiem, wnuki, prawnuki także, bo to wychodzi w kolejnych pokoleniach. Lekarze, gdy pytam, mówią, iż to co z czym się zmagam, to skutek chemii z Zachemu, ale żaden nie chce tego dać na piśmie. Pracownicy ministerstwa środowiska mówili mi, iż doskonale wiedzą, iż do pięciu kilometrów jest zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.

Chodzi o odległość miejsca zamieszkania od stref z przemysłem?

Tak. o ile chcemy takiej strefy, fabryk, to jest ok. O ile ma ona odpowiednią strefę buforową. zwykle minimum 5 kilometrów od zakładów. Tak daleko docierają zanieczyszczenia. W takich strefach powinien funkcjonować zakaz budownictwa mieszkalnego i przebywania dłuższego niż czas pracy. Powinno się też, przestrzegać prawa z tym związanego, odpowiednio zabezpieczać pracowników takich stref. W przypadku Zachemu adekwatnie się tego nie robiło. Nie było wtedy odpowiednich zabezpieczeń i świadomości. Dziś jest już ta wiedza, ale dalej nie robi się tego. Do tej pory nie oznacza się groźnych dla ludzi miejsc – na przykład nie zabezpiecza się składowisk odpadów niebezpiecznych! Mimo iż mamy całe ustawy, jak to powinno być robione. Gdyby wszędzie były wymagane prawem tablice ostrzegawcze, które informowałyby o skażeniu, a pracownicy chodziliby wokół nich w specjalistycznych maskach oraz żółtych chemicznych uniformach, to czy w wyrastających obok halach i biurowcach wszyscy przez cały czas by chętnie pracowali? Czy nie zaniedbuje się tego właśnie po to, by nie dać ludziom do myślenia? Zresztą według uchwały sejmiku jest tam zakaz działalności między innymi szkolnej, a zrobiono tam żłobek. Potem także zajęcia seniorów, a obecnie…

W strefie przemysłowej?

Tak i to z bardzo dużą dotacją Unii Europejskie i, wsparciem urzędu marszałkowskiego, który dekadę wcześniej sam wydał zakaz.

I to dalej działa?

Żłobek przestał, bo dotacja się skończyła. Nie wiem jak z seniorami, przez cały czas chyba są zajęcia. Zresztą na terenie strefy przemysłowej jest Wydział Świadczeń Rodzinnych Urząd Miasta i tam rodzice przychodzą z noworodkami. Zrobiono choćby plac zabaw dla dzieci. To wszystko jest 200 metrów od miejsca, w którym działał bardzo poważny przemysł chemiczny. I dużego ogniska skażenia, gdzie „chemia” jest nie tylko w ziemi, ale i w powietrzu. Tam obok jest też produkcja BIO–kosmetyków sprzedawanych w całej Polsce. Tutaj nikt nie widzi z tym problemu. W tej chwili obok wyznaczonej na papierze strefy, która pozwala na dużą emisję szkodliwych związków chemicznych, buduje się przedszkole. Ma stanąć w bliskiej lokalizacji odpadów niebezpiecznych, które nie są zabezpieczone. Przy każdym wiaterku dzieci będą mogły tym oddychać, bo drzewa, które były otuliną zakładów, wycinają na potęgę. Pojawiły też się informacje, iż obok powstającego przedszkola wykorzystywano materiały promieniotwórcze. By było ciekawiej to w tej strefie przemysłowej jest „Centrum Zdrowienia”, które zaprasza na leczenie szeregu chorób – w tym onkologicznych. Dowcipni mówią, iż tu chemię dostaje się bez kolejki, wystarczy głęboko oddychać.

Cytat z uchwały ws strefy przemysłowej Zakładów Chemicznych „Zachem” w Bydgoszczy.

Czy to, iż strefę przemysłową w Bydgoszczy stworzono w zasadzie po fakcie nie jest dziwne? Podobnie mamy w Krakowie – wielki PRL-owski kombinat już nie działa. A dopiero teraz tworzy się strefę.

W Polsce strefy przemysłowe tworzy się – jak widać – w interesie państwa, pojedynczych koncernów lub biznesmenów, a nie zamieszkałych w okolicy ludzi, czy pracowników tych terenów. Liczy się jedynie zysk. Wpływy z podatków i te do kieszeni przedsiębiorców, którzy prawdopodobnie finansują niejedną kampanię ulubionego polityka. Nie liczy się, ile z tych podatków potem idzie na leczenie, opiekę, tworzenie nowych placówek medycznych. Tu zrobiono strefę na niewielkiej części terenu dawnych zakładów. Jednak szkodliwość, zanieczyszczenie, które się z nią wiążą, nie zatrzymują się na wyznaczonej na papierze linii. Wychodzą daleko poza obszar zakładu. Z rozprzestrzeniającym się zanieczyszczeniem, realnie zagrażającym zdrowiu w zasadzie nic się nie robi, a to co jest w planach oceniam bardzo negatywnie.

Podobnie jest w wielu miejscach w Polsce, nie informuje się o zagrożeniach wynikających z działalności takich fabryk i stref przemysłowych. Nie pokazuje skali zachorowalności z tym związanej, której koszty ponosi każdy, choćby ten co mówi, iż to nie jego problem.

Przypomnijmy na koniec z jakim skażeniem, jakimi substancjami mamy do czynienia w Zachemie?

Zanieczyszcza tu nie tylko fenol, ale w niektórych miejscach występuje wysokie skażenie wielopierścieniowymi węglowodorami aromatycznymi (WWA). Mówimy o przekroczeniach od kilku tysięcy razy w górę. W wodach podziemnych wykryto bardzo wysokie stężenia, niespotykane na świecie adsorbowalnych substancji chloroorganicznych (tzw. AOX). Do tego zanieczyszcza anilina, toluidyna, chloroanilina, oktylofenole, estry oktylofenolooksyetylenowe, hydroksybifenyle, difenylosulfon i szereg innych związków organicznych i nieorganicznych, w tym również metale ciężkie.

I kto wie, co jeszcze, bo wyjątkowo szkodliwe związki organiczne nie są choćby kontrolowane i nie wiadomo, co tu się jeszcze wśród nich wytworzyło. W każdym razie wykrywane substancje niewątpliwie są trujące i w większości mają charakter kancerogenny, mutagenny i toksyczny.

Standardowe badania wykonywane przez powołane do tego organy państwa, i inne mogące badać zanieczyszczenia, nie mają dziś możliwości zbadania tego, co tu występuje i realnie zagraża ludziom. Jak chce się coś należycie zbadać, to próbki są wysyłane za granicę, a na to zwykle nie ma funduszy.

Zresztą jak ja patrzę na to, jak w Polsce bada się środowisko, to mam wrażenie, iż to jest tak, jakby samochodem jeździć na przegląd do kowala. Czuliby się państwo bezpiecznie wśród samochodów kontrolowanych w taki sposób? To teraz proszę przez chwilę pomyśleć, co może być w środowisku po tak zalegalizowanych „przeglądach”.

***

Renata Włazik – działa społecznie walcząc z degradacją środowiska. Między innymi prowadzi na Facebooku grupę Zachem bomba ekologiczna Bydgoszczy.

Fot. Bydgoszcz. Shutterstock/Tomasz Guzowski.

Idź do oryginalnego materiału