Donald Trump po raz kolejny wystawia na próbę jedność Zachodu. Jego najnowszy pomysł – nałożenie przez Unię Europejską ceł na Chiny i Indie – stawia Brukselę przed trudnym wyborem między lojalnością wobec USA a ochroną własnych interesów gospodarczych.
Według doniesień ‘Financial Times’, prezydent USA Donal Trump miał zażądać od Unii działań przeciwko dwóm największym odbiorcom rosyjskich surowców. Choć Biały Dom nie skomentował sprawy, propozycja już wywołała gorącą debatę w europejskich stolicach.
Oficjalnie plan Trumpa ma zwiększyć presję na Moskwę. – UE współpracuje z globalnymi partnerami, w tym z Indiami i Chinami, w zakresie egzekwowania sankcji — przypomniał rzecznik Komisji Europejskiej, zaznaczając, iż szczegóły rozmów pozostają poufne.
Eksperci wskazują jednak na szerszy kontekst. Trump od początku kadencji forsuje ekspansję amerykańskich surowców w Europie kosztem konkurencji. Otwartą kwestią pozostaje także nowa umowa handlowa UE–USA, która – zdaniem krytyków – może uzależnić Europę od importu amerykańskiego LNG, ropy i energii jądrowej.
– To wygląda raczej na próbę przerzucenia odpowiedzialności na Europę niż realny plan walki z Rosją. Stany unikają bezpośredniej konfrontacji z Chinami – ocenił Ian Bremmer z Eurasia Group.
UE między presją USA a relacjami z Azją
Dla Brukseli to sytuacja bez dobrego wyjścia. Z jednej strony zagrożenie ze strony Rosji wciąż pozostaje realne – tylko w 2024 r. handel UE z Moskwą sięgnął 67,5 mld euro, z czego ponad połowę stanowiły surowce.
Z drugiej strony otwarty konflikt handlowy z Indiami i Chinami byłby katastrofą. To nie tylko potężne gospodarki, ale też kluczowi partnerzy w sektorach strategicznych – od technologii po zieloną transformację.
– Nikt w Europie nie wierzy, iż taryfy to skuteczne narzędzie polityki handlowej. Lepiej postawić na dyplomację niż dać się wciągnąć w cudze wojny celne – podkreśla Bill Blain z Wind Shift Capital.
Na stole pozostaje także kwestia energii. Waszyngton od dawna naciska, by Europa zwiększała import amerykańskiego LNG i ropy. Według szacunków administracji Trumpa, w ciągu trzech lat wartość tego importu może sięgnąć 750 mld dolarów.
– Wypierając rosyjski gaz, zwiększamy udział USA na rynku. To korzystne dla Ameryki i naszych sojuszników – przekonywał sekretarz spraw wewnętrznych Doug Burgum podczas konferencji Gastech 2025.
Krytycy ostrzegają jednak, iż Europa w ten sposób może popaść w nową zależność – tym razem od dostaw zza Atlantyku – i stracić możliwość prowadzenia własnej polityki energetycznej.
Mało prawdopodobny scenariusz
Większość ekspertów uważa, iż UE nie ulegnie presji Trumpa.
– Skoro Europa nie była w stanie całkowicie odciąć się od rosyjskich surowców po trzech latach wojny, tym bardziej nie zerwie więzi z Chinami i Indiami – ocenia Bremmer.
Trump prawdopodobnie będzie kontynuował politykę nacisku, przedstawiając ją jako element wspólnej walki z Rosją. W Brukseli narasta jednak przekonanie, iż USA traktują Europę raczej jako rynek zbytu niż równorzędnego partnera.
– Trump naruszył rój szerszeni – niech sam mierzy się z konsekwencjami – komentuje Blain, apelując o twardszą postawę Europy.
Sytuacja pokazuje, jak cienka jest granica między sojuszniczą solidarnością a podporządkowaniem cudzym interesom. Europa stoi dziś przed strategicznym wyborem: albo zachowa niezależność w polityce handlowej i energetycznej, albo da się wciągnąć w spiralę amerykańskich wojen celnych.