Za kilka dni rozstrzygnie się amerykański plebiscyt prezydencki. Obie strony mocno okopały się na swoich pozycjach, uznając swojego kandydata za jedynie słusznego. Czy jednak rzeczywiście jeden z nich jest lepszy od drugiego?
Trump czy Harris? – to pytanie zadaje sobie dziś cały świat. Z masy negatywnej propagandy, czy wręcz kłamstw szerzonych na oboje kandydatów przez ich przeciwników, możemy wyciągnąć skromny ekstrakt, który pokaże nam, kto jest kim i co sobą reprezentuje. Skupmy się zatem na pewnikach:
Kamala Harris to neokomunistka, zwolenniczka zielonego ładu, multi-kulti i genderyzmu (neołysenkizmu). Takie są fakty i już na wstępie, dla wszystkich człowieka z IQ wyższym niż rozwielitki, jej wybór wydaje się najgorszym z możliwych. Mimo to, spora część Amerykanów, tak dumnych ze swojego ustroju i obalenia komunizmu jest gotowa oddać swój kraj w ręce zatwardziałej komunistki. Jej zwycięstwo byłoby symbolem upadku Ameryki. Jej poparcie jest synonimem upadku rozsądu w tamtym społeczeństwie.
W tym kontekście Donald Trump teoretycznie jawi się jako pozytywny wybór. To jednak tylko pozory. Choć prawdopodobnie uzasadnionym jest traktować go jako mniejsze zło, jego ewentualna wygrana nie będzie powodem do radości, zwłaszcza dla Polski.
Trump nie bez powodu jest wściekle atakowany przez mainstream i banowany na serwisach społecznościowych. Z naszej perspektywy ma on dwie zasadnicze zalety: jego poglądy są zbliżone do konserwatywnych i nie jest fanem tęczowej rewolucji, masowej imigracja czy zielonego ładu. To także człowiek o dużej charyzmie i poczuciu niezależności, co zdarza mu się czasem demonstrować, podnosząc ciśnienie pseudoelitom. Dokładniejsza analiza pokazuje jednak, iż nie jest tak dobrze.
Trump to przede wszystkim wierny sługa interesów Syjonu. Kiwał się pod Ścianą Płaczu oraz odwiedzał grób żydowskiego rasisty, rebe Lubawiczera, którego część Żydów uważa za Mesjasza, a który twierdził, iż goje nie mają ludzkiej duszy (mają mieć jedynie duszę zwierzęcą).
Swego czasu, mówiąc o Żydach, Trump posunął się choćby do stwierdzenia, iż będzie dążył do wprowadzenia kary śmierci za „antysemityzm”. Takie sympatie to dla nas nic dobrego, szczególnie w kontekście bardzo niebezpiecznej ustawy 447 i wszystkich innych antypolskich działań żydowskich.
Wybór Trumpa przyniesie też całkowitą swobodę w kontynuacji przez żydowskich nazistów, ludobójstwa w Gazie. Z racji bliskich relacji z Izraelem należy się spodziewać szerokiego poparcia w konflikcie z Palestyną, Iranem i Libanem. Oznacza to eskalację żydowskiej agresji zbrojnej i rzesze kolejnych nachodźców, przybywających do Europy, co jednocześnie będzie sposobem na dezorganizację UE.
Celem Trumpa, którego w ogóle nie ukrywa, jest pozbawiona skrupułów polityka imperialna, gdzie liczy się tylko interes USA ( i bezcennego Izraela, rzecz jasna). W takim ujęciu choćby brew mu nie zadrży, gdy interesy te będą wymagać poświęcenia nie tylko Ukrainy i Ukraińców, ale też Polski i Polaków.
Maski, testy, szczypionki – na tym polu Trump zrobił swoje. Sam afiszował się ze swoim katarkiem, wpisując się w ogólną narrację. Co prawda obiecywał zakończenie lockdownów, ale zrobił to w akcie desperacji pod koniec poprzedniej kampanii, gdy widmo przegranej stało się w pełni realne. Dlatego nie należy przywiązywać do tej obietnicy w tym zakresie, większej wagi.
Donald Trump, by dorobić się swojego majątku, musiał wejść w specyficzny świat układów. Choć jest człowiekiem, który nie pozwoli się stłamsić, naiwnością byłoby wierzyć, iż wypowie otwartą wojnę swoim jarmułkowym dobrodziejom. Fakt, bywa niepokorny, ale nie aż do tego stopnia.
Wygląda na to, iż mamy tu do czynienia z klasycznym “przyganiał kocioł garnkowi”. Obie alternatywy kiepsko rokują na przyszłość.
Polecamy również: Drużyna kobiet wycofała się z meczu ze względu na dewianta w składzie przeciwniczek