„To test na patriotyzm i dojrzałość całej polskiej klasy politycznej” – podkreślił premier Donald Tusk, odnosząc się do narastającej w Polsce fali prorosyjskich nastrojów.
W tych słowach nie ma przesady. To rzeczywiście moment próby: czy Polska stanie po stronie bezpieczeństwa, prawdy i solidarności, czy też pozwoli, aby cyniczna gra polityczna i rosyjska propaganda rozbiły naszą wspólnotę.
Nie da się ukryć – propaganda Kremla coraz śmielej wdziera się do polskiej debaty publicznej. Jak słusznie zauważył premier, „narasta fala prorosyjskich nastrojów i niechęci do walczącej Ukrainy, kreowanych przez Kreml na bazie autentycznych lęków i emocji”. To celowe działanie Moskwy: podsycać strach, siać nieufność, dzielić Polaków.
Jednak prawdziwym dramatem jest to, iż część polskich polityków – zamiast tę falę powstrzymywać – próbuje na niej surfować. Zamiast gasić pożar, dolewają benzyny.
Donald Tusk wprost wskazał, kto odpowiada za wzmacnianie prorosyjskich narracji. „W PiS i Konfederacji trwa dyskusja, czy drony to prowokacja Ukrainy, polskiego rządu czy pomyłka. Wbrew temu, co mówią polskie służby, wojsko, prezydent i premier. Stają na głowie, by zdjąć z Rosji odpowiedzialność za atak 10 września” – napisał premier.
Słowa te brzmią jak oskarżenie, ale to przede wszystkim diagnoza. Kiedy rosyjskie drony naruszają polską przestrzeń powietrzną, PiS zamiast wskazać winnego – Putina – szuka winnych w Kijowie albo w Warszawie. To groteska, ale zarazem śmiertelnie niebezpieczna. Bo jeżeli dziś próbuje się rozmywać odpowiedzialność Moskwy, to co stanie się w chwili realnego zagrożenia?
Tusk zadał pytanie, które mrozi krew w żyłach: „Wyobraźmy sobie ich rządy w wypadku agresji”.
PiS od lat sprzedaje się jako jedyna partia zdolna do obrony Polski. Słowa o „Ojczyźnie”, „suwerenności” i „patriotyzmie” odmieniane są w ich ustach przez wszystkie przypadki. Problem w tym, iż kiedy przychodzi do realnego testu, PiS kapituluje. Bo czym innym jest patriotyzm, jeżeli nie obrona własnego państwa przed rosyjską agresją i kłamstwami?
Tymczasem politycy PiS wolą stawiać znak zapytania tam, gdzie nie ma żadnych wątpliwości. Atakują Ukrainę, osłabiają NATO, rozmywają odpowiedzialność Rosji. Tak wygląda patriotyzm na pokaz – piękne słowa, puste gesty, zero odpowiedzialności.
Premier w czwartek napisał coś, co powinno być wytatuowane na czole każdego polityka flirtującego z prorosyjską narracją: „głupota, a tym bardziej polityczne poglądy, nie powinny być traktowane jako okoliczność łagodząca” w przypadku szerzenia dezinformacji.
To ważne zdanie. Bo w polityce nie ma miejsca na pobłażanie wobec tych, którzy – świadomie czy nie – grają w orkiestrze Putina. Każdy fake news, każde rozmycie odpowiedzialności, każdy szeptany zarzut wobec Ukrainy to prezent dla Kremla i policzek wymierzony w bezpieczeństwo Polski.
PiS próbuje dziś wmówić Polakom, iż to oni są gwarantem stabilności i bezpieczeństwa. Ale fakty mówią inaczej. To właśnie rząd Tuska, a nie Kaczyńskiego, stoi dziś na straży polskiego nieba. To Tusk jasno wskazuje na odpowiedzialność Rosji. To Tusk ostrzega przed propagandą i dezinformacją. PiS natomiast bawi się w gierki, licząc na tani polityczny zysk.
Prawdziwy test patriotyzmu nie polega na organizowaniu miesięcznic, na wielkich przemówieniach czy na rozdawaniu biało-czerwonych flag. Prawdziwy test polega na tym, czy w chwili kryzysu potrafi się stanąć po adekwatnej stronie. I dziś tę stronę pokazuje Donald Tusk, nie Jarosław Kaczyński.
Polska stoi przed wyborem: albo stanie twardo po stronie prawdy, solidarności i obrony własnych granic, albo pozwoli, by PiS i jego sojusznicy rozmyli rzeczywistość w imię politycznych gierek.
Donald Tusk nie owija w bawełnę: „To test na patriotyzm i dojrzałość całej polskiej klasy politycznej”. Test, który PiS już oblał. Bo nie wystarczy mówić o Ojczyźnie – trzeba ją naprawdę bronić.