Tego poranka nie zapomnę...(6)
---------------------------------------------------
Tego sobotniego poranka, jak dobrze pamiętam, byłem na zebraniu członków spółdzielni mieszkaniowej na sali w jednej ze szkół. Apelowałem tam na forum do członków spółdzielni, aby nie dali się omamić i wykiwać władzom spółdzielni, które pamiętają jeszcze czasy komuny.
W pewnym momencie, podczas rozgorzałej dyskusji, prezes spółdzielni wstała i powiedziała, iż dostała wiadomość, iż „samolot prezydencki spadł lecąc do Katynia”. Dyskusja była tak rozgorzała, iż choćby specjalnie nie zwróciłem uwagi na jej słowa. Nie byłem świadomy nawet, kto tam dokładnie leciał, a przede wszystkim nie docierało do mnie w ogóle, iż samolot z Prezydentem na pokładzie mógłby tak sobie zwyczajnie spaść; byłem przekonany, iż co jak co, ale taki samolot jest tak dobrze zabezpieczony, iż choćby w wyniku awarii nie powinno się nic złego stać pasażerom . Pierwsze ocknięcie przyszło, jak po chwili ktoś powiedział, iż najprawdopodobniej wszyscy , łącznie z Prezydentem, nie żyją.
To mnie zelektryzowało. Wyszedłem z tego zebrania i poszedłem do domu sprawdzić w mediach, co się stało, głównie w TVP, która wtedy nie była jeszcze tak zeszmacona jak obecnie. To co zobaczyłem, wprawiło mnie w osłupienie, czułem się przez chwilę jak zahipnotyzowany, widziałem obraz i słyszałem dźwięk, ale nic do mnie nie docierało.
Wiedziałem, iż straciliśmy właśnie ostatnią cząstkę elity polskiej, która była jeszcze przy jako takiej władzy; wiedziałem, ze straciliśmy Polskę. Wybiegłem z domu do kwiaciarni i kupiłem czarne wstążki - jako kir na flagę narodową, czułem, iż Polacy, szczególnie teraz, muszą być razem. Pobiegłem też do mamy i kupiony także dla niej kir nałożyłem na jej flagę, po czym z drżącym głosem powiedziałem "Polski już nie ma, właśnie straciliśmy resztki Polski i nie wiem na jak długo" i w tym momencie łzy stanęły mi w oczach - przytuliliśmy się.
Od razu rzuciła mi się w oczy dziwna informacja, iż szybciutko po katastrofie wiedzieli, iż wszyscy nie żyją, kiedy tam przecież nie był teren przeszukany.
Włączyłem Internet i zacząłem głębiej to wszystko śledzić. Czym więcej wiedziałem, tym coraz większe nieprawidłowości „biły po oczach”. Mimo to nie przesądzałem, co się stało (zamach, wypadek, zbieg okoliczności ?), chociaż dla polityków z PO było już wszystko "jasne", oni już wiedzieli co się stało. Takie ich irracjonalne podejście wzmagało tylko moje podejrzenia, a działania ówczesnego Marszałka Sejmu, Bronisława Komorowskiego, który korzystając z okazji chciał już przejąć gwałtownie władzę ( choćby jak jeszcze nie znaleziono ciała Prezydenta), jego wejście do Pałacu Prezydenckiego po akta WSI - to wszystko napawało mnie obrzydzeniem do nich i coraz większą nieufnością (delikatnie mówiąc).
Dalej pod tym względem było już tylko coraz gorzej.
W mediach za to biła po oczach jakże ogromna odmiana. Jeszcze wczoraj wieszano psy na Prezydencie Kaczyńskim, np. za to, iż żona dawała mu kanapki na drogę, wyzywano go od kartofli itp., a dziś stał się, choćby w TVN , „mężem stanu” . O tym każdy człowiek rozumny wiedział doskonale, ale obłuda reżimu biła kolejny raz po oczach.
Miałem zamiar przyjechać do Warszawy na pożegnanie Pary Prezydenckiej, jednak obowiązki służbowe itp. mnie skutecznie zniechęciły. Potem żałowałem, iż mimo wszystko nie pojechałem. Czułem to szczególnie na obchodach kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, w których, jak co roku, uczestniczyłem w stolicy. Chyba dlatego tym bardziej czynnie zaangażowałem się wtedy w obronę krzyża na Krakowskim Przedmieściu, symbolu zjednoczenia Polaków w tamtym miejscu.
Wtedy bitwę z reżimem wygraliśmy, ale wiedziałem, iż walka trwa dalej... Walka o Polskę i Polaków, o naszą Ojczyznę.
Artur M.
PS Wojskowa szachownica w żałobie (symbol sprzeciwu wmanipulowania winy naszym pilotom) wisi niezmiennie w moim oknie do dzisiaj; już trochę kolor wyblakł, ale nie kolor się liczy...