Tego poranka nie zapomnę...(2)
Co chwila dodawano kolejne odsłony tragedii. Gubernator Smoleńska ogłosił w kilkanaście minut po katastrofie, iż wszyscy zginęli. Skąd to wiedział? Nie były jeszcze odnalezione wszystkie ciała, nie był spenetrowany wrak. Kokpit został podniesiony w kilka dni później. zwykle w takich sytuacjach ogłasza się, iż osoby, których zwłok nie odnaleziono, uważa się za zaginione. A zatem nikt nie mógł przeżyć.
Krakowskie Przedmieście. Ludzie spontanicznie gromadzą się przed Pałacem Prezydenckim. Stawiają znicze. Ktoś mówi, iż trzeba je ułożyć w krzyż za łańcuchem, na terenie pałacu.
- Ale my nie możemy tam wejść – mówią inni.
- My nie, ale harcerze mogą!
Harcerze przejmują znicze podawane z chodnika i układają krzyż, który będzie rósł i potężniał przez następne dni. Poprowadzoną przez księdza modlitwę kończy „Boże coś Polskę”. Jak teraz śpiewać? „Pobłogosław…”, czy „racz nam wrócić…”? Przecież mamy wolną Polskę. Prezydent, którego opłakujemy, został demokratycznie wybrany przez niepodległy naród. Rząd będzie się teraz starać o wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Śpiewamy „Ojczyznę wolną pobłogosław Panie!”.
Wieczorem Plac Zamkowy wypełniają strumienie osób zdążających w kierunku katedry. Widok dawno niewidzianych twarzy rodzi wrażenie, iż idą wszyscy. Msza Święta. Jeszcze wtedy przedstawiciele ówczesnej władzy i lud mieszczą się razem w wypełnionej szczelnie katedrze św. Jana. Koncelebrze przewodniczy kard. Nycz. W kazaniu przypomina obecność Prezydenta podczas wielkopiątkowej Drogi Krzyżowej na ulicach Warszawy. Zaledwie tydzień wcześniej.
Następnego dnia, w niedzielę przyjeżdża trumna z ciałem śp. Prezydenta. Na Krakowskim Przedmieściu jest tyle osób, iż widzę zaledwie fragment trumny za szybą karawanu.
Pięć lat wcześniej podczas wyborów stawiałam krzyżyk w kratce przy nazwisku Lecha Kaczyńskiego z myślą, iż przynajmniej tyle mojego w tej demokracji. Teraz ta myśl wraca, ale jakże gorzko. Tyle mojego; widok trumny w prześwicie, za szybą karawanu. Tyle mojego.
Kolejne dni to ogromna kolejka do Pałacu Prezydenckiego. Zaczyna się od zdumienia: po co ludzie stoją na Placu Zamkowym? Czy tutaj coś się dzieje? Okazuje się, iż to kolejka do oddalonego o pół kilometra pałacu zakręca grubym, poczwórnym szeregiem wokół kolumny Zygmunta.
Na dziedzińcu pałacu wyrósł już gruby dywan z kwiatów.
Już na parterze, w holu stoją trumny pracowników Kancelarii Prezydenta. Na piętrze przy katafalkach Prezydenta i Jego Żony pełnią wartę honorową przedstawiciele wadowickiego samorządu.
10 kwietnia 2010 dokonany został jakby skrót w dziejach. Wystawione w Pałacu Prezydenckim trumny – Prezydenta, Jego Żony, pracowników Kancelarii (Władysław Stasiak, Katarzyna Doraczyńska, Barbara Mamińska, Paweł Wypych) robią wrażenie jakiegoś filmu z przyszłości. To przecież ludzie z naszej teraźniejszości, ludzie, których trumny mogłyby stanąć tu za wiele lat i niekoniecznie wszystkie razem. Ich żmudna, chciałoby się powiedzieć „pozytywistyczna”, a zarazem pełna napięć praca została zastąpiona ofiarą.
Ten skrót współczesnej historii ma jeszcze kilka wymiarów. Łączy ofiarę oficerów z czasu II wojny światowej z początkiem XXI wieku. I jeszcze. W jednym momencie giną ostatni Prezydent na Uchodźctwie i Prezydent niepodległej Rzeczypospolitej. II i III, a może IV Rzeczpospolita łączą się w jedną Polskę. W Katyniu.
I jeszcze. Tajemnica Miłosierdzia Bożego powierzona polskiej zakonnicy i rozgłoszona w świecie przez św. Jana Pawła II. W wigilię Święta Miłosierdzia umiera Jan Paweł II i, pięć lat później, ginie Prezydent i 95 osób nazwanych elitą narodu, przedstawicieli różnych funkcji publicznych, różnych zadań i myśli. 10 kwietnia w wigilię Święta Miłosierdzia, rocznica zbrodni katyńskiej zmienia się w jakiś narodowy Wielki Piątek.
W jednym dniu, w jednym błysku dokonuje się jakiś ponadczasowy skrót historii, znak i zapowiedź tego, co wieczne. Co dalej?…
Jest jeszcze okazja oddania hołdu Prezydentowi na uchodźctwie, Ryszardowi Kaczorowskiemu w Belwederze. Ta kolejka jest krótsza, „zaledwie” trzy godziny. I jeszcze Maciejowi Płażyńskiemu w Domu Polonii.
W sobotę, 17 kwietnia konny kondukt przewozi ciała pary prezydenckiej na Mszę żałobną do warszawskiej katedry. Lecha i Marię Kaczyńskich żegnają rzesze Polaków i błękitne niebo.
Warto to zauważyć, bo właśnie wtedy niewidzialny „pył wulkaniczny” uniemożliwił głowom państw „wolnego świata” przybycie na uroczystości pogrzebowe. Nie wszystkim. Samolot prezydenta Miedwiediewa przyleciał bez przeszkód. Po heroicznej drodze dotarł prezydent Saakaszwili. W pogrzebie wziął też udział prezydent Czech, Vaclav Klaus, który powiedział, iż teraz został sam w tej Europie w walce o suwerenność narodów. Nikt z przywódców europejskich tak nie znał i nie rozumiał historii jak Prezydent Lech Kaczyński.
Ta śmierć 96 osób w wigilię Święta Miłosierdzia każe myśleć, iż Pan Bóg nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tej sprawie. Miłosierdzie, miłość jest silniejsza niż śmierć. Miłosierdzie odnosi tryumf nad sądem. Ofiara złożona u stóp Miłosiernego Pana nie może być daremna. W książce „Pamięć i tożsamość” Ojciec Święty Jan Paweł II napisał, iż granicą wyznaczoną złu jest ostatecznie Miłosierdzie Boże.
Święto Miłosierdzia Bożego następujące po dniu tragedii mówi, iż zło nie ma ostatniego słowa. Po dniu tryumfu zła nadchodzi Dzień Miłosierdzia. Św. S. Faustyna notuje w Dzienniczku słowa Pana Jezusa, iż ci, którzy w cierpieniu i wzgardzie stali się do Niego podobni, będą też podobni w chwale.
10 kwietnia 2010 rozpadł się, runął nie tylko samolot. Z tego upadku podnosimy się mozolnie dziesiątego każdego miesiąca.
Iza S. - tekst i zdjęcia