Te dane szokują. Nadchodzi największy kryzys od lat, Portfele Polaków tego nie wytrzymają

2 godzin temu

Ministerstwo Finansów opublikowało strategię zarządzania długiem, która wywołała szok wśród ekonomistów. Według oficjalnych prognoz dług publiczny Polski wzrośnie z obecnych 60 procent do 75 procent PKB w 2029 roku. To tempo wzrostu, jakiego polska gospodarka jeszcze nie doświadczyła. A zwycięzca wyborów 2027 może obudzić się z finansowym koszmarem.

Fot. Warszawa w Pigułce

Liczby nie pozostawiają złudzeń

Strategia zarządzania długiem sektora finansów publicznych na lata 2026-2029, opublikowana 30 września przez Ministerstwo Finansów, pokazuje dramatyczny wzrost zadłużenia. Jak informuje portal money.pl, relacja długu publicznego do PKB liczona metodologią unijną wyniesie 59,8 procent w 2025 roku, 65,4 procent w 2026 roku, a w roku 2029 wzrośnie do 75,3 procent.

Dla porównania – na koniec 2023 roku wskaźnik ten nie przekraczał 50 procent. Oznacza to wzrost zadłużenia o połowę w zaledwie sześć lat.

Portal bank.pl podaje, iż według państwowego długu publicznego (liczonego według krajowej metodologii) sytuacja wygląda kilka lepiej. Ta relacja wyniesie 48,9 procent PKB w 2025 roku, 53,0 procent w 2026 roku, przekroczy 55 procent w 2027 roku i osiągnie 59,5 procent w 2029 roku.

Przekroczenie poziomu 55 procent przez państwowy dług publiczny oznacza konieczność uruchomienia nadzwyczajnej procedury ostrożnościowej. W takiej sytuacji projekt budżetu na kolejny rok musi albo nie zawierać deficytu, albo tak ustalić deficyt, by obniżyć relację długu do PKB. Zostaną wówczas także zamrożone wynagrodzenia w państwowej sferze budżetowej, a emerytury i renty zwaloryzowane tylko o wskaźnik inflacji.

Deficyt będzie się utrzymywał latami

Deficyt budżetowy również nie daje podstaw do optymizmu. Portal wnp.pl informuje, iż według strategii przez cały okres objęty prognozą deficyt utrzyma się na wysokim poziomie, a dopiero w 2029 roku ma szansę spaść poniżej 6 procent PKB.

To oznacza, iż przez najbliższe lata państwo będzie systematycznie wydawać znacznie więcej niż zarabia, dokładając kolejne miliardy do już rosnącej góry długów. Na obsługę długu Skarbu Państwa zaplanowano w 2026 roku 90 miliardów złotych – to o 19,2 procent więcej niż w budżecie na 2025 rok.

Ministerstwo Finansów zakłada, iż koszty obsługi długu wzrosną z 2,2 procent PKB w 2026 roku do 2,6-2,7 procent PKB w 2029 roku.

Co to oznacza dla ciebie?

Jeśli prognozy się spełnią, od 2030 roku rząd będzie musiał wdrożyć działania ostrożnościowe wynikające z ustawy o finansach publicznych. W praktyce oznacza to:

Zamrożenie płac w sferze budżetowej – nauczyciele, lekarze, urzędnicy i wszyscy pracujący w instytucjach państwowych nie dostaną podwyżek przez co najmniej rok.

Waloryzacja emerytur i rent tylko o inflację – bez żadnych dodatków czy wzrostów realnych. Seniorzy stracą na sile nabywczej swoich świadczeń.

Równoważenie budżetu – koniec z programami socjalnymi finansowanymi długiem. Każda nowa obietnica wyborcza musi mieć pokrycie w wpływach budżetowych.

Portal money.pl cytuje ekonomistę Jakuba Borowskiego z Credit Agricole, który przywołuje przykład Rumunii:

– Mamy świeże doświadczenia Rumunii, która znalazła się na podobnej trajektorii długu publicznego. Pod presją agencji ratingowych rząd wprowadził dość bolesną konsolidację finansów publicznych, polegającą na zamrożeniu płac, podniesieniu VAT-u, wzroście cen nośników energii – radykalnym, kilkudziesięcioprocentowym. Efekt jest taki, iż mamy w tej chwili w Rumunii inflację niemal 10-procentową i będziemy mieć do czynienia z silnym wyhamowaniem wzrostu gospodarczego.

Eksperci w szoku. „Zapaliły się wszystkie czerwone lampki”

Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych, nie owija w bawełnę:

– Strategia ma wydźwięk alarmujący, zapaliły się wszystkie czerwone lampki. Ministerstwo Finansów w uczciwy sposób pokazuje, jaki jest stan finansów publicznych. To powinno zostać potraktowane jako ostrzeżenie przez wszystkie strony politycznego sporu: koalicję, opozycję i prezydenta. Przekaz jest prosty: plan naprawy finansów zbudowany w politycznym konsensusie potrzebny jest od zaraz.

Ekonomiści, z którymi rozmawiał portal money.pl, przyznają, iż byli zszokowani zarówno poziomem prognozowanego długu, jak i uporczywością wysokiego deficytu. To nie są już ostrzeżenia czy prognozy pesymistyczne – to oficjalny dokument rządowy pokazujący trajektorię finansów publicznych.

Polityczna cisza przed burzą

Reakcja świata polityki na publikację ministerstwa jest zaskakująco spokojna. Nie ma paniki, nie ma nadzwyczajnych posiedzeń komisji sejmowych, nie ma gorących debat w mediach.

Zbigniew Kuźmiuk, poseł PiS, wskazuje, iż nowy gabinet, który powstanie po wyborach 2027 roku, znajdzie się w dramatycznej sytuacji. Ustawa o finansach publicznych z progami ostrożnościowymi wymusi wdrożenie restrykcyjnych działań.

Dlaczego politycy milczą? Portal helpfind.pl podaje kilka powodów tej obojętności:

Zbliżająca się kampania wyborcza 2027 roku – nikt nie chce być tym, kto powie wyborcom niewygodną prawdę o konieczności zaciskania pasa. Historia uczy, iż takie partie przegrywają wybory.

Niepewność związana z postawą prezydenta Karola Nawrockiego – jego zapowiedzi o blokowaniu podwyżek podatków stawiają pod znakiem zapytania próby zwiększenia dochodów budżetowych.

Świadomość, iż problem spadnie na głowę następnego rządu – obecna koalicja może liczyć, iż to nie ona będzie musiała wprowadzać niepopularne reformy.

Pułapka, z której nie ma łatwego wyjścia

Polska ma jedne z najwyższych w Unii Europejskiej wydatków publicznych – około 50 procent PKB – przy jednocześnie najniższych dochodach publicznych oscylujących wokół 43 procent. Jesteśmy w czołówce pod względem wydatków socjalnych i obronności, ale brakuje pomysłów na pokrycie tych kosztów.

Piotr Bielski z Santander Bank Polska zauważa, iż rynek finansowy póki co nie przejął się publikacją ministerstwa. Inwestorzy wiedzieli, iż dług będzie rósł, a rok 2027 to rok wyborczy, więc trudno spodziewać się działań naprawczych.

Problem w tym, iż ta obojętność może być zgubna. Dwa czynniki mogą gwałtownie zmienić sytuację: pogorszenie nastrojów na globalnych rynkach lub wyraźne spowolnienie gospodarki.

Obecnie Polskę ratuje nominalny wzrost PKB na poziomie około 7 procent. Jak podaje portal bank.pl, gdyby spadł poniżej 5 procent, mogą pojawić się poważne kłopoty z finansowaniem deficytu. A horyzont prognozy sięga 2029 roku – w tym czasie prawdopodobieństwo wystąpienia kryzysu gospodarczego jest bardzo wysokie.

Warto przypomnieć historię

W dwa największe kryzysy ostatnich dekad – finansowy w 2008 roku i pandemiczny w 2020 – Polska wchodziła z niskim poziomem długu i deficytu. W 2019 roku deficyt wyniósł zaledwie 0,7 procent PKB, co pozwoliło na jego gwałtowne zwiększenie w czasie pandemii.

Gdyby podobny kryzys uderzył dziś, przy deficycie już na poziomie 6 procent PKB, deficyt mógłby sięgnąć 12-13 procent PKB. Pytanie, czy znaleźliby się chętni do finansowania takiego poziomu zadłużenia.

Agencje ratingowe już ostrzegają

Jakub Borowski z Credit Agricole zwraca uwagę, iż agencje ratingowe zasygnalizowały, iż będą obniżać polski rating, o ile nie zobaczą działań konsolidujących finanse publiczne i Polska nie zahamuje wzrostu relacji długu do PKB. A właśnie taki scenariusz pokazuje najnowsza strategia.

Obniżenie ratingu oznaczałoby wyższe koszty obsługi długu – państwo musiałoby płacić więcej za pożyczanie pieniędzy na rynkach finansowych. To z kolei pogłębiłoby problem deficytu i długu. Błędne koło.

Zwycięzca wyborów 2027 obudzi się z koszmarem

Partie polityczne szykujące się do wyborów 2027 roku muszą zdać sobie sprawę z jednego – zwycięstwo może okazać się pyrrusowe. Nowy rząd stanie przed koniecznością wprowadzenia niepopularnych reform, cięć wydatków i być może podwyżek podatków.

To będzie test dojrzałości polskiej demokracji – czy społeczeństwo zaakceptuje bolesne, ale konieczne reformy, czy też kolejny gabinet wybierze drogę dalszego zadłużania kraju.

Historia uczy, iż ignorowanie problemów fiskalnych nigdy się dobrze nie kończy. Przykłady Grecji pokazują, dokąd prowadzi droga fiskalnej nieodpowiedzialności. Polska stoi na rozdrożu – albo podejmie trudne decyzje teraz, albo będzie zmuszona do nich za kilka lat, gdy opcje będą już znacznie bardziej bolesne.

Pytanie tylko, czy znajdzie się polityk gotowy powiedzieć wyborcom niewygodną prawdę, zanim będzie za późno. Na razie wszyscy udają, iż problem sam się rozwiąże. Ale liczby w strategii Ministerstwa Finansów nie kłamią – finansowa burza nadciąga.

Idź do oryginalnego materiału