Sztuka strzelania sobie w kolano

1 tydzień temu

Końska dawka polityki. Mało kto oglądał, wszyscy o tym mówią

No to mamy kampanię wyborczą, do ludzi dotarło, iż są wybory nowego prezydenta RP. I jest cała związana z tym gra.

Za realny, nie teoretyczny początek kampanii śmiało możemy uznać piątek 11 kwietnia, dzień debaty w Końskich. To wydarzenie wymknęło się z rąk jego organizatorom i może dlatego wzbudziło tak wielkie zainteresowanie. Awantura, którą wywołała debata, przyciągnęła publiczność. Jak obliczono, przedwyborcze spotkanie kandydatów obejrzało 6,16 mln widzów w telewizjach TVN 24, Polsat, TVP i TVP Info! Natomiast w sieci, jak mogliśmy się dowiedzieć, zasięg debaty doszedł do miliarda kontaktów, czyli przeciętnemu Polakowi informacja o niej wyświetliła się średnio 40 razy.

W ten sposób kampania, która sączyła się powoli, jak woda z cieknącego kranu, przeszła w potężny prysznic. Już każdy wie, iż trwa.

Nie wywołuj wilka z lasu

Jak do tego doszło? Rękawicę rzucił Karol Nawrocki. 27 marca kandydat PiS zaproponował Rafałowi Trzaskowskiemu debatę w Końskich. Ku zdumieniu obserwatorów Trzaskowski po kilku dniach się zgodził. I zaproponował piątek, 11 kwietnia. Sztabowcom Trzaskowskiego sprawa wydawała się prosta. o ile do debaty dojdzie, prezydent Warszawy wyjdzie z niej zwycięsko, bo prezes IPN dał się poznać jako osoba drewniana, źle wypadająca w mediach, na dodatek słaba merytorycznie. Sprawy polityki międzynarodowej, gospodarki oraz ustawodawstwa były i są dla niego ciemnym uniwersum. A gdyby Nawrocki odmówił, to także byłby przegrany, można by mówić, iż stchórzył.

Poza tym, wybierając sobie przeciwnika, Trzaskowski sprowadzał kampanię do duopolu PO-PiS, wypychając innych na dalekie pozycje. Życie pokazało, jak naiwne były te kalkulacje.

Nawrocki, postawiony w trudnej sytuacji, zaczął kluczyć. Jego sztabowcy wymyślali przeszkody, warunki. W ten sposób sprawa tego, czy kandydat PiS przyjedzie do Końskich, czy nie, stała się tematem dnia. Do tego włączona została Telewizja Republika, która domagała się udziału w wydarzeniu.

Mieliśmy zatem kompletny chaos, nad którym sztab Trzaskowskiego nie potrafił zapanować. Zamęt pogłębiła decyzja Szymona Hołowni, który ogłosił w piątek, iż jedzie do Końskich, by też uczestniczyć w debacie. Na te słowa zareagowali kolejni zarejestrowani kandydaci i wszyscy, z wyjątkiem Mentzena i Zandberga, również tam się udali.

Postawiony pod ścianą Trzaskowski ustąpił. I zaprosił, półtorej godziny przed programem, pozostałych kandydatów do debaty. Ale oni już uczestniczyli w debacie zorganizowanej ad hoc na rynku przez Republikę. Najpierw więc dokończyli swoje kwestie, a potem przeszli do hali, w której mieli rozmawiać kandydaci PO i PiS.

Tak oto Trzaskowski zamiast złota dostał orzeszki. Pretensje skupiły się na nim jako tym, który chciał dzielić kandydatów na lepszych i gorszych, w dodatku decydować, kogo media będą prezentowały, a kogo nie. Wpadka sztabu Trzaskowskiego jest zatem oczywista – cóż to za debata, w której do końca nic nie wiadomo: jaki jest format, kto w niej uczestniczy, ba!, kto ją organizuje.

Swoje do chaosu i przeświadczenia, iż coś się rozgrywa za plecami, dołożyła telewizja publiczna, która ochoczo podjęła się relacjonowania debaty i zaangażowała w to środki. Nie dziwmy się teraz, iż TVP jest w sprawie Końskich bombardowana pytaniami polityków i dziennikarzy. Te pytania nie biorą się znikąd. Skąd telewizja dowiedziała się o debacie? Dlaczego została jej współgospodarzem? Kto o tym zdecydował i kiedy? Jak to się ma do zasady równości kandydatów, do której przestrzegania jest zobowiązana? Dlaczego zdecydowała się na transmisję, nie wiedząc nawet, czy debata się odbędzie i czy nie będzie to monolog jednego Trzaskowskiego?

Mamy tu przykład zaangażowania się TVP po stronie jednego z kandydatów. I to w sposób mało mądry. W efekcie w swojej nadgorliwości bardziej mu zaszkodziła, niż pomogła. Sprawa zresztą nie jest zakończona. Będą się nią zajmować nie tylko posłowie, ale także Państwowa Komisja Wyborcza i prokuratura.

„Idziemy do Telewizji Polskiej w likwidacji, nieformalnego sztabu Rafała Trzaskowskiego, żeby dostać szczegółowe informacje. Żądamy umów, które zostały zawarte między sztabem Rafała Trzaskowskiego a Telewizją Polską w likwidacji, a także między wszystkimi podmiotami, z którymi związany jest pan Andrzej Moebus (właściciel firmy Dom Mediowy AM Studio, która wynajęła halę w Końskich i formalnie organizowała debatę)”, mówił poseł PiS Andrzej Śliwka.

Oburzenie

[email protected]

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Post Sztuka strzelania sobie w kolano pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

Idź do oryginalnego materiału