Szczyt klimatyczny COP30 w Brazylii. Mało ambitny, ale krok naprzód

2 godzin temu

Tegoroczny szczyt klimatyczny nie zakończył się tak, jak chcieliby tego klimatolodzy. Nie było przełomowych deklaracji, a w finalnym dokumencie zabrakło chociażby nazwania rzeczy po imieniu – paliwa kopalne nie są ani razu bezpośrednio wymienione, chociaż to ich spalanie nakręca globalne ocieplenie. Jak tłumaczy dla SmogLabu wiceprezeska Instytutu Reform, szczyty klimatyczne przestały być miejscem ustalania globalnych celów. Nie oznacza to jednak, iż te wydarzenia utraciły rację bytu. Wręcz przeciwnie – przez cały czas są bardzo potrzebne, a ich efekty widać.

Choć Brazylia czerpie zyski z wydobycia ropy naftowej, nie okazała się krajem, w którym szejkowie rozdają karty i hamują negocjacje klimatyczne. Prezydent tego państwa sam zabiegał o to, by świat odszedł od paliw kopalnych na rzecz czystej energii.

COP30 zakończył się słabym, ale jednak sukcesem. Szczególnie w kwestii finansowania pomocy dla państw najbardziej zagrożonych skutkami globalnego ocieplenia. W tej sprawie zabiegały choćby Chiny, apelując o stworzenie „praktycznego planu działania” w zakresie finansowania działań klimatycznych przez państwa rozwinięte. Jak powiedział przewodniczący chińskiej delegacji Li Gao, ma to „zapobiec dalszej erozji zaufania między krajami rozwiniętymi i rozwijającymi się”.

  • Czytaj także: COP30 pełen sprzeczności. Brazylia organizuje szczyt klimatyczny i marzy o naftowej potędze

Szczyt w trudnym świecie

COP30 zakończył się bez konkretnego planu wygaszania paliw kopalnych. Zgodzono się natomiast, iż do 2035 roku kraje rozwinięte przeznaczą co najmniej 1,3 biliona dolarów na pomoc państwom, które nie radzą sobie ze skutkami globalnego ocieplenia. To także istotny krok, który może pomóc ograniczyć migracje klimatyczne.

– Tegoroczny COP trudno jednoznacznie określić jako sukces czy porażkę. Jednak w pewnym sensie taka ambiwalencja jest nieodłączną cechą całego procesu – mówi dla SmogLabu Zofia Wetmańska, wiceprezeska Instytutu Reform.

Warunki dla negocjacji nie były łatwe. Przez wiele lat USA jako supermocarstwo miały znaczący wkład w politykę klimatyczną. Polityka Donalda Trumpa w kilka miesięcy zepchnęła kraj na margines działań klimatycznych. Trump groził choćby sankcjami państwom, które popierały wprowadzenie podatku węglowego od żeglugi morskiej. Do tego dochodzi wojna w Ukrainie, wyścig zbrojeń, zwiększone wydatki na armię w UE i rywalizacja mocarstw o zasoby Arktyki.

Jak wyjaśnia Wetmańska, „z jednej strony pokazał [szczyt klimatyczny – przyp. red.], iż mimo deklaratywnego wycofania się USA czy rosnącego sceptycyzmu wobec polityk klimatycznych, globalny proces osiągnięcia porozumienia klimatycznego nie załamuje się i konieczna jest do tego kooperacja międzynarodowa”.

  • Czytaj także: USA grożą sankcjami za podatek węglowy, a świat notuje kolejne rekordy stężenia CO2

Z wyścigiem zbrojeń w tle i wojną w Ukrainie

Niestety, z punktu widzenia politycznych efektów negocjacji, dojście do neutralności klimatycznej wydaje się dziś bardziej niepewne.

– Z drugiej strony – mówi Wetmańska – widać wyraźny spadek ambicji. Z tekstu końcowego usunięto mocniejszy język dotyczący paliw kopalnych, usunięto z niego także propozycję mapy drogowej dla ograniczenia zjawiska wylesiania, a większość uzgodnień pozostaje niewiążąca i trudna do rozliczenia.

Dziś trudno mówić o ambitnych celach klimatycznych, gdy Rosja prowadzi agresywną politykę wobec Europy. W 2024 roku globalne wydatki na zbrojenia wzrosły o 9,4 proc., a w samej Europie o 17 proc. To generuje dodatkowy ślad węglowy, ponieważ przemysł zbrojeniowy wymaga ogromnych nakładów energetycznych.

A te są ogromne. Szacuje się, iż działania wojenne w Ukrainie wygenerowały dotychczas blisko 240 mln ton CO2. Nie licząc emisji związanych z produkcją i dostarczaniem sprzętu wojennego przez państwa NATO.

Czy więc szczyt klimatyczny zakończył się pozytywnie?

COP30 nie przyniósł tylu korzyści, ilu oczekiwali naukowcy. Nie oznacza to jednak, iż zakończył się źle.

– To nie był szczyt wdrożeniowy, bo nie stworzył mechanizmów egzekwowania ani twardych planów redukcji. Jednak według mnie COP30 był ważniejszy niż sugerowałaby to jego formalna treść – zauważa Wetmańska.

Szczyt zaowocował wdrożeniem mechanizmu „sprawiedliwej transformacji”, który ma wspierać rządy i społeczności w przechodzeniu na gospodarkę niskoemisyjną. Bez takiego instrumentu trudno wymagać, by państwa gwałtownie odchodziły od paliw kopalnych.

– Tym razem środek ciężkości dyskusji przesunął się z symbolicznych deklaracji na analizę strukturalnych czynników hamujących tempo transformacji. Do debaty włączono marginalizowane wcześniej kwestie związane m.in. z architekturą globalnego handlu, makroekonomicznymi skutkami redukcji uzależnienia od paliw kopalnych, bezpieczeństwem dostaw minerałów krytycznych oraz wpływem dezinformacji na stabilność polityk klimatycznych. – mówi wiceprezeska z Instytutu Reform.

Dzisiejsze negocjacje pokazują, iż nie da się narzucić jednego celu i oczekiwać, iż wszystkie państwa go spełnią. Takie podejście może potem skutkować konfliktami. Narzucanie czegokolwiek może rodzić niepotrzebną radykalizację społeczeństwa, zniechęcaniem ludzi do walki ze zmianami klimatu.

– Tego typu tematy wskazują, iż rozmowa o transformacji zaczyna obejmować nie tylko cele, ale także warunki brzegowe i systemowe ograniczenia, które decydują o jej wykonalności – dodaje Wetmańska.

  • Czytaj także: Światowi przywódcy o czystym powietrzu. G20 ma zająć się globalnym kryzysem

Czy COP30 daje jakieś nadzieje na rozwiązanie problemu globalnego ocieplenia?

To już 30. szczyt klimatyczny, a emisje CO2 wciąż są wysokie – globalne ocieplenie przez cały czas postępuje. Kluczowym pytaniem jest więc, czy tegoroczny szczyt klimatyczny, to nie kolejna opera mydlana.

Przede wszystkim, jak zauważa Wetmańska należy zwrócić uwagę, iż rola szczytów klimatycznych COP ewoluowała przez lata.

– Konferencje klimatyczne przestały to być miejscem ustalania globalnych celów, a stały się przestrzenią synchronizacji i eliminacji sprzecznych bodźców gospodarczych. To właśnie na COP-ach państwa porównują strategie, uzgadniają zasady gry i minimalizują ryzyko jednostronnych kosztów transformacji, które – jak pokazała Kolumbia w trakcie COP30 w Belém – stanowią realną barierę dla działań.

Narzucanie ambitnych celów, ustalanie konkretnych ram czasowych, których wszyscy mają się trzymać, nie jest rozwiązaniem. Szczyty klimatyczne ostatnich lat pokazują, iż i tak świat sporo osiągnął. Udało się przecież uniknąć najgorszych scenariuszy ocieplenia klimatu. Dziś szczyt klimatyczny jest bardziej areną współpracy, a nie miejscem do stawiania deklaracji bez pokrycia, które potem rodzą konflikty.

– Szczyty tworzą przestrzeń, w której rządy mogą jasno zobaczyć, iż nie są osamotnione w decyzjach obarczonych wysokim ryzykiem politycznym, gospodarczym i finansowym – mówi Wetmańska.

Jak wyjaśnia nasza rozmówczyni, dzięki temu możliwe jest wypracowanie wspólnych ram chroniących państwa przed karami rynkowymi za bycie „pierwszymi”, a także koordynacja działań w sposób zmniejszający ryzyko utraty konkurencyjności.

– To właśnie ta synchronizacja decyzji i wzajemna obserwacja polityk tworzą warunki, w których transformacja staje się politycznie i ekonomicznie wykonalna – nie jako jednostronny gest odwagi, ale jako skoordynowany, międzynarodowy proces – dodaje Wetmańska.

Zdjęcie tytułowe: domena publiczna

Idź do oryginalnego materiału