Straszliwy ślad węglowy maleńkiej pieczątki

jacekh.substack.com 9 miesięcy temu
To ty jesteś węglem, który chcą zredukować

Od dawna wszelki transport i nasze podróże oskarżane są o całe zło i znajdują się na celowniku samozwańczych obrońców planety. Globalistyczni władcy świata, tak jak ich sługusy lokalni kacykowie dążą do poważnego ograniczenia albo choćby całkowitej likwidacji ruchu drogowego. W imię ratowania planety chcą nas pozbawić fundamentalnego ludzkiego prawa zagwarantowanego przez konstytucje wszystkich demokratycznych państw, prawa do swobodnego przemieszczania się. Na razie nie mówią o ostatecznym celu ich działań, czyli uwięzieniu ludzi w miejscach zamieszkania oraz przecięciu łańcucha dostaw i cofnięciu nas do cywilizacji średniowiecza, ale każdy kolejny krok prowadzi w tym kierunku i zbliża do tego celu.

Czasem podejmowane są próby różnicowania środków transportu ze względu na ich szkodliwość. Przedstawiani są różni liderzy w zależności od wybranej kategorii szczegółowej, na przykład pojazdy z silnikiem diesla. Popatrzmy jednak uważniej, a przekonamy się, iż istnieje pewien byt szczególny, bijący na głowę zwycięzców w dowolnej kategorii. Coś, co jest tak małe, iż umyka uwadze tych mądrali, a równocześnie tak potężne, iż ma siłę sprawczą większą od materialnej rzeczywistości.

Podróżujący samochodem lub autokarem po krajowych drogach w przebudowie prawdopodobnie zauważyli ten tajemniczy byt w działaniu. Często wygląda to tak. Budowana albo modernizowana jest droga ekspresowa. Następnie wysocy urzędnicy państwowi uroczyście przecinają wstęgi, otwierając drogę z wielką pompą. Ksiądz kropi, fanfary grają, telewizje pokazują. I co? I nic. Mamy drogę ekspresową, gdzie gęsto ustawione znaki ograniczają dopuszczalną prędkość do 90, a czasem choćby 70 km/godz., często bardziej niż było to podczas budowy. Droga ekspresowa niezbyt ekspresowa. Tu i tam czai się drogówka z radarem. Trwa tak przez długie miesiące, bywa, iż i rok. I nagle, zupełnie nieoczekiwanie i bez rozgłosu znaki ograniczenia prędkości znikają. Ukradkiem droga staje się normalną ekspresówką, bez żadnego widocznego powodu. W jej stanie technicznym nic się nie zmieniło, oprócz drobnego pogorszenia skutkiem zużycia w czasie, jaki upłynął od otwarcia, ale teraz już wolno po niej jechać 120 km/godz. Niedawno było tak z odcinkiem katowickiej otwieranym przez premiera Morawieckiego. Wyjątkowo drogówka na ograniczeniach prędkości nie łapała, widocznie był prikaz, żeby nie drażnić kierowców, bo mogliby potem w mediach obśmiewać otwierających.

Przyczyna zmiany rzeczywistości jest czysto metafizyczna, a magiczna moc zawarta jest jednym małym przedmiocie. To pieczątka, święty Graal biurokracji. Nie byle jaka, ale pieczątka adekwatnego urzędnika w stosownym urzędzie. Droga zbudowana, ale musi być jeszcze „odbiór techniczny”. Cudzysłów bierze się stąd, iż ów odbiór polega głównie na przepływie dokumentów. Mało kto widział, aby prowadzono jakąś wizję lokalną, a tym bardziej badania techniczne. prawdopodobnie bywają, ale rzadko zajmują one aż tyle czasu, aby ktoś zdążył zaobserwować tak osobliwe zjawisko.

Oprócz błyskawicznej zmiany zwykłej drogi w ekspresówkę albo odwrotnie pieczątka ma dużo potężniejsze moce. Może spowodować straszliwą emisję spalin, a co gorsza śmiercionośnego podobno gazu, który jest pokarmem roślin na Ziemi, czyli CO2. Jakiś czas temu takie zjawisko można było oglądać przez kilka miesięcy w miejscu, gdzie droga S2 biegnąca z zachodu przecina ulicę Puławską, aby udać się do tunelu zbudowanego pod południowym Ursynowem i dalej na nowy most przez Wisłę. Inwestycja była skończona, ale trwały odbiory techniczne. W tym czasie wyjazd na ulicę Puławską od zachodu, zarówno w prawo, jak i w lewo możliwy był tylko na zatkane rondo dolnymi pasami wielopoziomowego skrzyżowania pomimo ukończenia jego budowy. Odbiory trwały przez kilka miesięcy, co związane było z wadliwymi systemami wentylacji tunelu. Do części naziemnej, w tym do skrzyżowania i rozjazdów nie było zastrzeżeń, ale żadnemu z mędrców nie przyszło do głowy, iż można wcześniej otworzyć dla ruchu tę część inwestycji. Dla biurokratów wezwanie do myślenia byłoby obrazą. Oni rządzą, a my bez dyskusji mamy się podporządkować, więc się podporządkowywaliśmy. Pomimo istnienia gotowego węzła drogowego, któremu niczego nie brakowało, przez około pół roku stał korek o długości od 2 do 5 kilometrów w zależności od pory dnia. I jakoś dzielnym obrońcom czystości powietrza to nie przeszkadzało. choćby nie zauważyli.

Przy okazji warto przypomnieć o kominach wylotowych wentylacji wspomnianego tunelu. Stoją na terenie dzielnicy mieszkaniowej. Pomimo dużo wcześniejszych interwencji i protestów ich wysokość ograniczono do 15 metrów, czyli wyloty są na wysokości około 5. piętra okolicznych budynków, mniej więcej w połowie wysokości niektórych z nich. Nie przewidziano na nich filtrów, bo po co, nikt istotny tam nie mieszka. Na stronie https://warszawa.naszemiasto.pl/ możemy przeczytać:

Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z warszawskim oddziałem GDDKiA. - Analiza będzie dotyczyć tego, czy filtry są w tym miejscu potrzebne – przekazała nam Małgorzata Tarnowska, rzeczniczka GDDKiA Warszawa.

Tymczasem tunelem przejechało około 45 milionów samochodów w niecałe dwa lata, a o pomiarach, ich wynikach i ewentualnych filtrach nic nie słychać. Tutaj spaliny i pyły nikomu nie szkodzą.

Zresztą mamy tu jeszcze jeden bardzo typowy element, mianowicie celowy brak kontekstu, czyli pomiarów odniesienia. Aby móc rzetelnie ocenić wpływ jakiejś inwestycji na otoczenie, należy wdrożyć monitorowanie na długo przed rozpoczęciem inwestycji, a nie planować je dopiero wiele miesięcy po oddaniu jej do użytku.

Po uruchomieniu trasy S2 i tunelu także ruch naziemny w tej okolicy znacznie wzrósł, gdyż w ramach budowy trasy S2 powstał nowy most, do którego jakoś trzeba móc dojechać nie tylko tą trasą. Potrzebny jest także dojazd do ulicy Puławskiej z innych miejsc. Między innymi jeżdżą tędy mieszkańcy upiornej enklawy znanej jako Miasteczko Wilanów. Ponieważ w okolicy zlikwidowano sygnalizację świetlną, która była zainstalowana na czas budowy tunelu, oraz pozwężano wcześniej szerokie ulice, teraz stoją korki w miejscach, gdzie ich dotąd nie było. Jest to bezpośredni skutek działań miejskich planistów od ruchu drogowego. Teraz do odcięcia kilku osiedli wystarcza jeden zepsuty autobus. Już się tak zdarzało.

Dzięki protestom mieszkańców udało się uratować kilka ulic przed zwężeniem, ale zakusy władzy nie ustały i stale planowane są kolejne zwężenia. Za to wzdłuż zakorkowanej ulicy władza zafunduje mieszkańcom park linearny za kilkadziesiąt milionów („udało” się zebrać 44 miliony, ale to ciągle mało). Jest to nieco absurdalny pomysł, gdyż okoliczne osiedla zostały tak zaprojektowane, iż ich podwórka stanowią spory i zróżnicowany park, a blisko jest Las Kabacki i rozległy park pod Górą Kazurą, więc dodatkowy park nie jest w tym miejscu aż tak potrzebny. Przy okazji budowy parku zlikwidowana będzie znaczna część parkingów do tej pory służących okolicznym osiedlom. Wątpię, czy nowy park zrekompensuje ludziom codzienny stres związany z bezskutecznym poszukiwaniem miejsca do parkowania w miejscu zamieszkania. W czasach stanu wojennego 40. lat temu, gdy budowano te osiedla, planiści potrafili przewidzieć potrzeby i zbudować nie tylko parkowe podwórka, ale także odpowiednie parkingi dla mieszkańców oraz szerokie ulice zdolne przyjąć ruch drogowy dużej dzielnicy. Teraz przebudzone władze miasta zwężają ulice oraz będą te parkingi likwidować. Masz nie mieć samochodu i nie jeździć, przymusimy cię do tego. Bo nowa władza wie lepiej od ciebie, czego ci potrzeba i ci to zrobi. Opór jest bezcelowy.

Podobne działania widać w całej Warszawie, a prawdopodobnie w każdym zarządzanym przez przebudzonych mieście. Nasila się szaleństwo zwężania ulic i nie ma to nic wspólnego z ekologią. W miejscach, gdzie kiedyś można było swobodnie przejechać, w tej chwili stoją korki. Deklarowana dbałość o czyste powietrze to tylko kłamliwe uzasadnienie, gdyż realne skutki są dokładnie odwrotne. Gdyby chodziło o redukcję emisji spalin, to zamiast zwężania zadbano by na przykład o synchronizację świateł, aby ruch mógł odbywać się płynnie z umiarkowaną prędkością. Tymczasem miejską sygnalizację świetlną oddano w pacht prywatnej spółce, której nie interesuje płynność ruchu. Każdy z nas jest w stanie wskazać miejsce, gdzie drobna zmiana ustawienia świateł lub organizacji ruchu znacznie zmniejszyłaby zanieczyszczenie powietrza, ale zamiast robić to, za co im płacimy, tak zwani włodarze zajmują się zarządzaniem nami i ograniczaniem naszych konstytucyjnych praw. Celuje w tym „demokratyczna opozycja”, która jeszcze nie tak dawno miała pełne gęby konstytucji. Mamy nie jeździć, a oni nas do tego przymuszą. Podróże są tylko dla jaśniepaństwa.

Niezbyt przepadam za ludźmi, którzy latają prywatnymi odrzutowcami na spotkania, podczas których dyskutują o tym, jak zabrać mi samochód i nakarmić mnie robakami… Ale to tylko ja.

Właśnie w Warszawie władza wprowadza „strefy czystego powietrza”. Co o tym myślę, pisałem wcześniej tutaj:

Apartheid, na razie motoryzacyjny

Pewien mój już dawno nieżyjący znajomy zachwycał się nieustannie II RP, krainą swojego dzieciństwa. Jednym z licznych dowodów na wyższość tamtych czasów nad obecnymi był fakt, iż wtedy do parków miejskich w Warszawie, a przynajmniej do części z nich, jak Park Ujazdowski, nie wpuszczano byle kogo. Mogło wejść tam tylko jaśniepaństwo, które cieć przy bram…

Read full story

Nie będę więc powtarzał, tutaj tylko kilka uwag i pytań. Po pierwsze, uwagę zwróciła arogancja radnych, głównie z PO, którzy pogardliwie traktowali osoby protestujące przeciwko strefom. choćby gdyby byli to wyłącznie wyborcy PiS, jak przezwali ich jaśnie radni, to mają oni takie samo prawo głosu, jak wszyscy inni warszawiacy. To prawo nie jest czymś, co przysługuje wyłącznie wrzaskliwej grupce rowerzystów i hunwejbinów nazywających się aktywistami miejskimi.

红卫兵

Pytanie zasadnicze odnosi się do rzekomej skuteczności takich działań. Jakoś władze miejskie nie zadały sobie trudu monitorowania czystości powietrza w odpowiedniej liczbie punktów pomiarowych na terenie planowanej strefy. Na zanieczyszczenie powietrza oprócz lokalizacji i natężenia ruchu ma wpływ wiele czynników, również pora dnia, pora roku, pogoda, inne emisje miejskie i pozamiejskie, cyrkulacja powietrza itd. Zatem takie pomiary powinny być przeprowadzane w wielu miejscach planowanej strefy w sposób ciągły przez co najmniej rok przed terminem jej wprowadzenia. Dopiero wtedy istniałoby odniesienie, kontekst umożliwiający prawidłową ocenę skuteczności strefy. Po kolejnym roku po wprowadzeniu strefy możliwe byłoby porównanie na podstawie odczytów w tych samych lokalizacjach. Oczywiście wszystkie zapisy monitorowania powinny być publicznie dostępne, umożliwiając niezależną analizę i opracowania. Bez tego wszelkie stwierdzenia będą gołosłowne, ale oczywiście kwestionować je będą wyłącznie przystrojeni w kapelusze z aluminiowej folii zwolennicy teorii spiskowych i wyborcy niewłaściwej partii.

Doświadczenia z miejsc, gdzie takie strefy wprowadzono, na przykład kilkunastu miast w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza Londynu, wskazują, iż osiągnięte spadki zanieczyszczeń były rzędu 3% wartości, czyli w granicach błędu pomiarowego. Uczciwie przeprowadzony monitoring ujawniłby niewygodną prawdę, więc się go nie zrobi, aby potem machając rękami i wyrwanymi z kontekstu pojedynczymi wynikami móc opowiadać nam, jaka to była zbawienna decyzja. Tamtejsze doświadczenia wskazują także na niewspółmierne do korzyści uciążliwości stref dla mieszkańców i usługodawców, czyli w wyniku znaczne pogorszenie jakości życia w mieście, ale co tam.

Oczywiście żadne, choćby najbardziej wiarygodne wyniki wykazujące brak skuteczności nie mogą spowodować cofnięcia strefy. Raz utworzona może się już tylko rozrastać, a raz wprowadzone ograniczenia i zakazy mogą ulec tylko zaostrzeniu. Bo nie o czystość powietrza tu chodzi, tylko o usadzenie nas, a to jest kolejny krok do realizacji tego celu.

Ciekawe, dlaczego władze Warszawy nie zdobyły się na wprowadzenie strefy przed wyborami? prawdopodobnie mają świadomość, iż nie jest to przesadnie popularny pomysł. Chwilowo na osłodę wprowadzono wiele wyjątków, dla staruszków, dla mieszkańców dzielnic itd., czyli de facto dla większości. Nie należy przesadnie się tym cieszyć, gdyż jak już raz przyznamy prezydentowi miasta prawo do decydowania komu, czym, gdzie i kiedy wolno jeździć, to proces przechwytywania władzy nad nami się nie skończy. Stopniowo, kawałek po kawałku okaże się, iż przemieszczać może się tylko władza, a dla nas są miasta/dzielnice 15-minutowe i jedzenie robaków. Nikt nas nie pytał o zdanie, gdy Warszawa przystępowała do koalicji C-40. Władza wie lepiej, co dla nas dobre i wprowadzi to za wszelką naszą cenę.

Miasta 15-minutowe

Read full story

Z powodu rzekomej dbałości o czystość powietrza w mieście rujnuje się ludziom życie, uniemożliwiając dojazd do pracy lub uczelni, całkowicie ignorując największe źródła tych zanieczyszczeń. Dobitnym przykładem są kominy tunelu na Ursynowie. Ktoś powie, iż wprowadzana strefa to działania miasta, a kominy wyrzucające spaliny i pyły z tunelu są pod władzą państwowej GDDKiA (czyli prawdopodobnie wstrętnego PiS). Jednak troskliwe misie rządzące Warszawą nie ujęły się za mieszkańcami, a dbający o czystość powietrza prezydent nie protestował ani nie sugerował sfinansowania filtrów przez miasto. Ponadto trzeba przypomnieć, iż korki nad tunelem, na Ursynowie i w całej Warszawie są produktem myślenia miejskich planistów niczym, poza ideologią, nieskrępowanego. To oni nie potrafią albo nie chcą przewidzieć potrzeb, a za to zwężają ulice i przebudowują skrzyżowania w sposób powodujący korki.

Do tego dochodzą zmiany organizacji ruchu w całym mieście na czas miejskich tak zwanych inwestycji. Na całe lata zwężane są ulice na przykład z powodu budowy linii tramwajowej. Wydłuża to dla wielu tysięcy warszawiaków czas dojazdu do pracy o kilkadziesiąt minut dziennie oraz powoduje stojące korki i wzmożone zanieczyszczenie powietrza. Dlaczego musi to trwać aż tak długo? Jakoś dbałej o czystość powietrza władzy nic to nie przeszkadza. Nie pomyślą, żeby poprawić organizację i planowanie. Takie działania są tanie, a mogą mieć doniosłe skutki, ale nie o to chodzi. Masz nie jeździć, taki jest podstawowy cel, a nie czyste powietrze, o którym tak opowiadają. W dawnych czasach wiadomo było, iż przynajmniej po zakończonej inwestycji będzie lepiej niż było wcześniej. To była komuna, te czasy się skończyły i już nie wrócą. Teraz może być już tylko gorzej, gdyż nie jest to niedopatrzenie, tylko zastąpienie myślenia w kategoriach dobra mieszkańców albo zdrowego rozsądku przebudzoną ideologią klimatyzmu, dla której problemem do likwidacji są ludzie jako tacy.

Organizacja ruchu to problem nie tylko miejski. Przykładów jest wiele. Gdy zaczęto w Polsce budowę autostrad, pojawił się problem sposobu płacenia za przejazd. Początkowo wysunięto pomysł przyjęcia sprawdzonego w wielu krajach systemu winiet. Strasznie się to nie spodobało PO jako mało nowoczesne, to znaczy niedające zarobić różnym krewnym i znajomym królika. PO doszło do władzy i ówczesny premier Tusk za pomysł winiet obśmiał ministra Marka Pola z ustępującego rządu niezwykle dowcipnie nazywając go Winietu. Wymyślono, iż będą bramki, co do tej pory skutkuje spowolnieniem ruchu, korkami i pogorszeniem bezpieczeństwa ruchu. Nie tylko na autostradach, ale i na powiązanych z nimi drogach. Także tam, gdzie bramki jeszcze nie pobierają opłat. Skutkuje także budową kosztownej i całkiem zbytecznej „infrastruktury” jak punkty poboru albo dodatkowe pasy i wiadukty.

Przykładowo przecięcie przez drogę krajową 50. autostrady A2 w okolicach węzła Wiskitki. Drogą 50. od Grójca do Sochaczewa codziennie jeżdżą tysiące ciężarówek TIR. Aby wjechać na autostradę na prawy pas, należy przejechać nad nią wiaduktem, przejechać przez bramki, a następnie kolejnym wiaduktem wrócić na tę stronę, z której się przyjechało i dopiero wtedy można wjechać na autostradę. Takich kombinacji jest kilka w zależności od tego, skąd i dokąd się jedzie. Gwoździem programu jest rondko, przez które wszyscy muszą przejechać, także jadące prosto i wcale nie zjeżdżające na autostradę ciężarówki. Nic dziwnego, iż rondko jest stale zakorkowane, a kolejka TIR ma kilka kilometrów, a mogły przejeżdżać nad autostradą bezkolizyjnie. Temu podobne rozwiązania wymuszające kilkakrotny przejazd nad autostradą i powodujące korki dla wszystkich wokół przyjęto w wielu miejscach wzdłuż A2 i prawdopodobnie kilku innych autostrad. Tylko dlatego, iż pan premier Tusk uznał winiety za mało perspektywiczny sposób robienia interesów przez partyjnych kolegów. No i koszt winiet zbyt łatwo można by porównać z innymi krajami.

Jeszcze anegdotka o tym, jak czasem drobne i robione od niechcenia działania władzy mają decydujący wpływ na zanieczyszczenie powietrza przez samochody. Piątkowe popołudnie szczyt wyjazdowy z Warszawy na drodze S8 w kierunku na Wrocław i Katowice. Od Nadarzyna wielki korek, samochody posuwają się noga za nogą. Pewnie jakiś straszny wypadek. Po dziesięciu kilometrach takiej jazdy okazuje się, iż pomoc drogowa w asyście policji ściąga samochód dostawczy ze środkowego bardzo szerokiego w tym miejscu pasa zieleni. Nic takiego. Tylko iż nie był to żaden nagły wypadek. Ten samochód w tym miejscu stał już ponad tydzień i jakoś nikomu z zarządu dróg ani policji nie przyszło do głowy, iż może postać jeszcze kilka godzin, aż do wieczora i zmniejszenia ruchu. Mogło obyć się bez korka na tysiące samochodów, ale co tam. Podobnie jest przy okazji różnych stłuczek i wypadków. Jak często w takich okolicznościach widzicie funkcjonariuszy kierujących ruchem w celu ograniczenia korka? Jedni zajmują się „czynnościami”, drudzy grzeją tyłki w samochodach, a korki ich ani ziębią, ani grzeją. Nie mają tego w obowiązkach, a być może już nie potrafią.

I tutaj jest miejsce na wnioski. Ktoś może uznać, iż większość powyższych problemów bierze się z biurokracji, wygodnictwa, nieudolności, bezmyślności czy głupoty. prawdopodobnie częściowo tak jest, ale musimy pamiętać o wszystkich tych świetlanych inicjatywach i genialnych pomysłach rządzących, które kierowane są ideologią. Z jakiegoś powodu, zamiast usuwać wskazane problemy, władcy wolą przymuszać nas do różnych wątpliwych pomysłów, odbierających naszą wolność. Co więcej, wcale nie są zainteresowani pomiarami kontrolnymi, które mogłyby zweryfikować skuteczność takich działań. Pomysły wprowadzane są arbitralnie, a każdy głos sprzeciwu czy wątpliwości jest oczerniany jako głos ciemnogrodu, wstecznictwa i sprzeciwiania się nauce. Przywołując naukę na poparcie swoich działań, równocześnie uniemożliwiają próby ich obiektywnej oceny.

Stwierdzenie, iż tak jest na całym świecie, nie wyjaśnia nic i równocześnie mówi wszystko. To, iż robią tak w wielu miejscach, nie jest dowodem na słuszność ani racjonalność postępowania. Jednak taka synchroniczność wskazuje na wspólne źródło, którym jest WEF i jego szkoła młodych liderów. Tak się składa, iż przebudzeni prezydenci miast i premierzy państw na całym świecie są janczarami wychowanymi przez tę szkołę. Pisałem o nich tutaj:

O jawność w życiu publicznym

Ten tekst był prawie gotowy już wcześniej, a opóźniona publikacja wynika z chęci nabrania dystansu do niedawnych wydarzeń, również przez czytelników. Może być trudno przekonać zwolenników różnych opcji politycznych w Polsce, iż ich ugrupowanie nie różni się od pozostałych aż tak znacznie, jakby tego chcieli. Na przykład, iż „demokratyczna opozycja” nie …

Read full story

i jeszcze w kilku miejscach, na przykład tu:

WEF — Światowe Forum Ekonomiczne i rząd światowy

Władza chętnie nas kontroluje oraz ogranicza, a my potulnie się na to godzimy. Może pora z tym skończyć. To obywatele powinni kontrolować i ograniczać władzę, a nie odwrotnie. Oni zostali przez nas wybrani i opłacani są z naszych pieniędzy. Zostali przez nas wynajęci do wykonania dla nas pracy. To nam mają służyć, a nie panować nad nami ani wysługiwać się swoim globalistycznym władcom przymuszając nas do ich chorych pomysłów. jeżeli mają innych panów poza nami, to fora ze dwora. Dotyczy to głównie, ale nie wyłącznie absolwentów szkoły młodych liderów WEF. Nie musimy podporządkowywać się ich pomysłom, bo to my powinniśmy ich kontrolować i przywoływać do porządku. Najwyższy czas, aby obywatele zaczęli pociągać kacyków miejskich i polityków do odpowiedzialności, to przed nami powinni odpowiadać.

Dziękuję za przeczytanie Substacka Jacka! Zapisz się bezpłatnie, aby otrzymywać nowe posty i wspierać moją pracę.

Idź do oryginalnego materiału