Stanisław Michalkiewicz: Książę-Małżonek przechodzi do historii
Ogromne zdumienie wzbudził w Polsce czas trwania expose Księcia-Małżonka w Sejmie na temat polityki zagranicznej. Trwało ono bodajże aż siedem czy choćby osiem godzin. Takie rzeczy się w parlamentach zdarzają; Kazimierz Chłędowski, który za panowania Najjaśniejszego Pana był w rządzie “ministrem dla Galicji”, w swoich pamiętnikach wspomina o trwającej prawie dwie doby obstrukcji, przy pomocy której grupa posłów chciała zapobiec przegłosowaniu jakieś ustawy.
Wyznaczony poseł przemawiał przez dwie doby bez przerwy – co musiało być wyczynem heroicznym, bo wprawdzie podczas tego obstrukcyjnego przemówienia mógł się posilać – ale co z naturalnymi potrzebami? Kazimierz Chłędowski o tym nie wspomina, a przecież i w ciągu siedmiu, czy ośmiu godzin naturalne potrzeby też mogą dać znać o sobie. W tej sytuacji wyczyn Księcia-Małżonka z pewnością przejdzie do historii parlamentaryzmu tym bardziej, iż Kaiążę-Małżonek złożył też deklarację, iż to jego expose było “wyjątkowo trudne”.
Ja go całkowicie rozumiem; mówić przez kilka godzin o czymś, czego nie ma, to nie jest łatwa sprawa. “Nia w tym dziwa, co kobyła siwa, a w tym dziwa, co wozu nie wiazie” – głosi białoruskie przysłowie, cytowane przez Józefa Mackiewicza. Rzeczywiście – Książę-Małżonek miał prezentować polską politykę zagraniczną, a tymczasem każde dziecko wie, iż prowadzenie jakiejkolwiek polityki, a zagranicznej – w szczególności – Polska, a zwłaszcza vaginet obywatela Tuska Donalda – ma od naszych sojuszników surowo zakazane.
Toteż nie wynaleziono jeszcze takiego aparatu fotograficznego, który utrwaliłby jakieś osiągnięcia Księcia-Małżonka na niwie polityki międzynarodowej – oczywiście poza wiązaniem krawatów, w której to sztuce Książę-Małżonek rzeczywiście ociera się o genialność. Wracając zaś do expose, to na usprawiedliwieniw Księcia-Małżonka musimy dodać, iż trwało ono tak długo również dlatego, iż inni Umiłowani Przywódcy skorzystali z okazji, by nad tymi wynurzeniami Księcia-Małżonka dyskutować.
Chodzi o to, by parlamentarzysta jakoś zaznaczył swoją obecność w parlamencie – żeby nikt nie zastosował do niego fraszki Jana Kochanowskiego “Na pana Kondrata”: “Milczycie w obiad mój panie Kondracie? Czy tylko na chleb gębę swą chowacie?” Toteż kiedy we francuskim Zgromadzeniu Narodowym jakaś Schwein zdetonowała bombę, wskutek czego na sali plenarnej zapanował chaos i egipskie ciemności, pewien deputowany, który ani przedtem, ani potem nie zabierał głosu, przytomnie krzyknął: “panowie, posiedzenie Izby trwa nadal!” – i w ten sposób przeszedł do historii parlamentaryzmu.
Jeśli chodzi o Księcia-Małżonka, to – oczywiście poza krawatami, które wiąże w sposób iście perfekcyjny – może przejść do historii parlamentaryzmu dzięki minom, w których robierniu też się z powodzeniem specjalizuje. Pamiętam scenę, kiedy Książę-Małżonek podczas jakiegoś pobytu w Moskwie w okresie pierwszego “resetu” prezydenta Obamy w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, siedział naprzeciw zimnego ruskiego czekisty Putina. Robił wtedy szalenie srogie miny, ale Putinowi choćby brew nie drgnęła.
W podobnej sytuacji znalazł się kiedyś dobry wojak Szwejk, kiedy jako rosyjskiego szpiega przesłuchiwał go wachmistrz z Putimia. Też był pod urokiem Szwejka i choćby wyjaśnił frajtrowi dlaczego. – Ale mają wychowanie wojskowe! – mówił z podziwem. – Ja bym już ze trzy razy narobił w portki, a temu choćby brew nie drgnęła. Podczas swego expose Książę-Małżonek też robił miny, ale przede wszystkim nawygrażał Putinowi za wszystkie czasy, informując go, iż nie będzie rządził ani w Polsce, ani na Ukrainie, ani na Litwie, ani na Łotwie, ani w Estonii, ani choćby – w Mołdawii.
Wyobrażam sobie, jak ta deklaracja musiała zasmucić Putina – chociaż z drugiej strony w sprawie Ukrainy to Książę-Małżonek mógł się trochę zagalopować. Właśnie w tym samym czasie amerykański prezydent Donald Trump, najwyraźniej zirytowany deklaracjami ukraińskiego prezydenta Zełeńskiego, iż on “nigdy” nie zgodzi się na oddanie Krymu Rosji powiedział, iż w takim razie może “stracić całe państwo”.
Bo rzeczywiście; gdyby tak USA zniechęcone uporem Ukrainy nie tylko wycofały się z rokowań pokojowych, ale w dodatku – również wstrzymałyby Ukrainie pomoc wojskową i finansową, to finał nie tak znowu trudno przewidzieć. Wprawdzie prezydent Zełeński dlaczegoś uważa, iż choćby wycofawszy się z rokowań pokojowych USA nadal, jak gdyby nigdy nic, futrowałyby Ukrainę forsą i dostawami najnowocześniejszej i najkosztowniejszej broni, podczas gdy Ukraina choćby by nie kiwanęła palcem w sprawie umowy o minerały i zaporoską elektrownię atomową – ale to mogą być tylko takie fantasmagorie ukraińskiego prezydenta.
Powiedzmy sobie szczerze – co adekwatnie ma teraz mówić, co podawać do wierzenia ukraińskiemu ludowi, którego lekkomyślnie wkręcił w maszynkę do mięsa? Natomiast w sprawie Polski, Litwy, Łotwy, Estonii i innych mocarstw światowych, Książę-Małżonek może mieć rację, chyba, iż – jak to w swoim czasie ujął zmarły właśnie papież Franciszek – zbyt głośno będzie ujadał zza NATO-wskiego płotu u granic Rosji. Nic tak nie gorszy, jak prawda, więc pamiętamy, jakie z powodu tych słów papież Franciszek wzbudził zgorszenie.
Najbardziej zgorszył się pan red. Tomasz Terlikowski, chociaż w innych sprawach, na przykład – w stosunku do sodomczyków, a także “kobiet” – papież Franciszek był zasadniczo postępowy – co wspaniałomyślnie przyznawał choćby Judenrat z Czerskiej.
Wracając do Księcia-Małżonka, to może aż tak źle nie będzie, między innymi dlatego, iż Książę-Małżonek nie jest prawdziwym księciem. Jest on zaledwie Księciem-Małżonkiem, a i to – tylko z mojej nominacji. Co innego, gdyby był księciem prawdziwym. Wtedy sytuacja byłaby poważniejsza – o czym świadczy deklaracja Lloyd George`a: “Książę całkowicie wyekwipowany, kosztuje więcej, niż dwa pancerniki, jest bardziej niebezpieczny, niż dwa pancerniki i trwa dłużej.”
Jak widzimy na tej podstawie, z powodu Księcia-Małżonka nie musimy się aż tak bardzo martwić, gdyż tym swoim słowotokiem chciał może tylko dać wszystkim do zrozumienia, iż język dyplomatyczny nie służy do wyrażania myśli, tylko do ich ukrywania.
W takim razie spróbujmy rozebrać sobie z uwagą, jakąż to myśl Książę-Małżonek próbował ukryć w nieprawdopodobnej gęstwinie frazesów i felietonowych bon-motów? Odpowiedź nie nastręcza specjalnych trudności: to, iż ostatnie słowo w sprawie postępowania naszego nieszczęśliwego kraju, będzie należało do Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje i jej tubylczego namiestnika, obywatela Tuska Donalda, któremu Książę-Małżonek przecież podlega ciałem i duszą.
Polecamy również: Brytyjski premier wycofuje się z twierdzenia, iż mężczyzna może być kobietą