Trochę śmichów chichów polało się na prezydenta Korei Południowej Pana Jon Suk Jeola, za ten jego stan wojenny. Ogłosił w nocy, wojsko weszło do parlamentu, ale parlament odwołał stan, to wojsko wyszło. I stan wojenny po sześciu godzinach się skończył. A jak pan Jeol zapowiadał stan, to mu się chyba Jarosław Kaczyński włączył, cytuję pana Jeola: Nasze zgromadzenie narodowe stało się schronieniem dla przestępców, siedliskiem dyktatury ustawodawczej, której celem jest sparaliżowanie systemu sądowniczego i administracyjnego. Jakiś koreański Kaczyński, Kim Kacz Ki to go choćby mógł przespać ten stan wojenny. Budzi się: coś mnie ominęło? Mama mu mówi: tak, stan wojenny. Ale już koniec. Śpij. Bo to trza umić robić stany wojenne, a gościu Jeol choćby ciemnych okularów nie włożył. Po co mu to było. Ale też zrozummy pana prezydenta Korei. Każdy ma kiedyś zły dzień.