Soooo twenty twenty

2 lat temu


W mojej bańce fejsbukowej film „Don’t Look Up” jest lekturą obowiązkową. Podobnie to powinno wyglądać w bańce blogokomentatorskiej – zapraszam do wyrażania opinii.

Moim znajomi są skrajnie podzieleni w opiniach. Wszyscy zgadzają się z ogólnym przesłaniem filmu (jakby ktoś się nie zgadzał, to bym przecież odziomał), ale niektórych razi jego nachalna dydaktyczność.

Rzeczywiście, tu nie ma niuansów. Przesłanie jest podane na tacy, bez żadnego „tak ale”.

Z drugiej strony, jakie tu mają być niuanse? To przesłanie wyrażone jest choćby w piosence z filmu, duetu Ariana Grande & Kid Cudi: „get your head out of your ass / listen to the goddamn qualified scientists (…) 'Cause you’re about to die soon everybody”.

Byłoby zabawne, gdyby to zabrzmiało na zatłoczonym densflorze jednej z nadchodących imprez z serii „Sylwester z Omikronem”. „And you can act like everything is alright /
But this is probably happening in real time”.

Myślę, iż dla moich niezadowolonych znajomych to był po prostu pierwszy kontakt z żartami Adama McKaya. Ci, którym nie podobało się „Don’t Look Up”, to zarazem zwykle ci, którzy ekscytują się nowym tłumaczeniem „Ulissesa” albo oglądają pięciogodzinny film Paolo Sorrentino „Schnięcie farby w prowincjonalnym włoskim kościółku w latach sześćdziesiątych”.

Zachwycałem się przed laty filmem „Big Short”, w którym publicystyczne przesłanie na temat kryzysu finansowego również wyrażali sławni ludzie w roli samych siebie albo parodii samych siebie, w tym niezapomniana „Margot Robbie w wannie dla przyciągnięcia uwagi”. Gwiazdorska obsada „Don’t Look Up” robi w gruncie rzeczy to samo.

Mam tylko dwie krytyczne uwagi. Miażdżąca ocena mediów jest tu bardzo zabawnie pokazana, ale jednak przesadzona.
W filmie mamy z bliska pokazane dwie redakcje. To gazeta „New York Herald”, parodia „New York Timesa”, oraz generyczna telewizja śniadaniowa.

Nie umiem ocenić trafności tej drugiej parodii, bo ani nigdy w takim miejscu nie pracowałem, ani tego nie oglądam. Gazetę działającym w modelu subskrypcyjnym pokazano tu jako typową portalozę, a to już budzi mój sprzeciw.

Lubię pesymistyczny sarkazm, sam więc czasem rzucam tekstami typu „co za różnica, klikalność czy prenumerowalność”. Ale różnica z całą pewnością jest.

Użyję własnego przykładu. Miałem niedawno trochę klikalnych tekstów, zauważyli to choćby PT Komcionauci.

Jednocześnie tekstem, który najwyżej był oceniany według parametrów prenumeratowych (to kombinacja „ile osób kupiło prenumeratę by przeczytać” oraz „ilu prenumeratorów przeczytało), był długaśny esej o superstrunach na podstawie książki Michio Kaku. Którą skądinąd polecam.

Z mediami nie jest więc dobrze, ale nie jest też AŻ TAK źle, jak ten film sugeruje. W prawdziwym świecie bohaterowie znaleźliby medium, które potraktowałoby ten temat na serio.

Po drugie, przesłanie filmu dotyczy roku 2020. Meryl Streep i Jonah Hill parodiują Trumpa i Trumpiątka. Świetnie im to wychodzi, ale przecież dziś Ameryką rządzi kto inny.

Śmiejac się (przez łzy) z tamtych afer nie zauważamy tego, iż dziś na przykład Trump alienuje swoich dawnych wyznawców, mówiąc o skuteczności szczepionek. Podobne problemy ma dziś prawica w Polsce.

Antyszczepionkowców nie ma może na lewicy, ale są w Antypisie. Układa nam się więc nowy podział. To już nie jest takie proste, iż lewica mówi językiem nauki, a prawica językiem Alexa Jonesa.

Z tego nowego podziału wynikają nowe wyzwania i nowe sytuacje komiczne. Trump wygwizdany przez swoich zwolenników! Kaczyński, który nagle łagodnieje i nie chce niepotrzebnych restrykcji!

Pośmiałbym się z tego, a nie z wyzwań roku 2020. Te już ośmieszył netfiksowy paradokument „Death to 2020”. Sprzed roku, a jakby z innej epoki.

PS. Komentarze antyszczepionkowców są jak zwykle mile widziane, ale na zasadzie kulturalnego pytania i pokornej akceptacji odpowiedzi od osób bardziej kumatych. Komentarze odsyłające do filmików na jutubie będą wycinane bez dania racji.

Idź do oryginalnego materiału