Kontrola składek po aferze z Waldemarem Budą ujawniła, iż większość europosłów PiS nie wywiązuje się z obowiązku finansowego wobec partii. Zaległości sięgają tysięcy złotych, a tłumaczenia o „zasługach dla Polski” i indywidualnych ustaleniach z Jarosławem Kaczyńskim wywołały wśród szeregowych posłów wściekłość i poczucie niesprawiedliwości.

Fot. Shutterstock
W PiS narasta konflikt o składki. Po sprawie Budy ujawniono, jak płacą inni europosłowie
Afera związana z groźbą zawieszenia Waldemara Budy uruchomiła szeroką kontrolę wpłat wszystkich europosłów Prawa i Sprawiedliwości. W efekcie wyszło na jaw, iż regularne opłacanie składek partyjnych jest w tej grupie wyjątkiem, a nie normą. Sprawa wywołała oburzenie w środowisku, a niektórzy politycy mówią wprost o „skandalu”.
Pod koniec listopada do centrali PiS trafił wniosek dotyczący możliwego zawieszenia Waldemara Budy. Powodem było nieopłacanie składek partyjnych. Ostatecznie Buda nie został zawieszony, ale wezwano go do uregulowania zaległości. Po tym wydarzeniu kierownictwo partii zdecydowało się sprawdzić, jak sytuacja wygląda w przypadku pozostałych europosłów.
Kontrola wykazała liczne zaległości wśród eurodeputowanych PiS
Zgodnie z partyjnymi zasadami europoseł powinien wpłacać co miesiąc około pięciu tysięcy złotych — ok. 10 proc. swoich dochodów. Jak ustaliła „Gazeta Prawna”, wielu polityków nie spełnia tego obowiązku. Wśród tych, którzy nie dokonali żadnej wpłaty, znaleźli się m.in. Mariusz Kamiński, Dominik Tarczyński czy Michał Dworczyk. Ten ostatni przekonuje jednak, iż w 2025 r. wpłacił 11 tys. zł, a brak danych na stronie tłumaczy błędem systemu.
Zaległości dotyczą wielu znanych polityków PiS
Z raportu wynika, iż zaległości mają również inni prominentni członkowie partii — m.in. Beata Szydło, Daniel Obajtek, Joachim Brudziński, Arkadiusz Mularczyk czy Piotr Mueller. Część z nich miała dokonywać wpłat na europejskie struktury partyjne lub finansować wcześniejsze kampanie. Skarbnik PiS Henryk Kowalczyk zapewnia, iż prowadzi rozmowy i upomina osoby, które mają zaległości.
Po ujawnieniu sprawy Buda wpłacił 9 tys. zł. Kowalczyk tłumaczy, iż wysokość składek może być ustalana indywidualnie z Jarosławem Kaczyńskim, zwłaszcza w przypadku polityków, którzy „mają zasługi dla Polski”. Te słowa wywołały silną reakcję w partii. Niektórzy posłowie wskazują, iż takie podejście „demoralizuje” szeregowych parlamentarzystów, którzy z niższych wynagrodzeń opłacają składki regularnie.
Szeregowi posłowie krytykują „tłuste koty” i niesprawiedliwe zasady
W rozmowach z DGP politycy PiS wskazywali, iż europosłowie zarabiają około 50 tys. zł miesięcznie, a mimo to unikają wpłat. Padają określenia takie jak „tłuste koty”, a politycy przypominają, iż podczas kampanii prezydenckiej proszono o „wdowi grosz”, który wpłacali głównie emeryci.
W nieoficjalnych rozmowach podkreślono, iż niepłacenie składek może mieć wpływ na przyszłość polityczną w partii. Przypomina się przypadek Beaty Gosiewskiej, którą — według relacji działaczy — Jarosław Kaczyński miał pominąć na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego właśnie z powodu braku wpłat.

1 godzina temu










