Pachniała lasem – mówią ci, którzy spotykali się z nią na zebraniach w gronie naukowców w miastach, do których dojeżdżała z leśniczówki Dziedzinka, osady w środku Puszczy Białowieskiej. To był zapach wilgotnej puszczy, lasu po deszczu pełnego starych drzew, grzybów i ziół, zapach drewna charakterystyczny dla starych puszczańskich chat i odór dzikich zwierząt, które oswajała w Dziedzince.
Łosie, sarny, żubry chodziły obok dwugajówki Dziedzinki w ścisłym rezerwacie przyrody Białowieskiego Parku Narodowego i właśnie ich bliska obecność była dla niej, badaczki dzikich zwierząt, esencją życia w puszczy.
Kiedy kończyła biologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, marzyła o tym, by wyjechać z rodzinnego Krakowa do głuszy, mieć pod stopami korzenie, a nie bruk, jak mawiała, i badać dzikie zwierzęta, ale nie w Puszczy Białowieskiej, tylko w górskim lesie. Chciała pracować w Tatrach, gdzie często bywała, albo w dzikich, rozrastających się i prawie pustych jeszcze w latach 70. Bieszczadach. Uciekała z Krakowa w góry w każdej wolnej chwili.
Znalazła jednak etat w Białowieży, gdzie były trzy instytuty naukowe i szansa na stałą pracę, oraz dom, którym okazała się właśnie przedwojenna leśniczówka, którą wynajęła od Białowieskiego Parku Narodowego. W puszczy stała się ekolożką, badaczką dzikich zwierząt i zrobiła karierę naukową, stając się profesorką nauk leśnych i specjalistką od zwierząt, drzew i roślin tego najbardziej naturalnego lasu w Europie.
Miłość, jaką zapałała do tego miejsca, sprawiła, iż odnalazła tu też swoją misję – stała się świadomą popularyzatorką przyrody. Zaczęła przybliżać Polakom zachowania zwierząt, cechy roślin i drzew i wszystkie zależności w ekosystemie po to, by uczyć nas empatii, czerpania euforii ze współistnienia różnych gatunków i przede wszystkim miłości do przyrody. Uważała, iż jeżeli będziemy kochać zwierzę, które nam towarzyszy, drzewo rosnące za oknem czy najbliższy nam las, zawsze będziemy to chronić. Tak samo jak ona chroniła Puszczę Białowieską, wierzyła, iż my też obronimy to, co wokół nas, i troska o to, co dzikie, oraz propagowanie wiedzy przyrodniczej stały się dla niej jako dojrzałej ekolożki najważniejszym zadaniem.

– Ziemia nie jest naszą własnością, my jesteśmy tylko współlokatorami
– powtarzała, apelując, by człowiek nie stawiał się w centrum uwagi i nauczył się współpracować z innymi w ekosystemie. Wierzyła głęboko, iż ci, którzy nauczą się współodczuwać z rośliną czy zwierzęciem, będą mieli zrozumienie dla innych ludzi i staną się łagodniejsi dla siebie nawzajem, co polepszy naszą kondycję na Ziemi.
Zasiadała m.in. w Radzie Naukowej Białowieskiego Parku Narodowego i jako „królowa puszczy”, jak nazywali ją dziennikarze, decydowała o tym, kto z naukowców może, a kto nie, badać puszczę. Stała na straży zarówno ochrony puszczy, jak i etycznych metod badań zwierząt i jako naukowczyni i jednocześnie miłośniczka przyrody bezkompromisowo chroniła ich dobrostan. Ze wzruszeniem wspominała moment, gdy badała sarny i te, akceptując ją, zaczęły z czasem ostrzegać ją przed zbliżającym się do nich rysiem, którego wyczuły z daleka – stała się wtedy częścią ich stada. Miała wówczas poczucie, iż przekroczyła niewidzialną granicę dzielącą nas niepotrzebnie od dzikiego życia, i zaczęła spełniać się nie tylko jako naukowczyni, ale także rzeczniczka zwierząt.
Żyła krótko, urodziła się w 1943 roku, zmarła w 2007. Odchodziła z poczuciem spełnionego życia, a za jedną ze swoich najważniejszych decyzji uważała tę o opuszczeniu Krakowa i zamieszkaniu w Puszczy Białowieskiej.