Europejska debata publiczna od miesięcy dryfuje w stronę coraz agresywniejszej retoryki antyunijnej. Jedni robią to z przekonania, inni z politycznego cynizmu, jeszcze inni — by zyskać klikalność i wpływy. Jednak mało kto mówi wprost, komu ta narracja rzeczywiście służy. Radosław Sikorski zrobił to w kilku zdaniach, które — choć proste — wybrzmiały zdecydowanie mocniej niż kolejne elaboraty o „suwerenności”. I dobrze, iż to powiedział.
Wpis szefa polskiej dyplomacji na platformie X był reakcją na apel Elona Muska o… rozwiązanie Unii Europejskiej. Miliarder napisał, iż „Unia Europejska powinna zostać rozwiązana, a suwerenność przywrócona poszczególnym krajom, aby rządy mogły lepiej reprezentować swoich obywateli”. Gdyby tego było mało, wtórował mu Dmitrij Miedwiediew lakonicznym, ale wymownym „Dokładnie”.
W tym momencie Sikorski nie owijał w bawełnę. „Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwość komu służy cała antyunijna gadka o suwerenności. Tym, którzy chcą zarabiać na sianiu nienawiści i tym, którzy chcą Europę podbić” — napisał. Trudno o bardziej klarowną diagnozę mechanizmu, w którym zachodnia debata demokratyczna zostaje przechwycona i wykorzystana przez autorytarne mocarstwa.
I rzeczywiście — jeżeli antyunijna narracja znajduje poklask w Moskwie, to trudno udawać, iż chodzi w niej o troskę o europejskich obywateli. Sikorski zamknął ten spór jednym tweetem, odsłaniając to, co często umyka w hałasie polaryzacji: polityczne skutki flirtu z hasłami o „suwerenności” rozumianej jako odwrót od integracji.
W tle słów Muska znajduje się jeszcze jeden wątek. Dzień wcześniej Komisja Europejska nałożyła na X karę 120 mln euro za naruszenia przepisów Aktu o usługach cyfrowych (DSA). KE stwierdziła brak przejrzystości w zakresie tzw. niebieskiego znacznika, repozytorium reklam oraz dostępu badaczy do danych. Jak podkreślił wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski, „to jasny sygnał, iż platformy internetowe nie mogą oszukiwać użytkowników”.
Musk, zamiast odnieść się do konkretów, po raz kolejny uderzył w Unię, przedstawiając ją jako opresyjny twór krępujący rzekomą wolność platformy. To narracja, którą Rosja wykorzystuje od lat: europejskie regulacje jako przeszkoda w rozwoju i wolności.
Nic dziwnego, iż Miedwiediew natychmiast dodał swoje „Dokładnie”.
Warto pamiętać, iż to nie pierwszy raz, gdy Musk atakuje Sikorskiego personalnie. W marcu nazwał go „marionetką Sorosa”, a wcześniej „małym człowiekiem”. Te określenia wpisują się w znany repertuar znieważających uwag, którymi miliarder reaguje na krytykę. Nie są argumentem politycznym — są próbą zdyskredytowania rozmówcy.
Sikorski pozostaje jednak w sporze z Muskiem nie dlatego, iż jest adresatem obelg, ale dlatego, iż od początku wskazuje na realne skutki działalności platformy X i firm Muska w kontekście wojny w Ukrainie. Przypomniał w zeszłym roku, iż Polska, a nie Musk, płaci za korzystanie przez Ukrainę z terminali Starlink: „Te moduły Starlink, które są używane na Ukrainie, nie są sponsorowane przez pana Elona Muska, ale są i będą finansowane wyłącznie przez Polskę”.
To ważne, bo pokazuje, iż Sikorski prowadzi realną politykę, a nie wirtualne przepychanki.
Wszystko to sprawia, iż jego ostatni wpis jest czymś więcej niż zwykłym komentarzem. Jest wskazaniem mechanizmu, którego zbyt często nie chcemy zauważać: iż antyunijna retoryka staje się paliwem dla tych, którzy liczą na osłabienie Unii i podział Zachodu.
Sikorski powiedział więc coś, co powinno zostać powiedziane: jeżeli retoryka Muska wywołuje entuzjazm Miedwiediewa, to znaczy, iż jest nie tylko intelektualnie jałowa, ale także politycznie niebezpieczna. A nazywanie rzeczy po imieniu — szczególnie w czasach chaosu informacyjnego — jest wartością samą w sobie.

15 godzin temu









