Zastanawiali się Państwo kiedyś jak wyglądają rozległe ogrody karmelitów, czy kapucynów, położone w samym centrum Krakowa? Podobno już niedługo łaknący odpoczynku w pięknych okolicznościach przyrody krakowianie będą mogli znaleźć wytchnienie w ogrodach kościelnych nieruchomości. Podobno…
Sprawa jest prosta-przestrzeni do odpoczynku w terenach zielonych w centrum Krakowa nie jest zbyt wiele. Po pierwsze dlatego, iż to duże miasto, a po drugie dlatego, iż w ostatnich latach wśród relatywnie wysoko postawionych urzędników żywy był pogląd, iż w mieście marnuje się strasznie dużo miejsca, które można by zabudować. Ale o ile ci relatywnie wysoko postawieni urzędnicy chcą w dalszym ciągu zajmować swoje stanowiska powinni nieco intensywniej wsłuchiwać się w głos krakowian, a ci szukają cienia w centrum.
Skąd wziąć zielone miejsca w mieście, w którym ich nie ma? Dałoby się, z pomocą Boską i to prawie dosłownie. Tereny należące do instytucji kościelnych to ok. 16 hektarów w centrum Krakowa, czyli ok. 1/3 tego ile mają 48-hektarowe Błonia. Pierwszy raz krakowscy radni zwracali się do władz kościelnych o udostępnienie będących w posiadaniu tych ostatnich terenów zielonych już w 2013 roku. Nie przyniosło to żadnych wymiernych skutków. Temat wrócił w ubiegłym roku wraz z kampanią wyborczą do samorządu, w której niektóre środowiska lewicowe znów zaapelowały o udostępnienie kościelnych ogrodów krakowianom. I znów nie wywołał efektów, aż do teraz. 25 lutego prezydent Aleksander Miszalski i ekonom archidiecezji krakowskiej ks. Łukasz Michalczewski podpisali list intencyjny w sprawie otwarcia kościelnych terenów zielonych dla mieszkańców. Magistratowi chodzi przede wszystkim o obszar w centrum, ale też o Dolinę Prądnika, w której duża część terenów jest własnością kościelną.
Ksiądz ekonom zapowiadał „wypracowanie takich rozwiązań, które pozwolą na to, by miejsca należące do instytucji kościelnych były dostępne”, rozmowy z zakonami: „Będziemy również łącznikiem z zakonami, które też mają piękne tereny i postaramy się, żeby namawiać do tego, aby jak najbardziej otwierać się na społeczność miasta Krakowa, jak również na turystów”, zadeklarował też, iż strona kościelna „przedstawi jakąś propozycję (…), żeby część tych nieruchomości, która należy do archidiecezji krakowskiej służyła miastu”. Widać więc, iż konkret goni konkret. Ale przecież instytucje biznesowe (a Magistrat nie powinien mieć wątpliwości, iż z jedną z nich ma do czynienia) lubią konkrety. Należy więc zapytać, co w zamian? Odpowiedź: Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, czyli kościół na Wesołej, który miasto kupiło wraz z innymi budynkami po Szpitalu Uniwersyteckim. Najlepiej ze sporą bonifikatą, czyli prawie za darmo.
Spróbujmy przetłumaczyć sobie z polskiego na polski, to co wypowiedziano w zeszły wtorek w urzędzie miasta. Strona kościelna zobowiązała się, iż zacznie robić coś co kiedyś być może doprowadzi do otwarcia terenów archidiecezji krakowskiej dla mieszkańców. Może się uda, może nie. Szczególnie, iż większość terenów zielonych, do których mieszkańcy chcieliby mieć dostęp, nie należy do archidiecezji, tylko do zgromadzeń zakonnych, na które archidiecezja ma mizerne przełożenie. Tutaj decydujące jest zdanie władz tych zgromadzeń, a z nimi we wtorek nikt nie rozmawiał. Archidiecezja zobowiązuje się więc z zakonami porozmawiać, tylko, iż od rozmowy do faktycznego otwarcia ogrodów jeszcze spory kawałek drogi.
Wszystkie opisane wyżej czynności realnie, czy w opowieściach, mogą potrwać miesiąc, rok, czy dekadę. W zamian za ten zestaw działań ciągłych i o nieustalonym rezultacie, strona kościelna prosi tylko o jedną małą czynność, której rozciągnięcie w czasie nie ma żadnego sensu, bo sprawa jest prosta, krótka i do załatwienia paroma podpisami. Chce, by oddać jej kościół przy Kopernika. Archidiecezja będzie więc analizowała, rozmawiała i tworzyła koncepcje, Magistrat odda budynek kościoła, a archidiecezja wówczas otworzy kościelne ogrody, albo dalej będzie analizowała, rozmawiała i tworzyła koncepcje. PT. Czytelników zachęca się zatem do sondy in pectore, który z wyżej wskazanych modeli biznesowych zostanie wybrany przez kurię?
Jeśli już o modelach biznesowych mowa, twierdzenie, iż instytucje kościelne nie udostępniają dla publiczności swoich gruntów jest niesprawiedliwe. Doskonale pokazują to przykłady krakowskich zakonów. Niszczejący przez dekady Park Jalu Kurka przy ul. Szlak należy do salwatorian, którzy przed laty zamknęli jego bramy. Apeli, by je na nowo otworzyli, było całe mnóstwo, włącznie z korespondencją do papieża Franciszka. Dziś park jest otwarty i list do papieża z pewnością odegrał rolę, choć odpłatna dzierżawa płacona przez miasto salwatorianom też prawdopodobnie nie była bez znaczenia. Pomysł na grunty mają również pijarzy, którzy na swojej działce na Prądniku Czerwonym postawili 11-kondygnacyjny biurowiec, w tej chwili już niemal całkowicie wynajęty-pewnie nie za trzy zdrowaśki.
Trudno dziś powiedzieć, czy do już udostępnionych powierzchni dołączą kościelne i klasztorne ogrody. Być może krakowianom będzie choćby dane zobaczyć na własne oczy rodzime Castel Gandolfo przy ulicy Warszawskiej, czyli siedzibę, jaką w luźnej relacji do prawa ochrony zabytków wyszykował sobie na emeryturę arcybiskup Jędraszewski-ale to kiedyś. Natomiast dzisiaj ci, którzy płacą, już mają dostęp do takich nieruchomości. Wypada więc powiedzieć, iż Kościół jest wrażliwy na potrzeby wiernych-zwłaszcza rynkowe.
Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu.