Robert F. Kennedy Jr.: Polacy i Polki, brońcie swoich świń, rolnictwa i kraju!

4 godzin temu

Jeżeli Polska ma rozkwitnąć w nurtach globalnej ekonomii, zamiast w niej tonąć, ten naród musi dostrzec swą niezwykłą siłę i zacząć w siebie wierzyć.

Robert F. Kennedy Jr. nowym ministrem zdrowia USA. Senat Stanów Zjednoczonych zatwierdził RFK Jr. na stanowisko Sekretarza Zdrowia i Opieki Społecznej 13 lutego 2025 roku. To dobry kontekst, żeby przypomnieć pełną treść listu otwartego Kennedy’ego Jr. „Polacy i Polki, brońcie swoich świń, rolnictwa i kraju!” z 2003 roku. Przeczytaj, przed czym nowy minister zdrowia USA ostrzegał nas ponad 20 lat temu.

Autorem polskiego przekładu listu jest Marek Kryda, który towarzyszył Kennedy’emu Jr. podczas jego podróży po Polsce w 2003 roku.

Jestem przewodniczącym organizacji ekologicznej Waterkeeper Alliance (Związek Obrońców Wody) oraz liderem amerykańskiej koalicji gospodarstw rodzinnych, rybaków, organizacji ekologicznych i ochrony zwierząt, stowarzyszeń religijnych i obywatelskich, a także organizacji broniących zdrowej żywności. Organizacje te połączyła walka z koncernem Smithfield Foods w Stanach Zjednoczonych. W przeciągu ostatnich osiemnastu miesięcy byłem w Polsce dwukrotnie, aby ostrzec Polaków przed niebezpieczeństwem wpuszczenia tego koncernu do Polski, ostatni mój przyjazd nastąpił na zaproszenie Instytutu Ochrony Zwierząt.

Robert F. Kennedy Jr. na festynie wiejskim na Mazowszu wraz z córką, Kyrą, fot. Marek Kryda

Smithfield to jedna z grupy z ponadnarodowych korporacji, które przekształcają tradycyjny chów zwierząt w przemysłową działalność produkcji mięsa na skalę globalną. Firma ta hoduje największą na świecie ilość świń i posiada prawie30% rynku wieprzowiny w Stanach Zjednoczonych. Jej uprzemysłowiona produkcja wieprzowiny stała się głównym źródłem zanieczyszczenia powietrza w Stanach Zjednoczonych i jednym z największych trucicielem wód mojej ojczyzny. Smithfield wraz z jemu podobnymi, wyrugowali dziesiątki tysięcy małych rolników z ich własnej ziemi, rozbili społeczności lokalne, skazili tysiące mil amerykańskich dróg wodnych, zatruli miliardy ryb, pozbawili pracy tysiące rybaków, zniszczyli zdrowie mieszkańców wsi, a przy tym w zwyczajnie niewyobrażalnie okrutny sposób traktują miliony zwierząt hodowlanych.

Cztery lata temu, w roku 1999 Smithfield Foods rozpoczął w Polsce przejmowanie zakładów mięsnych i byłych PGRów. 22 lipca bieżącego roku [2003 rok – przyp. red.] miałem okazję wysłuchać w zapełnionej po brzegi sali konferencyjnej Senatu RP wiceprezesa Smithfielda – Gregg’a Schmidta, jak obiecywał Komisji Rolnictwa Senatu, iż jego firma zmodernizuje polskie rolnictwo, przyniesie dobrobyt i prace społecznościom wiejskim.

Przez ostatnie dwie dekady Smithfield Foods i jego sojusznicy przedstawiali identyczne obietnice mieszkańcom Północnej Karoliny, rolniczego stanu Ameryki. Słysząc obietnice tej firmy senat stanowy uchwalił regulacje prawne znacznie ułatwiające tym inwestorom działalność. Dzięki takiej pomocy Smithfield wybudował największą rzeźnię na świecie w hrabstwie Bladen Północnej Karoliny, gdzie ubija się 30 tysięcy świń każdego dnia. W taki właśnie sposób Smithfield Foods uruchomił mechanizm lawinowego rozwoju nowej metody produkcji trzody w Północnej Karolinie – produkcję w stylu przemysłowym.

Farmy przemysłowego chowu

Początkowo niewielka firma z Wirginii – Smithfield Foods, zajmowała się wyłącznie przetwórstwem mięsa, jednak w pewnym momencie jej szef – Joe Luter zaczął kupować również hodowle świń, aby kontrolować wszystkie etapy produkcji: „od prosięcia do schabowego”. Luter, który mówi o sobie: „twardy człowiek w twardym biznesie” mieszka w nowojorskim pałacyku wartym 17 milionów dolarów przy eleganckiej Piątej Alei. Jest on znany z bezwzględnego stylu działania, który maksymalizuje zyski, uprzemysławiając rolnictwo, jednocześnie eliminując tradycyjną hodowlę oraz gospodarstwa rodzinne.

Smithfield buduje chlewnie o powierzchni boiska do piłki nożnej, gdzie tysiące manipulowanych genetycznie świń jest wtłoczonych w małe metalowe kojce bez światła dziennego, możliwości ruchu, ściółki, możliwości rycia w ziemi czy kontaktu z innymi zwierzętami.

Świnia jest równie wrażliwa i inteligentna jak pies. W takim stłoczeniu i stresie zwierzęta podtrzymywane są przy życiu przez ciągłe podawanie antybiotyków i metali ciężkich. W oczywisty sposób odporne na antybiotyki bakterie oraz pozostałości wspomnianych substancji lądują w odchodach tych zwierząt.

Zanieczyszczenie w stylu przemysłowym

Ponieważ przeciętna świnia wytwarza dziesięciokrotnie więcej odchodów od przeciętnego człowieka, pojedyncza farma może wytwarzać więcej ścieków niż cała Warszawa.

W jednym z obiektów Smithfielda w stanie Utah znajduje się 850 tysięcy świń, które wytwarzają więcej ścieków niż całe miasto Nowy Jork z 8,5 miliona mieszkańców. Odchody zwierząt spływają poprzez otwory w podłodze do podziemnego zbiornika, z którego są one wypompowywane co jakiś czas do olbrzymich szamb eufemistycznie nazywanych lagunami. Podczas gdy miasta zobowiązane są do utylizacji ścieków, „fabryki mięsa” Smithfielda wylewają nieprzerobioną gnojowicę wprost na pola, które gwałtownie nią się nasycają. Spływając głębiej odchody docierają do wody gruntowej lub wraz z wodą deszczową do pobliskich strumieni rzek i jezior.

Takie ścieki z chlewni przemysłowych są diabelską miksturą prawie 400 substancji toksycznych w tym ciężkich metali, antybiotyków, hormonów, pestycydów, dziesiątków rodzajów drobnoustrojów chorobotwórczych i wirusów.

Obecne w tej „trującej zupie” antybiotyki przyczyniają się do rozwoju śmiertelnie groźnych „super bakterii” – organizmów odpornych na antybiotyki stosowane w leczeniu ludzi.

Zanieczyszczona woda

Miliony ton odchodów wytwarzanych przez „fabryki mięsa” zatruło już wody gruntowe 34 stanów amerykańskich. Chodzi tu głównie o śmiertelnie niebezpieczne związki azotu, które powodują zgony noworodków i niedorozwój umysłowy u dzieci. Choroby o charakterze epidemii z tego źródła dotychczas spowodowały choroby i śmierć tysięcy Amerykanów. Na przykład w 1993 roku w mieście Milwaukee o wielkości 800 tysięcy mieszkańców, połowa ludności zachorowała z powodu skażenia wody pitnej przez pobliską rzeźnię, a dla 114 osób choroba zakończyła się zgonem.

Chore rzeki

Piętnaście lat temu Północna Karolina miała jedne z najczystszych wód w całych Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj te wody należą do najbardziej zanieczyszczonych. W 1995 roku tylko jeden wyciek ze zbiornika płynnych odchodów zwierzęcych spowodował śmierć miliarda ryb w rzece Neuse, wtedy to władze stanowe musiały użyć buldożerów do usunięcia zwałów martwych ryb z atlantyckich plaż Pamlico i Albermarle. Również w tej chwili na skutek inwazji Smithfielda w tym stanie rzeka Neuse jest tak zanieczyszczona przez chlewnie przemysłowe, iż rokrocznie niej ginie 100 milionów ryb.

Pfiesteria – mikrob z piekła

Ścieki pochodzące z „fabryk świń” stały się niezwykłą pożywką dla rozwoju w amerykańskich wodach przybrzeżnych wcześniej nieznanego mikroorganizmu – Pfiesteria piscicida. Mikrob ten zabija co roku setki miliardów ryb, a u żywych powoduje niegojące się otwarte rany. Ludzie łowiący ryby lub kąpiący się w tych wodach są narażeni na ciężkie uszkodzenie mózgu i poważne problemy oddechowe. Rybacy znad rzeki Neuse mają wrzodziejące rany na skórze, niektórzy z nich cierpią na zaniki pamięci na tle uszkodzenie mózgu – mają problemy z najprostszymi sprawami – na przykład ze znalezieniem drogi do domu. Pfiesteria pojawiła się także w stanie Maryland, gdzie do niedawna asystentką gubernatora była moja siostra – tam władze stanowe ze względów sanitarnych wyłączyły z użytkowania popularne rzeki wpadające do Zatoki Chespeake.

Szkodliwe odory

Smród z chlewni przemysłowych przekracza wszelkie wyobrażenia. Ich sąsiedzi z tego powodu duszą się, wymiotują i mdleją wykonując codzienne czynności, takie jak uprawa pola traktorem w ich pobliżu. Jest to fetor, którego nie daje się usunąć ze skóry czy odzieży choćby najsilniejszymi środkami higienicznymi. Jedzenie, które będziemy konsumować w odległości kilku kilometrów od takiej fermy, będzie miało zapach i smak świńskich odchodów. Okoliczni mieszkańcy nie mogą już korzystać z odpoczynku na tarasach swych domów w lecie, otworzyć okna, wywiesić wypranej bielizny czy cieszyć się z posiłku. Fetor chlewni może być tak silny, iż na mdłości będą cierpieć osoby lecące w samolocie choćby 1000 metrów nad nimi!

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Wzmocnij kampanie obywatelskie Instytutu Spraw Obywatelskich

Przekaż swój 1,5% podatku:

Wpisz nr KRS 0000191928

lub skorzystaj z naszego darmowego programu do rozliczeń PIT.

Niebezpieczne gazy

Wyziewy wewnątrz chlewni są tak silne, iż w sytuacji awarii wentylacji, wszystkie zwierzęta wewnątrz budynku ulegają uduszeniu. Siarkowodór, metan i amoniak wydzielane w hodowlach przemysłowych są szkodliwe także dla ludzi. Wiele badań naukowych pokazało, iż pracownicy takich ferm oraz ich sąsiedzi cierpią na choroby płuc, nudności, infekcje oczu, krwawienie z nosa, choroby układu trawiennego, depresje, są choćby przypadki uszkodzenia mózgu. Wśród tych ofiar zatruć co roku notuje się także przypadki śmiertelne.

Najnowsze opinie agend rządowych USA wskazują, iż toksyczność takich wyziewów przekracza federalne normy sanitarne i ekologiczne, przez co stanowią one zagrożenie dla sąsiadów takich obiektów. Jedno z badań wykazało, iż każdego dnia miliony odpornych na antybiotyki bakterii przenoszą się w powietrzu z ferm przemysłowych do ich sąsiedztwa, powodując zagrożenie dla zamieszkałych tam ludzi i ich zwierząt hodowlanych. Niektóre z hodowli przemysłowych wydzielają aż siedmiokrotnie więcej substancji patogennych mogących powodować ataki astmy niż dopuszcza amerykańska Ustawa o Czystości Powietrza.

Koniec amerykańskiego gospodarstwa rodzinnego

Każda nowa ferma przemysłowa powoduje bankructwo dziesięciu rodzinnych gospodarstw hodowlanych, zastępując wyspecjalizowane stanowiska pracy rolników kilkoma miejscami pracy należącymi do najbardziej niebezpiecznych i najgorzej opłacanych w USA.

Ponieważ zwierzęta mają praktycznie zerową opiekę, choćby dwóch robotników może obsługiwać farmę z 10 tysiącami świń! Warunki pracy są tam tak fatalne, iż pracownicy rzadko wytrzymują tam dłużej niż kilka miesięcy. W przypadku dużych rzeźni, także Smithfielda, rotacja pracowników wynosi 100% rocznie.

Typowa jest tu sytuacja Północnej Karoliny, stanu o drugiej co do wielkości produkcji świń w USA. Dwadzieścia lat temu było tam 27 tysięcy rodzinnych gospodarstw hodujących trzodę. w tej chwili nie pozostał już prawie nikt – zostali oni zastąpieni przez 2200 gigantów hodowlanych, z których 1600 jest w posiadaniu jednej firmy ponadnarodowej: Smithfield Foods. W jej władaniu jest 75% całej produkcji trzody chlewnej w tym stanie. Skutkiem powstania chlewni przemysłowych w stanie Iowa jest upadek 45 tysięcy niezależnych hodowców w ostatnich latach. Spośród pozostałych 10 tysięcy, aż połowa jest kontrolowana przez Smithfielda i kilka innych wielkich korporacji. W tym miejscu wypada przypomnieć, iż Joe Luter powiedział dziennikowi Washington Post, iż zmieni Polskę w „stan Iowa Europy” – zagłębie świńskie Starego Kontynentu.

Rolnicy kontraktowi – jak zostać chłopem pańszczyźnianym na własnej ziemi?

Byłem świadkiem tego, jak wiceprezes Smithfielda – Gregg Schmidt przekonywał polski Senat, jak dużo zatrudnienia jego firma przyniesie polskim rolnikom przez podpisywanie z nimi kontraktów na chów świń. Co do jednego nie mam najmniejszych wątpliwości: każdy rolnik, który podpisze taki kontrakt ze Smithfieldem, stanie się chłopem pańszczyźnianym na swej własnej ziemi. A jak taki proces odbył się w Ameryce?

Po podpisaniu kilku kontraktów na produkcję dziesiątków tysięcy świń przeznaczonych dla własnych rzeźni, Smithfield przejął tych producentów. Stało się tak dlatego, ponieważ po jakimś czasie dostawcy ci mogli sprzedawać świnie wyłącznie tej jednej firmie, a zatem musieli także akceptować dyktowane przez nią ceny. Po przejęciu tych dużych ferm, firma zaczęła zalewać rynek tak dużą produkcją, iż cena wieprzowiny spadła z 1,20 dolara za kilogram na 16 centów. Ponieważ koszt produkcji wynosił 72 centy za kilogram, prawie wszyscy mali hodowcy musieli splajtować, za wyjątkiem tych, którzy podpisali ze Smithfieldem kontrakty. Zdesperowani farmerzy podpisywali kontrakty w takiej formie, jaką dyktował Smithfield, później już nie było szans na jakiekolwiek negocjacje.

Zazwyczaj wymogiem kontraktu było użycie farmy jako zabezpieczenia kredytu na budowę chlewni według wymagań firmy w wysokości około 200 tysięcy dolarów. Obiecane dochody za chów zwierząt dla farmera wynosiły około 20 tysięcy dolarów rocznie. Farmer był właścicielem budowli, musiał spłacać kredyt wraz z odsetkami do banku. Zgodnie z kontraktem firma jest właścicielem świń i paszy dla nich, właścicielowi gospodarstwa zostawiono odpowiedzialność za ich odchody. Ten jego problem gwałtownie stanie się problemem jego okolicy, gdy nadmiar ścieków zatruje powietrze i wodę.

Kontrakty Smithfielda zwykle obowiązują przez jeden rok, mimo iż rolnik będzie spłacał kredyty przez lat dwadzieścia. o ile firma ma interes w szybkim nabyciu ziemi, ma ona możliwość żądania tak trudnych warunków kontraktu, iż rolnik jest doprowadzany do bankructwa. Smithfield może wówczas nabyć jego budynki i ziemię od banku za grosze, ponieważ hodowla w nich jest całkowicie zależna od kontraktu z tą jedną firmą – nie ma innych chętnych na ten majątek. Taki był właśnie sposób, w jaki Smithfield zdobył kontrolę nad produkcją wieprzowiny w Północnej Karolinie i takie same metody firma używa w tej chwili także w Polsce – każdy, kto podpisze taki kontrakt, stanie się niewolnikiem na swej własnej ziemi.

Co ważne, choćby gdy cena wieprzowiny spada do 16 centów za kilogram, Smithfield ciągle zarabia, ponieważ cena płacona przez konsumenta np. za boczek w sklepie pozostaje niezmieniona. Ponieważ Smithfield jest właścicielem rzeźni może dalej zarabiać, dusząc rolnika do momentu zdobycia monopolu na rynku rolnym. W reakcji na taką sytuację senaty stanowe oraz Senat USA rozważa wprowadzenie przepisów zakazujących jednoczesnego posiadania farm hodowlanych i zakładów mięsnych. System „pionowej integracji” Smithfielda stawia farmera w katastrofalnie niekorzystnej sytuacji.

Skutki ekonomiczne

Istnieje wiele badań naukowych świadczących o tym, iż hodowle przemysłowe mają niszczący wpływ na gospodarkę społeczności lokalnych i jakość życia mieszkańców. Jednocześnie żadne badanie naukowe nie wskazuje na jakiekolwiek korzyści płynące dla tych społeczności z hodowlanych gigantów. Wartość nieruchomości w takich okolicach spada średnio o 30%. Jadąc samochodem przez wiejską Amerykę widzimy wiele zbankrutowanych sklepów przemysłowych i spożywczych (farmy przemysłowe nie robią tam zakupów), okna zabite są tam deskami, zamknięte są banki, kościoły i szkoły. Serce Wsi Amerykańskiej opustoszało i zostało zasiedlone przez duże korporacje.

Korupcja polityczna

Fermy przemysłowej hodowli świń wytwarzają o wiele więcej płynnej gnojowicy niż potrzeba do nawożenia otaczających je pól. Przestrzeganie prawa ochrony środowiska i pokrycie kosztów prawidłowej utylizacji tych odchodów spowodowałoby niekonkurencyjność tych ferm w stosunku do gospodarstw tradycyjnych. Takie gospodarstwa nie są ograniczone przepisami ekologicznymi, ponieważ tam odchody zwierząt nie są odpadem, ale cennym i potrzebnym nawozem stosowanym w gospodarstwie. Ponieważ hodowle przemysłowe muszą łamać prawo, by przetrwać ekonomicznie, ich plany biznesowe zakładają, iż inwestycje nie będą karane przez służby administracyjne dzięki wpływowi na odpowiednich oficjeli rządowych.

Smithfield używa swego bogactwa do kupowania polityków, paraliżowania administracji, bezkarnego łamania prawa sanitarnego i środowiskowego.

W Północnej Karolinie firma ta rozpoczęła współpracę biznesową z dwoma wpływowymi osobami: senatorem stanowym – Wendell’em Murphy oraz senatorem federalnym Launchem Fairclothem, którzy to zaczęli bronić interesów firmy we władzach stanowych i federalnych. Używając wyrafinowanych wpłat na kampanie wyborcze i wymienionych zręcznych sojuszy, przemysł wieprzowiny uzyskał możliwość korumpowania i kontroli senatu stanowego Karoliny Północnej. Kiedy później największa gazeta w tym stanie – Releigh News and Observer opublikowała raport śledczy pokazujący mechanizm korumpowania i kontroli senatu stanowego przez giganty mięsne, publikacja ta przyniosła dziennikarzom tej gazety Nagrodę Pulitzera – najważniejszą nagrodę tego typu na świecie.

Polityków, którzy odważyli się skrytykować baronów wieprzowiny, spotykała kara. Doświadczyła jej Cynthia Watson – marszałek parlamentu stanowego w hrabstwie Duplin w Karolinie Północnej, gdy stała się krytykiem wpływu Smithfielda na jej rodzinną społeczność wiejską. W odpowiedzi na tę krytykę przemysł wieprzowiny rozpoczął wściekłą kampanię propagandową, wydając na ten cel 10 tysięcy dolarów tygodniowo przez okres dwóch lat, mając tylko jeden cel – zniszczyć jej reputację. Cynthia Watson przegrała następne wybory, a baronowie wieprzowiny dali wyraźny sygnał wszystkim senatorom Północnej Karoliny – o ile jesteś przeciw temu przemysłowi czy tej firmie – spotka cię kara!

Protestujących obywateli spotkał taki sam los.

Zazwyczaj ten przemysł rozpoczyna inwazję od formalnego pozbawienia pewnych praw obywatelskich lokalnych społeczności, które odmawiają zgody na budowę u siebie ferm.

W wielu stanach np. Iowa, Północna Karolina, Michigan, także w prowincjach Kanady, politycy pozbawili władze lokalne prawa podejmowania decyzji w sprawach takich inwestycji.

W podobny sposób widzimy w Polsce, jak decyzje władz lokalnych przeciwne inwestycjom Smithfielda są anulowane przez administrację państwową. Ten przemysł rutynowo używa zastraszania np. prawników, czy też przemocy, by uciszać albo terroryzować swych przeciwników, wliczając w to również własnych pracowników. Przykładem jest tu grupa obywateli Nebraski, którzy komentowali możliwość wydania zezwolenia na chlewnie przemysłową podczas spotkania publicznego, a następnie mieli sprawy sądowe z powództwa największego producenta trzody chlewnej w tym stanie. Farmerzy z tej okolicy rutynowo są oskarżani przed sądem, gdy tylko odważą się wziąć udział w takim spotkaniu publicznym lub też wypowiedzą się przeciwko przemysłowi hodowlanemu. Pogarda dla naszych praw i zastraszanie są częścią kultury przemysłowej.

Działania przestępcze

Własne dokumenty Smithfielda potwierdzają dziesiątki tysięcy przypadków łamania praw federalnych i stanowych w zakresie ochrony środowiska.

W 1997 roku sędzia federalny zasądził Smithfielda na karę 12 milionów dolarów – jedną z najwyższych kar za łamanie Aktu Ochrony Wody w historii. Sąd orzekł, iż jeden z zakładów Smithfielda pogwałcił Akt Ochrony Wody w 6 tysiącach przypadków oraz iż przedstawiciele firmy świadomie kłamali wobec urzędników federalnych w celu ukrycia tych przestępstw. Sędzia stwierdził również, iż menedżerowie Smithfielda konspirowali z lokalną policją w celu fizycznego szykanowania i ataków na zwolenników związków zawodowych. Inne zarzuty to krzywoprzysięstwo świadka reprezentującego firmę oraz nakłanianie do krzywoprzysięstwa dzięki przekupstwa. W roku 2002 ponownie stwierdzono, iż Smithfield jest winny istotnych przestępstw prawa pracy – sąd federalny nałożył wtedy na firmę grzywnę w wysokości 755 tysięcy dolarów na odszkodowanie dla bezprawnie aresztowanych pracowników.

Smithfield najeżdża Polskę

W 1999 roku Smithfield Foods ogłosił plan wkroczenia do Polski i zakup sieci zakładów mięsnych jeszcze tego samego roku.

Wówczas jeden z naszych sojuszników w walce z tą firmą – Instytut Ochrony Zwierząt, sprowadził do USA grupę Polaków, aby mogli zapoznać się z tym, czym może grozić taka inwazja Polski.

W stanie Missouri można jechać choćby 50 kilometrów i ciągle nie opuszczać terenów należących do Smithfielda. Polacy mogli następnie doświadczyć, czym jest nieznośny fetor w pobliżu fermy w hrabstwie Duplin w Północnej Karolinie. Podczas jednego ze spotkań w tym stanie, pani Carr – żona farmera, powiedziała delegacji: „Nigdy nie byłam w Polsce, ale na miłość boską nie pozwólcie im zrobić z wami tego, co zrobili z nami!. Mimo iż w odpowiedzi padła obietnica, iż to w Polsce nie może się powtórzyć, dziś wiemy, iż te najgorsze obawy właśnie się spełniają. W ten sam sposób, w jaki Smithfield użył Północnej Karoliny jako bazy przejęcia produkcji wieprzowiny w 1980 roku w USA, Polska staje się dla tej firmy podobną bazą w zdobyciu analogicznego w Europie.

W 1999 roku Smithfield nabył polski Animex – państwowy koncern posiadający wiele byłych PGRów oraz dziewięć zakładów mięsnych eksportujących kiełbasę i szynkę do USA.

Była to dla nabywcy prawdziwa okazja: szef Smithfielda Luter zapłacił tylko 55 milionów dolarów w momencie, gdy Animex zakończył kosztowną dla państwa polskiego modernizację. Przykładem tu może być zakład „Constar” w Starachowicach wyposażony w urządzenia najnowszej generacji z USA przed samym przejęciem przez Smithfielda. Cały Animex przed prywatyzacją, a już po modernizacji był wyceniany na 500 milionów dolarów. Joe Luter po tej transakcji przechwalał się, iż „zapłacił jedynie 10 centów za coś warte jednego dolara”.

Ponieważ w Polsce istnieje ponad 4000 rzeźni, zdobycie tutaj monopolistycznej kontroli może być znacznie trudniejsze niż gdzie indziej – dlatego strategią Smithfielda stało się oparcie się na rządzie w wykonaniu brudnej roboty likwidacji konkurencji w tej branży. Po trzygodzinnym spotkaniu Luter – premier Buzek, rząd rozpoczął proces zamykania małych rzeźni, oczywiście był to ruch upragniony przez Smithfielda. W ramach tego procesu, minister rolnictwa w rządzie Jerzego Buzka przygotował regulacje prawne, wprowadzenie których mogło oznaczać tylko jedno – plajtę choćby połowy polskich rzeźni.

Rząd oszukańczo uzasadniał wprowadzenie tych regulacji koniecznością zamknięcia małych rzeźni z powodu wymagań unijnych. Jednak regulacje Unii Europejskiej wyraźnie pozwalają na funkcjonowanie małych rzeźni dla potrzeb rynków lokalnych. Dowodem na to jest sytuacja w Niemczech, Francji czy Szwecji, których rządy walczyły o przetrwanie małych rzeźni i mleczarni, by osiągnąć ten cel wprowadzono specjalne subwencje dla małych zakładów, wiedząc, iż są one podstawą rynku lokalnego i lokalnej dystrybucji żywności.

Jest jasne, iż zniknięcie małych rzeźni będzie oznaczać zniknięcie lokalnych rynków żywności.

Co ważne, wielkie, ultranowoczesne zakłady mięsne nie produkują wyrobów zdrowszych. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii likwidacja małych rzeźni doprowadziła do wzrostu zatruć pokarmowych o odpowiednio 300% w USA i 500% w Wielkiej Brytanii. Działa tu kilka czynników – wielkie scentralizowane rzeźnie preferują dostawy zwierząt z wielkich hodowli przemysłowych, które często są wylęgarnią chorób. Dodatkowo następuje wielokrotne wydłużenie czasu przewozu zwierząt do uboju, co powoduje stres zwierząt i szybkie rozprzestrzenianie chorób zakaźnych. Z kolei przyśpieszenie linii ubojowych w wielkich rzeźniach powoduje znaczne pogorszenie warunków pracy i w praktyce uniemożliwia prawidłową inspekcję sanitarną. Odpowiedzią wielkich zakładów na zaistniałą sytuację jest domaganie się rozpowszechnienia kontrowersyjnej technologii napromieniowywania mięsa w celu zwalczenia powszechnych infekcji.

Polski rząd podjął także inne kroki, by ułatwić Smithfieldowi przejęcie polskiego rolnictwa – przykładowo zmieniając kwalifikację prawną płynnej gnojowicy z odpadu na „nawóz rolniczy” oraz rozmontowując ustawę o ochronie zwierząt. Mimo oficjalnej polityki zakazywania obcokrajowcom dużych zakupów ziemi, rząd pozwolił Smithfieldowi na dokonywanie takich zakupów i dzierżawy. Jakby tego było mało, subsydia rządowe do eksportu wieprzowiny w wysokości 55 centów za kilogram również trafiły do Smithfielda. Te subsydia w swym zamyśle miały wspomagać polskich rolników, ale ponieważ Smithfield przywozi zza granicy zarówno pasze jak i świnie, trudno tu mówić o znaczących korzyściach dla Polski.

Mając takie potężne wsparcie, firma ta już zdołała przekształcić trzydzieści pięć byłych PGRów w fabryki świń, z których jedna – Nielep w zachodniopomorskim posiada 30 tysięcy zwierząt. Aby ominąć polskie prawo, niektóre z nich są formalnie własnością fasadowych firm będących w całkowitym posiadaniu Smithfielda. zwykle ta firma ma tylko jednego dyrektora w każdej z nich, ale jego głos jest niezbędny do podjęcia decyzji przez zarząd takiej spółki. Na przykład spółka z Czaplinka „Prima Farm” jest oficjalnie własnością dwóch Polaków, ale każda ważna decyzja musi być podpisana dodatkowo przez Charlesa T. Griffitha ze Smithfielda. Tą drogą Smithfield Foods może przechwytywać subsydia Unii Europejskiej przeznaczone dla polskich rolników.

Polskie rolnictwo

W połowie lipca 2003 roku spędziłem tydzień podróżując po wiejskich rejonach Polski. Zobaczyłem wtedy, iż macie w Polsce coś, co już utraciliśmy w Stanach Zjednoczonych, i czego bardzo jest nam brak – Polska jest oazą tradycyjnego rolnictwa w świecie zdominowanym przez ponadnarodowe agrobiznesy. Polska ma prawie dwa miliony rolników, czyli tyle ile cała Europa Zachodnia. Około 18% społeczeństwa to rodziny chłopskie. Podróżując po Polsce przejeżdżaliśmy przez malownicze wioski, gdzie skromne domy z drewna czy kamienia polnego stoją w gospodarstwach przeciętnie pięciohektarowych. Każdy rolnik ma konia, kilka świń, dwie krowy, trochę kur. Zwierzęta są hodowane w gospodarstwie w sposób humanitarny i godny.

W Polsce nie widać takich wielkich monokultur, do jakich się już przyzwyczailiśmy w USA. Polscy chłopi stosują płodozmian uprawiając zwykle ziemniaki i żyto w sposób tradycyjny, który jest najbardziej korzystny dla gleby.

Niesamowite jest to, iż tyle wiejskich domów w Polsce ma bocianie gniazda na dachu. W Polsce gniazduje 25% światowej populacji bociana białego, czyli 50 tysięcy par tych ptaków – najwięcej w Europie. Jest to gatunek, który ulegał eksterminacji na skutek współczesnych metod uprawy roli w innych krajach Europy – płynna gnojowica i pestycydy zdziesiątkowały ryby, żaby, skorupiaki w wodach i wiele owadów stanowiących pożywienie bocianów. W Danii pozostała już tylko jedna para tych pięknych ptaków.

Polska ma wielkie zasoby drewna i ostatnie czyste rzeki w Europie, również ma najwięcej nieskażonych gleb na tym kontynencie.

Polska żywność

Któregoś dnia mojej wizyty w Polsce jedliśmy śniadanie w gospodarstwie pani Teresy Korniło-Jarzyny w Nowodworach pod Lubartowem. Agroturystyka jest rozwijającym się biznesem w Polsce, gdzie rolnicy przyjmują turystów, dają im możliwość łowienia ryb, wędrówek po okolicy, zbierania jagód albo tylko kosztowania wspaniałego jedzenia. Pałki tradycyjnej polskiej kiełbasy, kawałki mięs, otwarte słoje z miodem akacjowym i lipowym stały na naszym stole podczas śniadania. Posmarowaliśmy bułki ze śliwkami smalcem i zajadaliśmy się pierogami nadziewanymi kaszą gryczaną, domowym twarogiem z miętą, posłodzonymi konfiturami z ziołami. Moim przysmakiem stał się bigos – wynalazek polskich myśliwych, którzy dodawali różnych mięs do ciągle odgrzewanej zamrożonej kapusty – po prostu cos wspaniałego!

Ta wiejska rodzina wytwarza swoje własne masło i dżemy. Ich dom jest otoczony przez ule, wiśniowy sad, jabłonie, grusze i śliwy. Wokół krzewy porzeczek, malin, a obok nich rzędy truskawek. Objadłem się jak bąk! Nic dziwnego, iż ludzie z Lublina, Warszawy i całej Europy przyjeżdżają tutaj, by zakosztować jedzenia wolnego od chemii, o smaku prawdziwej wsi.

Pomyślałem wtedy o kiepskim smaku naszej żywności w Stanach Zjednoczonych, które doświadczyły dramatycznego załamania się jakości mięsa z powodu ekspansji chowu przemysłowego świń i kur.

Wielu spośród amerykańskich szefów kuchni najlepszych restauracji, dziennikarzy kulinarnych czy zwykłych zjadaczy chleba, całkowicie odrzuciło wieprzowinę przemysłowych producentów mięsa, takich jak Smithfield, ponieważ jest ona mdła i sucha. Te wady wynikają prawdopodobnie ze sposobu, w jaki zwierzęta uwięzione w takich obiektach są hodowane i karmione.

Miliony lat ewolucji wyposażyło świnie w tłuszcz, który pomaga regulować temperaturę ciała. Ale Smithfield zarabia więcej na mięsie niż na tłuszczu i dlatego wyhodował swoją własna odmianę „superchudych” świń prawie bez słoniny, które nie są w stanie przetrwać w normalnych zewnętrznych temperaturach.

Według ekspertów żywieniowych, ta skrajna chudość dramatycznie obniżyła walory smakowe amerykańskiej wieprzowiny. Specjalistyczny magazyn „Savour” z kwietnia/maja tego roku opisuje „odchudzone” świnie z wielkich hodowli jako „mające wygląd jamnika”. Z kolei New „York Times Magazine” w artykule z 4 maja tego roku wychwala tradycyjne odmiany świń i metody chowu takie, jakie stosowane są w Polsce, wskazując, iż „przemysł wieprzowiny zaprojektował świnię prawie bez tłuszczu. Dlatego też większość współczesnych receptur przygotowania wieprzowiny zakłada dodawanie płynów podczas zabiegów kulinarnych, czy to w postaci marynat, czy zasmażek. o ile zwyczajnie użyjemy grilla do przygotowania tego mięsa z masowego rynku, stanie się ono niejadalnie suche”. Gazeta ta zauważa następnie, iż mięso świń z tradycyjnego wychowu: „jest kruche przy krojeniu i smażeniu, ma świetną strukturę i bogaty aromat. Mięso takie nie wymaga żadnych przypraw prócz soli”.

Suchość i kiepski smak mięsa przemysłowych świń stały się takim problemem, iż wielkie firmy hodowlane w tej chwili „wzbogacają” własna wieprzowinę wodą, płynami z przyprawami, a choćby czerwonym barwnikiem, by poprawić ich nienaturalny wygląd.

Północna Karolina wkracza do Polski

Smithfield już zaczyna odciskać swe piętno na polskich społecznościach wiejskich. 21 lipca odwiedziłem Więckowice pod Poznaniem, piękną wieś złożoną z domów zbudowanych z cegły i drewna, pokrytych dachówką, ze stodołami z cegły i kamienia.

Przy bramie byłego PGRu w Więckowicach spotkaliśmy się z grupą kilkudziesięciu lokalnych aktywistów niosących transparenty. W posiadanej w tej chwili przez Animex farmie Smithfield trzyma 17 tysięcy świń, mimo zezwolenia wydanego jedynie dla 500 świń i 500 krów. Pan Nowakowski, wojewoda Wielkopolski powiedział mi, iż wszyscy mieszkańcy są bezwzględnie przeciw firmie Smithfield Foods i iż on sam odmówił wydania jej zgody na nowe inwestycje. Ale wiosną tego roku ministerstwo środowiska unieważniło tę decyzję. Hodowla Animexu w Więckowicach znajduje się w odległości jedynie 40 metrów od szkoły i przedszkola. Wśród protestujących była dumna kobieta – Irena Kowalak, pełniąca obowiązki sołtysa przez 35 lat. Powiedziała nam, iż niedawno musiała z tej funkcji zrezygnować w atmosferze nacisku Smithfielda.

Dzięki postawie wojewody, Smithfield tutaj nie jest w stanie uzyskać zezwolenia na użytkowanie płynnej gnojowicy, dlatego na farmie używa się ściółki słomianej, dla której nie ma planu utylizacji. Chlewnie otaczają tu pola pszenicy, która nigdy nie jest zbierana – Smithfield nie jest zainteresowany rolnictwem. Dla tej firmy pola są jedynie miejscem spuszczania ścieków z przemysłowej produkcji mięsa. Konwój wzburzonych mieszkańców Więckowic zawiózł mnie w pobliże ogromnej pryzmy odchodów świń.

Na skraju kilkusethektarowego pola pszenicy zobaczyłem górę gnoju o długości 150, wysokości 4 i szerokości 18 metrów. „Siedemnaście tysięcy świń razy sześć miesięcy” – powiedział pewien młody człowiek wskazując tę górę. Władze lokalne nakazują Smithfieldowi usunięcie nielegalnej pryzmy już przez sześć miesięcy, ale firma odmawia wykonania nakazu. W nocy poprzedzającej moją wizytę firma zakryła całą pryzmę ogromną, czarną plastikową folią, która właśnie zaczęła pęcznieć i wzdymać się podnoszona wydzielającym się metanem.

Sześćset metrów poniżej pryzmy mieszkańcy zbudowali publiczną plażę nad jeziorem o powierzchni 600 hektarów. Był to parny, letni dzień – na plaży wypoczywało sporo ludzi pod przeciwsłonecznymi parasolami jak i zażywając kąpieli. W pobliżu jest miejsce, gdzie wypływy z pryzmy spływają do jeziora – starszy człowiek mrużąc niebieskie oczy zanurza tam rękę w wodzie, potem wącha ją i pokazując nam mówi: „Smithfield Foods!”.

Wojewoda Nowakowski mówi nam, iż inna ferma Smithfielda w pobliskich Sędzinach ma już 4500 świń, mimo iż zezwolenie opiewa na 1000 krów. Mówi również, iż jego podwładni właśnie dokonują inspekcji tej fermy, „ale – mówi – bardzo trudno jest władzom lokalnym wyegzekwować obowiązujące prawo (bez wsparcia ze strony państwa)”. Smutne jest to, iż administracja centralna go nie wspiera. Nie jest on też jedynym regionalnym politykiem błagającym o taką pomoc. Posłanka Zofia Wilczyńska poskarżyła się rządowi na działanie Smithfielda w pobliżu Połczyna Zdroju, które zagraża temu 400-letniemu uzdrowisku. Jeszcze jedno uzdrowisko – Gołdap na Mazurach, jest zagrożone przez zanieczyszczenia z ferm Smithfielda.

Następnego dnia miałem spotkanie z zastępcą przewodniczącego komisji rolnictwa Sejmu, który stwierdził, iż ministerstwo rolnictwa niedawno przeprowadziło kontrolę szesnastu ferm Smithfielda – czternastu będących oficjalnie w jego posiadaniu, i dwóch w posiadaniu kontrolowanych przez tę firmę spółek. Kontrola wykazała, iż we wszystkich kontrolowanych hodowlach złamano prawo ochrony środowiska, weterynaryjne, budowlane i sanitarne. Gdy Smithfield działa bez wymaganych zezwoleń czy też łamie prawo, karą dla niego są mandaty o śmiesznej wysokości 500 złotych.

Nie wszyscy lokalni oficjele sprzeciwiają się inwestycjom Smithfielda. 160 kilometrów na północ od Więckowic, w rejonie Wierzchowa w Województwie Zachodniopomorskim, jeden z burmistrzów wydał zgody na dwie olbrzymie fermy Smithfieldowi, który to wcześniej zapłacił około 15 tysięcy zł za wykonanie ocen oddziaływania na środowisko żonie tego urzędnika.

Podczas tej wizyty mieliśmy szansę zobaczyć na własne oczy nie tylko przestępczą działalność Smithfielda, ale także destruktywny wpływ jego metod produkcji na rynek i społeczności lokalne. W przypadku trzech ferm Animexu – byłych PGRów w rejonie Gołdapi po przejęciu przez Smithfielda ich zatrudnienie spadło z 60 do jedynie 7 osób.

Smithfield ogłasza, iż chciałby w Polsce produkować sześć milionów świń rocznie. Polscy chłopi w tej chwili produkują prawie 20 milionów tych zwierząt w ciągu roku, a zatem co czwarty rolnik będzie musiał być poświęcony, aby zrobić Smithfieldowi miejsce.

Firma już dusi małe gospodarstwa – w zachodniopomorskim widzimy, iż zamykane są małe rzeźnie, a tamtejsze wielkie zakłady mięsne które należą do Smithfielda, nie chcą brać do uboju zwierząt od małych rolników. Kiedy podobne zjawisko dotknie resztę Polski jest tylko kwestią czasu. Kiedy już Smithfield przejmie kontrolę nad zakładami mięsnymi i wyeliminuje lokalne rynki żywności, uzyska możliwość dyktowania cen i niedługo uzyska kontrolę nad gospodarstwami wiejskimi.

Tyrania monopolistycznego kapitalizmu

Kiedy mówię Polakom o zachowaniach Smithfielda, są całkowicie zaskoczeni – jak to możliwe, iż amerykańska firma może działać w tak fatalny sposób?

Kiedy po wojnie reszta Europy celebrowała Plan Marshall’a, niemieckie odszkodowania wojenne i wolnorynkowy kapitalizm, ten naród został pozostawiony swemu losowi. Teraz wszechogarnia go niepodważalna wiara w Amerykę i amerykański kapitalizm oraz bezkresny głód inwestycji kapitałowych. Miłość narodu polskiego do Ameryki i niezwykła wiara w nasz system podwaja moją determinację, aby nie pozwolić Smithfieldowi tych uczuć eksploatować.

Kiedy Gregg Schmidt ze Smithfielda skończył swą wypowiedź przed senacką komisją rolnictwa, przyszła moja kolej. Zwróciłem się do senatorów: „Pan Schmidt właśnie państwu przedstawił, w jaki sposób Smithfield będzie modernizował polskie rolnictwo. Ale nie nadmienił wam, iż dwa lata temu będący pod kontrolą tej firmy senat Północnej Karoliny uchwalił zakaz otwierania nowych hodowli przemysłowych świń w tym stanie. Zatem dzisiaj pan Schmidt obiecuje wam „modernizację” polskiego rolnictwa przy użyciu systemu, który jest już niedopuszczalny tam, gdzie Smithfield go wynalazł! I nie łudźmy się, iż senatorowie z Północnej Karoliny nagle stali się uczciwi – do nich po prostu dotarła fala przerażenia opinii publicznej, przerażenia tym, co Smithfield uczynił z ich stanu”.

Wystąpienie Roberta F. Kennedy’ego Jr. 22 lipca 2003 r. na posiedzeniu Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w Senacie RP, (screen)

Nie ma większego orędownika wolnorynkowego kapitalizmu niż ja sam. Wierzę, iż taki kapitalizm demokratyzuje społeczeństwo i daje mu szerokie możliwości wyboru. Jednak w systemie prawdziwie wolnorynkowym nie można bogacić się, nie wzbogacając jednocześnie swoich sąsiadów i społeczności. Natomiast Smithfield będzie próbował się wzbogacić zubożając Polskę. Podniesie swój standard życia obniżając jakość życia polskich rolników i społeczności wiejskich. I osiągnie ten cel unikając reguł wolnego rynku, a także zmuszając społeczeństwo do pokrycia kosztów swojej produkcji zanieczyszczającej powietrze i wodę, wywołującej bezrobocie, trującej sąsiadów i obniżającej wartość ich domów i ziemi.

Smithfieldowi nie jest potrzebny kapitalizm wolnorynkowy – on pragnie korporacyjnego monopolu, użyje swojego niezmiernego bogactwa do prób wpływania na urzędników rządowych, aby ten monopol uzyskać.

Firma ta w Polsce idzie tą samą drogą, jaka przyniosła jej „sukces” w Stanach Zjednoczonych. Najpierw nabyła ona wielkie rzeźnie, a następnie przekonała do zamykania małych zakładów konkurencji. niedługo Smithfield będzie wielkim właścicielem polskiego rolnictwa, a rolnicy będący solą polskiej kultury i demokracji, będą pozbawieni ziemi. Tak niedawno Polska dokonała wielkich poświęceń, aby obalić komunistyczną tyranię i chcę bardzo do was gorąco zaapelować, byście nie akceptowali równie bezlitosnej tyranii korporacyjnych monopoli. Polska nigdy nie poddawała się obcym inwazjom – opór potrzebny jest również teraz. o ile Smithfield zwycięży, nie zrozumiecie ogromu waszej straty aż do chwili, kiedy będzie ona nieodwracalna.

Inna przyszłość polskiego rolnictwa

W chwili obecnej Polska usiłuje dostosować się do zbankrutowanego systemu zachodniego korporacyjnego rolnictwa. Ja proponuję inne wyjście.

Zamiast ślepo kopiować systemy, które zawiodły w USA i Europie, Polska powinna wylansować swoje walory i odnieść sukces w ich sprzedaży na świecie.

Polskie wyroby mięsne smakują o wiele lepiej niż produkty z fabryk mięsa. Polska kiełbasa w świecie słynie. Konsument chce wiedzieć, czy mięso, które kupuje pochodzi od zwierząt, które hodowano w sposób humanitarny, bez niszczenia środowiska, gospodarstw rodzinnych, bez dodatku hormonów, antybiotyków czy środków chemicznych. Te warunki powodują, iż dobrej jakości mięso kosztuje więcej na półce w sklepie. Wiadomo, iż konsument mając do wyboru widzi droższe mięso dobrej jakości oraz wyglądające tak samo tańsze z chowu przemysłowego – to wybierze to drugie. Odpowiedzią na taką sytuację jest odpowiednie etykietowanie. W USA stan Vermont zareklamował się jako miejsce produkcji dobrej, wolnej od pestycydów żywności. To samo może zrobić Polska. Ponieważ mleko ze stanu Vermont sprzedaje się bardzo szybko, amerykańskie sklepy mają problemy z ciągłością jego sprzedaży. Wytwórnie serów i lodów przeniosły się do tego stanu, ponieważ nazwa „Vermont” kojarzy się z czystością produktu.

W taki sam sposób Kolumbijczycy wylansowali swoja kawę pod marką „Cafe de Colombia”. Jest to ubogi kraj z setkami tysięcy małych rolników. Rząd kolumbijski zamiast wspierać siłę korporacji, postanowił obronić własnych rolników prowadząc kampanię reklamową mówiącą o wysokiej jakości ich kawy i jej pochodzeniu z małych gospodarstw ludzi takich jak w tej chwili sławny Juan Valdez. Z powodu tej mądrej kampanii popyt na kolumbijska kawę zwiększył się dramatycznie. Plantatorzy kawy w Kolumbii są w stanie uzyskać w tej chwili o 20% wyższe ceny na swoją kawę niż ich konkurenci. Prawda jest taka, iż kolumbijska kawa nie musi być lepsza od innej – doskonała kampania promocyjna zrobiła z niej kawę wyjątkową.

W przypadku Polski ludzie, którzy zapłacą specjalną cenę za polskie mięso, w rzeczywistości dostaną lepszy produkt. Niektóre rodzaje mięs czy kiełbas, które tu smakowałem należały do najlepszych, jakie próbowałem w swoim życiu. Wieprzowina pochodząca z tradycyjnych polskich gospodarstw jest powszechnie uważana za smaczniejszą i bardziej soczystą niż mięso z kombinatów hodowlanych np. Smithfielda. Szefowie kuchni dobrych restauracji czy dziennikarze kulinarni nie maja co do tego żadnych wątpliwości. Wiele najlepszych restauracji amerykańskich już się przestawiło na wieprzowinę z tradycyjnego chowu. Należą do nich: „Gotham Grill”, „Union Square Cafe”, „Savoy” i „Etats Unis” w Nowym Jorku, „Zuni Cafe”, „Chez Panisse” w Kaliforni i wiele innych.

Amerykańscy i Europejscy konsumenci poszukują humanitarnych hodowców zwierząt, aby nabywana wieprzowina była zdrowa, miała dobry smak i spełniała wysokie standardy etyczne.

Kiedy Europa otworzy swoje rynki, Polska powinna zdobyć je dzięki takim właśnie walorom i wylansowaniu swojej krajowej marki już teraz. Instytut Ochrony Zwierząt oferuje polskiemu rządowi pomoc w wylansowaniu specjalnej marki polskiej wieprzowiny za granicą. Instytut ten specjalizuje się w pomocy w nawiązywaniu współpracy pomiędzy małymi farmerami i odbiorcami gotowymi płacić wyższą cenę za zdrowe, wolne od antybiotyków i hormonów produkty z humanitarnego chowu. Chciałbym bardzo mieć również swój udział w tym działaniu.

Jeżeli Polska ma rozkwitnąć w nurtach globalnej ekonomii, zamiast w niej tonąć, ten naród musi dostrzec swą niezwykłą siłę i zacząć w siebie wierzyć. Napisy „produkt polski” powinny stać się standardem najwyższej jakości. Wyzwanie stojące przed Polską nie jest łatwe. Ale mimo to nie ma najmniejszych wątpliwości, iż droga na skróty – podpisanie kontraktu ze Smithfieldem, nie jest dobrym rozwiązaniem pod żadnym względem.

Zapraszamy na staże, praktyki i wolontariat!

Dołącz do nas!
Idź do oryginalnego materiału