Jak to możliwe, iż w niewielkiej Bułgarii liderzy znaczącej siły parlamentarnej mogą dostrzegać objawy klinicznej śmierci Zachodu, umieją analizować jak globalna zmiana korytarzy transportowych z Chin do Europy może okazać się korzystna dla Bułgarów, wreszcie potrafią wyjść poza schematy pustego naśladownictwa zachodnich partii – a w III RP to, co nazywa się debatą publiczną to wciąż „Pan jest ruskim agentem! – Nie, to pan jest ruskim agentem! – Ja panu nie przerywałem!” oraz gównoburze o sprzedaż flaszki po 22?
Odrodzenie
To pytanie natrętnie wracało, gdy słuchałem kolejnych wystąpień uczestników konferencji „Wyzwania dla wschodnioeuropejskiego tradycjonalizmu”, zorganizowanej 20.-22. września 2025 r. przez partię Odrodzenie w Warnie. Mieli już Państwo okazję przeczytać mój głos w tamtej debacie, przestrzegający przed dalszym powtarzaniem kolejnych błędów Zachodu, a więc przed wpadaniem w pułapki multikulturalizmu, klimatyzmu, transgender i masowej imigracji po tym, gdy naszą przestrzeń społeczną, gospodarkę, a co najgorsza świadomość już przeorały neoliberalizm i globalizm. Jednak rzecz nie tylko w nieuleganiu szkodliwym podszeptom. Krytyka jest łatwa, zarówno w publicystyce, jak i aktywności politycznej i nawet, gdy jest cenzurowana czy prześladowana, nabierając przez to pewnej nobilitacji – nie zastąpi przecież programu pozytywnego, nie mówiąc już o czymś jeszcze ważniejszym, o całościowej, cywilizacyjnej wizji, dla której praca polityczna jest przecież tylko jednym z elementów, bynajmniej zresztą nie najważniejszym.
Na tym właśnie polega siła ruchów takich jak bułgarskie Odrodzenie i węgierski Ruch Naszej Ojczyzny (Mi Hazánk), iż ani nie uczestniczą w głównonurtowej, pozorowanej nawalance, ani nie są kopiami trumpizmu czy innych akurat modnych uchyłków głównego nurtu kanalizujących dążących do normalności, ani wreszcie są tylko pustym resentymentem po idealizowanej przeszłości i ideach, które choć zasłużone – dziś nie zawsze radzą sobie z opisem rzeczywistości. Właśnie o tej zasadniczej różnicy między anachronizmem a tradycjonalizmem rozmawialiśmy w Warnie.
Polskość
Europa Wschodnia nie musi dziś szukać odpowiedzi na pytanie czym jest tradycja, bo inaczej niż na Zachodzie, mimo usilnych starań – u nas jej jeszcze nie zabito. Jeszcze nie w pełni zastąpiono nas imigrantami, ani nie odczłowieczono i nie wykorzeniono, jak stało się to z mieszkańcami państw zachodnich, którzy już nie tylko nie wiedzą czym są naród, rasa czy płeć, choćby co to znaczy być człowiekiem. Konstantyn Konstadinow, lider Odrodzenia, którego szczerze Bułgarom zazdroszczę, nazywa tę konsekwentną strategię transformacyjną posthumanizmem. Ja wolę termin antyludzkość, jednak zgadzamy się, iż potencjał obronny wobec tej destrukcji zachowali w Europie już niemal wyłącznie mieszkańcy jej wschodniej części (i nielicznych słabiej skażonych peryferii Zachodu, jak mimo wszystko moje ulubiona Szkocja). Naszą siłą pozostaje polskość, bułgarskość, węgierskość, serbskość, zachowany jeszcze potencjał narodowego odrodzenia, którego właśnie dlatego tak bardzo chcą nas pozbawić.
Pozbawić także fizycznie, czego metodą jest czynne przeciwdziałanie zwiększaniu dzietności naszych społeczeństw. Wrogiem są narody – więc niszczone są rodziny. Wszak naród to rodzina rodzin. Ma być nas też mniej – nie dlatego, iż „Ziemia jest wyeksploatowana i nie starcza dla wszystkich”, ale ponieważ redystrybucja obiektywnie coraz większego bogactwa jest coraz bardziej nierówna. Po co zapewniać nam znośne warunki życia, skoro można i trzeba zwiększać lwi procent przejmowany przez górny promil ludzkości? I utrzymywać ten nierówny podział zastępując nas przybyszami mającymi mniejsze wymagania? Mówił o tym Georgi Sajkow, a mając za oknami doświadczenia UK kiwam tylko głową.
Przestrzeń
No dobrze, ale przez cały czas jest o tym czego nie robić, co powstrzymać, jakie procesy odwrócić. To jest myślenie pozytywne, choć w dużej mierze wciąż defensywne. Ale przestrzeń na rozwinięcie ofensywy też już przecież istnieje. Przestrzeń w rozumieniu dosłownym, bo naszą siłą w Europie Wschodniej naprawdę jest geografia, którą za często w historii wykorzystywano przeciwko nam. To nie tylko kwestia miejsca, w którym możemy rozwinąć swój potencjał, nie tylko nasza liczebność czy fakt, iż przez cały czas moglibyśmy w Polsce sami się wyżywić czy ogrzać. To przede wszystkim logiczny wniosek z odmiany oblicza świata, dokonującej się na naszych oczach. Nasz wielopokoleniowy trud doganiana Zachodu nie ma już dziś sensu. Nie tylko dlatego, iż przecież to właśnie na Zachodzie tak zaprojektowano naszą półperyferyjną pozycję, byśmy zawsze goniąc nigdy Zachodu w ogóle, a górnego promila, czy choćby procenta w szczególności nie doścignęli. Sęk w tym, iż Zachodu doganiać już po prostu… nie warto. Te zasyfione zachodnie miasta to nasza przyszłość, jeżeli nie zejdziemy z drogi ślepego naśladownictwa. A przecież można inaczej. To prawda, wciąż są bogatsi od nas, ale zamiast im to bogactwo dalej współfinansować – sami możemy zarabiać, choćby na pośrednictwie na wielkim moście eurazjatyckim, zarówno chińską produkcją, jak i rosyjską energią. A choćby jeżeli Zachód zechce zdechnąć z głodu i chłodu kolejnych sankcji, transformacji i lockdownów – to dla nas starczy, a będzie choćby lepiej i więcej. Więcej przez nowe szlaki komunikacyjne ze Wschodu, a dla jednego z nich wrotami do Europy może być Warna – wyliczał Iwielin Parwanow, poseł Odrodzenia. W tym samym czasie, gdy rząd Tuska zamykał granicę polsko-białoruską i nieudolnie próbował blokować chiński (i polski!) tranzyt, w interesie… No właśnie, w czyim? Już widzicie Państwo co miałem na myśli pisząc o różnicy perspektywy?
Bo tradycja dziś to nie tylko sentyment, nie sama słuszność. To także świetny, narodowy interes. I możemy zrobić go razem z naszymi przyjaciółmi z Bułgarii, Węgier i Serbii. Nie słuchajcie durniów, zdrajców i złodziei. To my tu budujemy Międzymorze – dla Polski.
Konrad Rękas