Radni procedują bez dyskusji. Czy sesje rady to już maszynka do klepania uchwał?

slowopodlasia.pl 1 godzina temu
– Sami pytacie kolegów: Co robicie na komisjach? Często te komisje są najważniejsze i zaważają na decyzjach radnych. Mieszkańcy mają prawo oglądać nasze obrady. Komisje są na tyle istotne i tak wiele się na nich dzieje, iż będę za tym, żeby je transmitować – mówiła na początku roku radna Beata Wawryniuk podczas dyskusji rady nad likwidacją zapisu w statucie miasta o transmitowaniu obrad komisji. Jej zdania wówczas większość radnych nie podzieliła. Transmisje obrad komisji znikły tak samo gwałtownie jak się pojawiły.Teraz okazuje się, iż mieszkańcy Białej Podlaskiej coraz mniej dowiedzą się z posiedzeń rady miasta, których transmitowanie jest obowiązkowe. Ostatnie, listopadowe posiedzenie radnych było raczej maszynką do głosowania.Komisje bez świadkówZapis w statucie miasta o obowiązku transmitowania komisji pojawił się po ostatniej sesji rady miasta poprzedniej kadencji, która nagrywanie komisji przegłosowała. Wnioskowali o to radni ówczesnego klubu Biała Samorządowa: „Mieszkańcy mają prawo wstępu na posiedzenia komisji, mogą zabierać na nich głos, jednak bardzo rzadko korzystają z tego uprawnienia, zaś jednym z istotnych powodów jest wyznaczanie terminów tych posiedzeń w godzinach porannych lub południowych” – argumentowali. Drugą przesłanką były spory o to co padło, a co nie padło na komisjach. Radni zadawali pytania na sesjach, bo twierdzili, iż nie otrzymali odpowiedzi na komisjach, urzędnicy zaprzeczali. Transmisje komisji miały położyć tym przepychankom kres.W styczniu tego roku radni prezydenta stwierdzili, iż nie będzie transmisji posiedzeń komisji. Ich głosy w radzie miasta wystarczyły, by zapis w statucie ponownie zmienić. – Bądźmy poważni, nie demonizujmy tego i nie mówmy tu o cenzurze. My jesteśmy transparentni, wszyscy rozmawiamy z mieszkańcami. Jak miałbym wydać 3 tys. zł, żeby 69 osób oglądało komisje, to znalazłbym lepszy sposób na wydatkowanie tych pieniędzy – argumentował w styczniu tego roku wiceprzewodniczący rady miasta Mariusz Michalczuk, jeden z orędowników nienagrywania posiedzeń komisji.Swoje uwagi do pracy radnych w oku kamer dokładała również wiceprezydent Justyna Gorczyca. – Uczestniczyłam w tych komisjach jeszcze zanim one były transmitowane. Uważam, iż one były bardziej merytoryczne, padało więcej pytań i radni byli bardziej zaangażowani w dyskusję. Na pewno były dużo bardziej efektywne pod względem dyskutowania nad przedmiotem procedowanej uchwały – dzieliła się spostrzeżeniami wiceprezydent.Niema radaChętnym do śledzenia pracy radnych miejskich pozostało obserwowanie transmisji z posiedzeń rady miasta. Obowiązek transmitowania obrad organów uchwałodawczych w samorządach jest ustawowy, od niego nie da się uciec. Jak pokazują jednak ostatnie posiedzenia rady miasta Biała Podlaska, mogą one przebiegać tak, by z ich obejrzenia dla mieszkańca kilka wynikało.Ostatnia sesja rady miasta w listopadzie przy 25 punktach w porządku obrad trwała niecałą godzinę. Radni nie pochylili się na dłużej przy żadnym z procedowanych punktów, a decydowali m.in. o: nadaniach nazw rond; przyznaniu tytułu Zasłużonego dla miasta Biała Podlaska; o zmianie miejscowego planu zagospodarowania „os. Akademicka”; opłatach za śmieci, jakie będą ponosić mieszkańcy od stycznia; w sprawie zasad wynajmowania lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu Gminy Miejskiej Biała Podlaska czy o współpracy Gminy Miejskiej Biała Podlaska z organizacjami pozarządowymi.Bialczanie nie dowiedzieli się, jakie zdanie na tematy głosowane na sesji mają wybrani przez nich radni, dlaczego są „za" czy „przeciw” lub co dokładnie zawiera procedowany dokument. A jeszcze na sesji we wrześniu oznaki niechęci do rozwijania debat podczas sesji część radnych krytykowała. – Niedobrze, bo mieszkańcy też mają prawo się coś dowiedzieć, słuchając sesji. A radni może chcieliby podyskutować i im się odbiera tę możliwość – mówił radny Stanisław Nikołajczuk, komentując wnioski formalne o zamknięcie dyskusji.Przerywanie dyskusji na wrześniowej sesji nie podobało się również radnej Beacie Wawryniuk: – Uważam, iż mamy prawo dyskutować na komisjach i na sesjach. Tym bardziej iż odebraliśmy mieszkańcom możliwość obserwowania komisji, ale rozumiem, iż radnemu Michalczukowi się dziś spieszy – wskazywała na wiceprzewodniczącego, który wnioskował na wrześniowej sesji o zamykanie dyskusji.Radny Michalczuk, który kilka miesięcy wcześniej uważał, iż transmitowanie komisji to zbędny wydatek dla miejskiego budżetu, z ograniczania dyskusji na sesji nie krył zadowolenia. – Ja jestem bardzo zadowolony z dzisiejszej sesji (posiedzenie 25 września), 15 minut i załatwiliśmy wszystkie tematy. Sesja przebiegła świetnie i sprawnie. Na demokrację nie ma się co obrażać, radni zagłosowali za zamknięciem dyskusji. Chciałbym, żeby wszystkie sesje tak wyglądały – stwierdzał Mariusz Michalczuk.No i życzeniom radnego stało się chyba zadość, bo właśnie na listopadowej sesji, radni „załatwili” wszystkie tematy w niecałą godzinę i tym razem nie trzeba było już żadnymi wnioskami formalnymi przerywać żadnej dyskusji. Do głosu w procedowanych sprawach nie wyrywali się choćby radni opozycji. Jak to tłumaczą?– Większość w radzie jest po stronie pana prezydenta i nasze apele po prostu nie mają siły przebicia. My argumentujemy swoje postulaty, ale to, co mówimy na komisjach, na sesji nie odnosi żadnego skutku. Tylko wszystkie projekty uchwał, które są w porządku obrad, są głosowane zgodnie z życzeniem prezydenta – mówi szef klubu PiS w radzie miasta, Dariusz Litwiniuk i przyznaje: – To jest po prostu maszynka do klepania uchwał. Na ostatniej sesji, iż nikt nie zabierał głosu, bo jako radni zabieraliśmy głos na komisji i argumentowaliśmy swoje niezadowolenie choćby z tego tytułu, iż jest kolejna podwyżka za śmieci. Arytmetyka w radzie miasta pokazuje natomiast jasno, jaki będzie finał – tłumaczy milczące obrady rady miasta szef opozycji.
Idź do oryginalnego materiału