Quady rozjeżdżają cenną przyrodę. Część górali bierze sprawy w swoje ręce

2 tygodni temu

Przejażdżki quadami po górskich bezdrożach są wśród turystów coraz popularniejszą atrakcją, ale dla mieszkańców Zakopanego i okolicznych miejscowości stanowi coraz większy problem. Z problemem mierzą się także nadleśnictwa w całym kraju.

Na Podhalu dochodzi do tarć, bo wielu górali jest złych, iż kierowcy rozjeżdżają im pola i lasy. Potrafią oni wjeżdżać także na teren parków narodowych – podaje Onet. Pan Adam, 40-letni architekt mieszkający, jest jednym z wielu pasjonatów jazdy na quadach. Twierdzi, iż miejscowi jeżdżą z „głową”, szanując prywatną własność i korzystając z bezpiecznych dróg leśnych. Problem stanowią jednak turyści, dla których quad staje się źródłem adrenaliny bez zrozumienia konsekwencji swojego zachowania.

„Moto safari” oferuje w całym regionie przynajmniej kilkadziesiąt firm. Turystom zależy na emocjach, a nie na szacunku dla przyrody i lokalnej społeczności. W efekcie, mieszkańcy Podhala muszą radzić sobie z niszczonymi drogami, a ryk silników przeraża zwierzęta i przeszkadza w codziennym życiu. Onet podaje, iż niektórzy decydują się na radykalne środki, zastawiając pułapki.

Quady na Podhalu. 40 wypadków

W ciągu ostatnich 10 lat, na terenie powiatów nowotarskiego, tatrzańskiego i suskiego doszło do 40 wypadków z udziałem kierowców quadów i motocrossów. Wśród nich 13 zakończyło się tragicznie.

Problem z „moto safari” dotyka także parki narodowe. W Gorczańskim, Pienińskim i Babiogórskim Parku Narodowym, co roku zatrzymywanych jest kilkanaście osób jeżdżących na quadach czy motorach krosowych. Niestety, skala zjawiska jest znacznie większa, a brak odpowiednich środków do walki z tym procederem sprawia, iż problem rośnie.

Jednym z rozwiązań może być stworzenie profesjonalnych torów dla quadów. To zapewniłoby bezpieczną przestrzeń dla miłośników i jednocześnie ochroniłoby mieszkańców i przyrodę przed destrukcyjnym wpływem tej formy turystyki.

Do 5 tysięcy mandatu

Nielegalne wjazdy quadami i crossami do lasu to także problem. Zdarza się to na przykład na terenie nadleśnictw nadzorowanych przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Radomiu. – Z tym rodzajem szkodnictwa leśnego walka jest wyjątkowo trudna. Sprzymierzeńcami są policja i nowe technologie. Coraz częściej pomocne są też zgłoszenia ludzi zaniepokojonych nielegalnym procederem – czytamy na oficjalnej stronie nadleśnictwa.

„Problem z quadami i crossami znamy w nadleśnictwie RDLP w Radomiu. Zna go straż leśna, leśniczowie i podleśniczowie. Również ludzie mieszkający w sąsiedztwie lasów, przebywający w lesie na spacerach, rowerach czy w inny sposób korzystający z lasu zgłaszają ten rodzaj szkodnictwa leśnego. Zdarza się, iż przesyłają zdjęcia i wskazują miejsca, gdzie wjeżdżają quady i crossy” – podają leśnicy.

Wjazd takimi pojazdami do lasu jest zabroniony – zgodnie z art. 29 ustawy o lasach. Sprawcy wykroczenia może grozić mandat karny w wysokości 500 zł. To nie koniec sankcji. W niektórych przypadkach sprawa jest skierowana do sądu, który karę grzywny może zaostrzyć do pięciu tysięcy złotych.

Jazda quadem po cennych terenach to dewastacja przyrody

– Bardzo często niszczone są przez taką jazdę lasy. W szczególności runo leśne i gleba. Jednak niszczone są także drogi leśne i to często takie, gdzie nakład finansowy na ich budowę był bardzo duży. One muszą być utrzymywane we właściwym stanie technicznym do celów przejazdów straży pożarnej w razie pożaru. Rozjechane drogi leśne są też utrudnieniem dla turystów pieszych i rowerzystów, czy osób biegających w lesie. Trudne do wyceny są straty w przyrodzie terenów wodno-błotnych, często objętych ochroną np. w Puszczy Kozienickiej jako rezerwaty przyrody czy użytki ekologiczne.

Mówiąc wprost przejazd przez mokradło, które jest siedliskiem wielu organizmów, w tym rzadkich i chronionych to dewastacja przyrody. Płoszone są też zwierzęta, które właśnie w mniej dostępnych miejscach często mają swoje ostoje bytowania. Nie mniej narażone na niszczenie są urozmaicone pod względem rzeźby tereny nadleśnictw woj. świętokrzyskiego. Ze względu na duży ruch turystyczny i zmniejszoną widoczność w zróżnicowanym pod względem wysokości terenie quady i crossy w lesie są tu wyjątkowo niebezpieczne – dodaje RDLP w Radomiu.

Czasami udaje się złapać sprawcę

Wspomniane nadleśnictwo podaje, iż sprawcy nie zawsze pozostają bezkarni. W 2020 roku przy użyciu fotopułapek i działań bezpośrednich wykryto i ukarano sprawców w Nadleśnictwie Barycz i Nadleśnictwie Daleszyce.

Leśnicy dodają, iż często zdarzały się jednak przypadki, gdy kierowcy quadów i crossów nie zatrzymali się do kontroli straży leśnej. Ze względu na zakryte tablice rejestracyjne, kaski i kominiarki czy agresywne zachowanie i prędkość trudna jest identyfikacja sprawców wykroczenia. Stąd szczególnie pomocne są wspólne akcje z policją.

Problem znany także na Sądecczyźnie

– Jak bumerang wraca po raz kolejny na nasze łamy temat quadów rozjeżdżających szlaki Beskidu Sądeckiego – alarmował w marcu 2024 roku portal sadeczanin.info. – Tym razem na tapecie trasa Kosarzyska w Piwnicznej-Zdroju – Jaworki. I przez cały czas można to skwitować bardzo tylko jednym zdaniem. Dopóki quady i crossy nie będą musiały obligatoryjnie mieć tablic rejestracyjnych, walka z ich bezmyślnymi kierowcami będzie przez cały czas przypominać walkę z wiatrakami – napisał lokalny dziennik.

– Może nie tyle wypowiadamy wojnę, ale chcemy w końcu ten temat uporządkować. Bo quady i crossy stanowią realne zagrożenie dla pieszych. Gdyby jeszcze ich kierowcy, widząc pieszych zwalniali i zachowywali rozsądek, a szumieli na jakiś odosobnionych terenach. Byłaby inna rozmowa. Ale większość już na początku trasy rusza na pełnym gazie nie licząc się w ogóle ze słabszymi uczestnikami ruchu – mówił w 2021 roku burmistrz Dariusz Chorużyk, gdy gmina zainstalowała w lasach swoje własne fotopułapki – przypomina portal.

  • Czytaj także: Błyskawiczne ocieplenie. Naukowcy łapią się za głowy: „czerwony alarm”

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Evgeny Starkov

Idź do oryginalnego materiału