Przewodniczący Rady Miasta Bochnia Jan Balicki: „Jako rada zaczęliśmy narażać się na śmieszność” – WYWIAD

5 godzin temu

W obszernym wywiadzie dla Bochnianin.pl Jan Balicki, przewodniczący Rady Miasta Bochnia, mówi m.in. o aktualnych wyzwaniach stojących przed radą, planach ulepszenia prac komisji, najważniejszych planach inwestycyjnych, a także wylicza „plusy” i „minusy” pierwszego półrocza nowej władzy w Bochni.

Mirosław Cisak, Bochnianin.pl: – Po raz pierwszy od wielu lat mieliśmy zmianę na stanowisku przewodniczącego Rady Miasta Bochnia w trakcie trwania kadencji. Co według pana zaważyło o tym, iż już 5 miesięcy po zaprzysiężeniu nowej rady doszło do zmiany w prezydium?

Jan Balicki, przewodniczący Rady Miasta Bochnia: – Wybór przewodniczącego na pierwszej sesji okazał się wyzwaniem. Nowo wybrana przewodnicząca, która, o ile się nie mylę, nie miała jeszcze doświadczenia w Radzie Miasta Bochnia, napotkała na pewne trudności. Pojawiły się różne potknięcia, np. takie jak zwołanie sesji przez telefon. W tle trwał także konflikt w Koalicji Obywatelskiej, co podgrzewało atmosferę na sesjach. Incydent z głosowaniem „na dwie ręce” dodatkowo zaostrzył sytuację. W pewnym momencie presja osiągnęła punkt krytyczny, co doprowadziło do zmiany osoby pełniącej tę funkcję.

11 października w swoim przemówieniu mówił pan o sprawniejszej i bardziej efektywnej pracy rady. Jakie konkretne zmiany planuje pan wprowadzić, aby to osiągnąć?

– Mogę jedynie proponować pewne zmiany, które rada zaakceptuje lub nie. Na przykład zaproponowałem sposób interpretacji prawa do zabierania głosu w trybie ad vocem, co uspokoiło sytuację – radni nie przeskakiwali się w kolejce do wypowiedzi. To drobny szczegół, ale pozwala na lepszą organizację. Z kluczowych kwestii uważam, iż praca merytoryczna powinna odbywać się głównie na komisjach. Każda komisja powinna szczegółowo analizować tematy, przygotowywać opinie, a może choćby dodatkowe wnioski dla burmistrza. Na sesji, poza końcowymi wyjaśnieniami i pytaniami, powinna dominować procedura głosowania nad projektami uchwał. Zwiększenie efektywności pracy radnych wymagałoby też, aby byli przypisani do komisji zgodnie z ich kompetencjami.

Chciałbym rozwinąć dwa wątki, o których teraz pan powiedział. Najpierw kwestia pracy nad meritum na komisjach. Jak miałoby to wyglądać?

– Uważam, iż radni w dużej mierze opierają się na opiniach komisji, ponieważ nie każdy radny ma wiedzę w każdej dziedzinie. Taka jest rzeczywistość. Kiedyś w składzie komisji mieliśmy radnych-lekarzy, jak śp. Marek Kania czy Ryszard Najbarowski, którzy stanowili autorytety w kwestiach medycznych. w tej chwili takich specjalistów brakuje wśród radnych, co sprawia, iż kompetencje radnych w komisjach są bardzo ważne. Gdy radny dobrze rozumie dany temat, trudniej jest mu coś przeoczyć lub coś narzucić jednostronnie, więc łatwiej mu wyciągnąć odpowiednie wnioski i przedstawić uzasadnione stanowisko.

Natomiast odnośnie przypisania radnych do komisji zgodnie z ich kompetencjami, to czy będzie pan inicjował jakieś zmiany? Wiadomo, iż pewne roszady teraz będą przez zmianę w prezydium, ale czy coś oprócz tego?

– Być może to panu umknęło, ale na końcu ostatniej sesji zwróciłem się do radnych, podkreślając, iż zmiany związane z moją rezygnacją oraz zmianą sytuacji pani przewodniczącej mogą być dobrym momentem na ewentualne przesunięcia personalne w komisjach. jeżeli ktoś dotąd nie czuł się komfortowo w swojej komisji, bo nie ma odpowiedniej wiedzy w tej dziedzinie, a istnieje możliwość zmiany, chciałbym, by odbyło się to na zasadzie wzajemnych uzgodnień, bez przymusu. Uważam, iż im bardziej kompetentne będą komisje, tym lepsze będą efekty pracy rady. Czasem wystarczyłoby nawet, by dwóch radnych zamieniło się miejscami – na przykład radny bez wiedzy w tematach medycznych mógłby ustąpić miejsca osobie z wykształceniem w tej dziedzinie. Taka prosta zmiana mogłaby zwiększyć skuteczność pracy komisji.

Pewnie nie chce pan mówić nazwiskami o kogo konkretnie chodzi?

– Niech zostanie bez nazwisk, bo jeszcze z nikim na ten temat nie rozmawiałem. Nie chodzi mi jednak o przymus – takie podejście już kiedyś przerabialiśmy. Przykładem może być sytuacja sprzed dwóch lub trzech kadencji, kiedy przewodniczący Bogdan Kosturkiewicz, z powodów politycznych, mógł uczestniczyć tylko w jednej komisji. W głosowaniach nie był wybierany do pozostałych komisji, bo nie odpowiadało to ówczesnemu ugrupowaniu rządzącemu.

Wspomniał pan przed chwilą o tej uwadze technicznej, którą miał pan do radnych, aby usprawnić kwestię zabierania głosu w trybie ad vocem. A czy myśli pan o tym, aby zmienić regulamin Rady Miasta, który jest załącznikiem do statutu?

– To jedna z kwestii, która była poruszana niemal od początku, choć w innej formie. Naczelnik Tomasz Urynowicz zaproponował wtedy utworzenie Komisji Statutowej, co nie spotkało się z pełną akceptacją. Niewątpliwie jednak statut wymaga korekty, miejscami choćby dość znaczącej. Jako jego część należy też przejrzeć regulamin rady, aby dostosować niektóre zapisy do obecnych realiów. Nie chodzi tu o konkretne osoby, tylko o to, iż przez ponad 10 lat wprowadzano jedynie drobne zmiany, a w międzyczasie technologia poszła naprzód, zmieniły się też niektóre akty prawne. Statut powinien być zaktualizowany kompleksowo, nie tylko w ramach poprawek.

Skoro już jesteśmy przy statucie, to czy według pana dobrze się stało, iż nie została powołana specjalna komisja, a będzie zajmowała się tym komisja prawa?

– Uważam, iż w obecnej sytuacji, gdzie tylko pięć czy sześć osób ma doświadczenie jako radni, wprowadzanie kompleksowych zmian w statucie jest ryzykowne. Nasza czwórka wybrana na kolejną kadencję oraz pan Rafał Sroka, który był radnym miejskim i powiatowym, a także pani Korta, ma pewne doświadczenie, ale angażowanie do tego osób bez wcześniejszego kontaktu z funkcjonowaniem rady może być trudne. Pracowałem kiedyś przy zmianach statutu w szkole i w spółdzielni mieszkaniowej jako członek rady nadzorczej, więc wiem, jak złożone to bywa. Moim zdaniem warto by teraz skupić się na prostych korektach, usuwając oczywiste sprzeczności i niekonsekwencje, zamiast wprowadzać gruntowne zmiany.

Druga sprawa to koncepcja powołania „superkomisji” o silniejszym umocowaniu niż inne. Uważam, iż na poziomie gminy nie ma potrzeby tworzenia takiej struktury. Poza tym sam pomysł wyszedł od pracownika burmistrza, co wywołało sprzeciw – w takich kwestiach zgodnie z kompetencjami powinien wypowiadać się przewodniczący rady lub sama rada.

We wspomnianym przemówieniu szczególnie podziękował pan osobom, które „choćby z racji swoich poglądów czy to światopoglądu, czy poglądów na kierunki rozwoju Bochni, mają inne zdanie”. Można się domyślać, iż radni mający inne priorytety niż radni Prawa i Sprawiedliwości, oddali na pana głos. Jak budować współpracę w radzie mimo tych różnic?

– Bez kilku osób spoza naszego klubu i jednego radnego niezależnego nie udałoby się zebrać większości, która umożliwiła mój wybór. Patrząc na głosowania, widać czasami wyraźny podział polityczny czy światopoglądowy, jak np. w sprawie odebrania honorowego obywatelstwa prezydentowi Andrzejowi Dudzie, gdzie stanowiska były skrajnie różne. Cenię jednak, iż mimo tych różnic ktoś dostrzegł, iż w nowej sytuacji moje przewodnictwo może być lepszym rozwiązaniem. Niemniej, prawdziwe wyzwania dopiero przed nami – teraz trzeba efektywnie współpracować.

Mam nadzieję, iż radni spoza naszego klubu przekonali się, iż nie jesteśmy jakimiś ludożercami tylko dlatego, iż jesteśmy w klubie PiS, a jesteśmy otwarci na dialog i skupiamy się na realnych problemach miasta. Ważne jest wyciszenie konfliktu, który narastał bardziej między grupą radnych KO a panią burmistrz niż w samej radzie, choć oczywiście odbił się też na naszej pracy. Wierzę, iż z czasem uda się odbudować wzajemne zaufanie, skupić na tym, co nas łączy a nie dzieli i działać na rzecz mieszkańców.

Oczywiście, pewne sprawy mogą wywoływać różnice – jak choćby petycja dotycząca honorowego obywatelstwa czy dodatkowe środki na remont ogrodzenia Bazyliki. Jednak w wielu innych głosowaniach osiągamy zgodność, a w poprzednich kadencjach bywało, iż choćby najważniejsze uchwały przechodziły jednym czy dwoma głosami.

Czy większość, która uformowała się 11 października, była według pana chwilowa/zadaniowa, czy raczej będzie miała trwały charakter?

– Powiem tak: dobrze by było, gdyby zmiana przewodniczącego była trwała. Nie chodzi tu o moją osobistą ambicję, ale o stabilność w radzie – każda kolejna zmiana oznaczałaby, iż wciąż coś nie działa prawidłowo. Nie przeceniałbym jednak tej sytuacji. Przewiduję raczej, iż ta nieformalna większość, której składu można się domyślać, będzie kształtować się okazjonalnie, w zależności od tematu. W przypadku niektórych uchwał osiągniemy zgodność, ale będą też kwestie, w których różnice zdań pozostaną. Nastąpił pewien przełom, który może sprzyjać częstszemu osiąganiu okazjonalnej większości, przekraczając partyjne podziały.

Podejrzewam, iż nie było żadnej umowy koalicyjnej.

– Z tego co mi wiadomo, nie było żadnych rozmów ani umów koalicyjnych. Owszem, podejmowano różne próby, o czym można było przeczytać we wcześniejszym oświadczeniu naszego klubu. Niekiedy „pomostem w rozmowach” byli bliscy radnych, którzy byli sympatykami innych ugrupowań. Czasami prowadziło to do prób porozumienia oraz propozycji dotyczących zmian w prezydium. Uważam jednak, iż różnice w poglądach są na tyle znaczące, iż żadna z obecnych grup radnych nie zdecyduje się na podpisanie umowy koalicyjnej. choćby gdybyśmy zgodzili się w dwóch lub pięciu sprawach, w innych kwestiach pojawiłyby się konflikty.

Nie pytam o nazwiska, ale czy pan wie dokładnie, kto na pana zagłosował?

– Szczerze mówiąc, nie wiem. W okresie przed pierwszą sesją uczestniczyłem w kilku spotkaniach z radnymi, gdzie próbowaliśmy przekonać radnych do obecnego rozwiązania, czyli do tego, aby przewodniczący lub wiceprzewodniczący pochodził z naszego klubu. Dyskutowaliśmy, podawaliśmy argumenty o doświadczeniu oraz liczbie radnych. Jak się skończyło, wszyscy wiedzą. Potem nie brałem udziału w rozmowach, więc nie wiem dokładnie co się działo. Może to była chwila słabości kogoś lub nieujawniona sympatia. Mam wrażenie, iż sytuacja dojrzała do tego, iż byłem postrzegany jako mniejsze zło lub po prostu byłem jedynym kandydatem pod ręką, którego mogli zaakceptować. Wszyscy czuli zmęczenie, nie tylko radni, ale również mieszkańcy, którzy obserwowali radę i sugerowali konieczność zmian, ponieważ jako rada zaczęliśmy narażać się na śmieszność.

Jakie wyzwania widzi pan przed sobą w porównaniu z kadencją 2014-2018, kiedy również pełnił pan funkcję przewodniczącego?

– Nie ukrywam, iż sytuacja jest znacząco inna. Kiedy w 2014 roku zostałem przewodniczącym rady, mieliśmy klarowną większość, co sprawiało, iż nie było problemu z wyborem przewodniczącego. Wówczas większość radnych miała doświadczenie, niektórzy z nich byli w radzie przez dwie lub więcej kadencji, a w radzie funkcjonowały dwa znaczące kluby: Prawa i Sprawiedliwości oraz Bochniaków dla Bochni. Trzeci klub odgrywał mniejszą rolę. Doświadczenie samorządowe posiadał także burmistrz, dla którego była to już druga kadencja. Dla pani burmistrz, to dopiero pierwsze miesiące takiej pracy. Poza tym, w ciągu ostatnich dwóch kadencji nie było praktycznie żadnych konfliktów w radzie, z wyjątkiem pojedynczych sprzeczek, a w tej chwili występuje spory konflikt pomiędzy ugrupowaniem rządzącym a burmistrzem, co jest nowością. Różnica na plus polega na tym, iż teraz mam cztery lata doświadczenia jako przewodniczący, co ułatwia mi pracę. Różnice są więc znaczne, mam jednak nadzieję, iż sytuacja się uspokoi.

No właśnie, spore obawy budzi sytuacja w klubie Koalicji Obywatelskiej. Burmistrz nie ma mocnego wsparcia ze strony „swoich” radnych. Czy jest to dla pana niepokojące?

– Myślę, iż ta sytuacja powinna niepokoić każdego mieszkańca Bochni, ponieważ grozi niestabilnością i utrudnia planowanie przyszłości. Od głosowania do głosowania i nie wiadomo, co się wydarzy na następnej sesji, to stało się zauważalne podczas głosowania uchwały podatkowej. Byłem zaskoczony, ponieważ miałem wrażenie, iż gdyby pani burmistrz podjęła próby przekonania kilku osób, to uchwała mogłaby zostać przyjęta. Rozmawiając z niektórymi radnymi, usłyszałem, iż myśleli o wstrzymaniu się od głosu, ale klimat wokół uchwały był negatywny, szczególnie w kontekście obietnic dotyczących braku podwyżek podatków. W rezultacie, gdyby dwie lub trzy osoby zagłosowały inaczej, uchwała mogłaby zostać przyjęta. Niepokojące jest dla mnie to, iż w głosowaniu w sprawie podatków poparły ją tylko cztery osoby z ugrupowań popierających panią burmistrz. Przed nami przyjęcie budżetu na 2025 rok, więc nasuwa się pytanie, jak to głosowanie będzie wyglądało.

Myślę, iż to głosowanie, o którym teraz mówimy, mogło być takim dobrym treningiem, żeby burmistrz przygotowała sobie zaplecze i może choćby nabyła umiejętności do tego, by przekonywać radnych, co może być najważniejsze podczas uchwalania budżetu.

– Niepokój wynika z tego, iż jeżeli burmistrz przedstawi autorski projekt budżetu, może on nie zyskać akceptacji większości. Wygląda na to, iż burmistrz nie ma wystarczającej siły, aby przeforsować budżet głosami swojego ugrupowania i może to prowadzić do sytuacji, w której nieprzyjęcie budżetu skutkuje wprowadzeniem prowizorium. Wówczas może być jeszcze jedna próba, a potem interwencja Regionalnej Izby Obrachunkowej, co nie wróży niczego dobrego. Mam nadzieję, iż burmistrz wyciągnie odpowiednie wnioski i przygotuje projekt budżetu, który usatysfakcjonuje wszystkie kluby lub przynajmniej większość, zawierając treści akceptowalne dla większości radnych.

Skoro już o budżecie mówimy, to proszę powiedzieć, co według pana koniecznie powinno znaleźć się w projekcie budżetu miasta na 2025 rok?

– W Wieloletniej Prognozie Finansowej są już określone zadania wieloletnie i tam jest już ok. 12 mln zł na kontynuację inwestycji dotowanych z Polskiego Ładu wpisanych w tegoroczny budżet. Z budżetu, znaczna część, bo ok. 180 mln zł zostanie przeznaczona na bieżące wydatki, co ogranicza możliwości na nowe działania. Uważam, iż w planie budżetowym powinny znaleźć się priorytetowe wydatki majątkowe dotyczące bezpieczeństwa mieszkańców oraz kwestie strategiczne dla miasta. Ważne jest, aby skupić się na potrzebach ogółu mieszkańców, a nie tylko wąskich grup. Burmistrz powinna również zadbać o zapisy w budżecie, które ułatwią pozyskiwanie środków zewnętrznych, ponieważ brak np. wind i rozwiązań dostosowujących jednostki miejskie dla osób ze szczególnymi potrzebami, utrudnia a choćby wręcz uniemożliwia starania o takie środki. Bez nich nie ma szans na większe inwestycje, rozwój i spełnianie oczekiwań mieszkańców.

A konkretnie jakie inwestycje?

– Według mnie najważniejszy jest temat komunikacji publicznej i parkingów, który może stać się punktem wspólnej dyskusji z innymi ugrupowaniami. Uważam, iż burmistrz powinna intensyfikować działania w zakresie komunikacji publicznej, ponieważ to najszybszy sposób rozwiązania problemów w centrum miasta. Potrzebujemy zdecydowanie więcej autobusów i kursów, aby mieszkańcy mogli łatwiej dotrzeć do pracy czy szkoły bez konieczności korzystania z własnych środków transportu. w tej chwili brakuje miejsc parkingowych, szczególnie w centrum, a możliwości budowy dużych parkingów są ograniczone. Dlatego bardziej opłacalne może być skoncentrowanie się na sprawnej komunikacji publicznej, nie zaniedbując jednak kwestii parkingów. Niektóre drogi koniecznie muszą być naprawione, trzeba pilnie przygotować projekty dostosowań obiektów miejskich, by dać sobie szansę pozyskiwania środków zewnętrznych. Konieczne jest także wprowadzenie Karty Mieszkańca, uprawniającej do zniżek dla mieszkańców.

Czyli takie działania kolektywne?

– Tak, dokładnie. Uważam, iż powinny powstać jeden lub dwa piętrowe parkingi, aby zaspokoić rosnące potrzeby mieszkańców. Jednak najważniejsze jest, aby podejść inaczej do komunikacji publicznej. Konieczne są częste kursy autobusów, nie tylko te dowożące dzieci do szkół. Niestety, dwa lub trzy ostatnio zakupione autobusy są zbyt małe i nie spełniają funkcji, generują koszty, ale nie dają oczekiwanych efektów.

Jakie priorytety stawia pan przed Radą Miasta na najbliższy okres? Co uważa pan za najważniejsze do zrealizowania?

– Jako przewodniczący mam ograniczone pole działania, ponieważ moja rola w radzie polega głównie na organizowaniu pracy i prowadzeniu sesji. Naszym wspólnym celem jest sprawne zajmowanie się ważnymi sprawami miasta. W nadchodzących tygodniach chciałbym uspokoić sytuację w radzie i dobrze dopasować członków w komisjach. Planuję wprowadzić drobne zmiany oraz przyjąć plan pracy rady na przyszły rok. Chciałbym również ustalić nominalne daty sesji. Mam zamiar przywrócić tradycję odbywania sesji w ostatni czwartek miesiąca, ponieważ nasze spotkania realizowane są w tym terminie od zawsze. Priorytetem będą także prace nad statutem.

Odwołując się jeszcze do pana wystąpienia z 11 października, zacytował pan słowa: „w Polsce wszystko jest możliwe, choćby zmiany na lepsze”. Przenosząc to na bocheńskie „podwórko” – jakie „zmiany na lepsze” widzi pan jako możliwe do wprowadzenia w Bochni w najbliższym czasie?

– Chciałbym zwrócić uwagę na dwie różnice dotyczące funkcjonowania rady, które już omówiliśmy. W świetle statutu mam realny wpływ na pewne zmiany. Uważam też, iż można poprawić relacje między radą a burmistrzem. Poza tym, choćby najlepsze uchwały mogą zawieść, jeżeli ich realizacja nie będzie dobrze skonsultowana i odpowiednio przebiegała . Rynek jest klasycznym przykładem, gdzie wiele rzeczy się nie udało, a ja chciałbym uniknąć podobnych sytuacji.

Podjąłem już pierwsze kroki w tym kierunku. Burmistrz powinien konsultować z radnymi projekty w kolejnych etapach projektowania, przed ich zatwierdzeniem. Na ostatniej sesji przedstawiono koncepcję nowego obiektu edukacyjnego przy ul. Proszowskiej, co było nowością dla części radnych, a dla niektórych temat był już znany. Chciałbym, aby każdy projekt przeszedł podobny proces, by radni mogli zgłaszać uwagi i ewentualnie prosić burmistrza o korekty, zamiast prezentować zatwierdzony już gotowy projekt, bez możliwości dyskusji.

Lepiej zgłaszać te uwagi w trakcie prac projektowych.

– Otóż to. To jest zasadnicza różnica w porównaniu do wcześniejszych sytuacji, kiedy przypisywano nam odpowiedzialność za różne problemy w mieście. Ostatnio byłem na ciekawym spotkaniu, na którym rozmawiano o Bochni i jako rada również zostaliśmy skrytykowani za pewne działania. Niestety, często pojawiały się rozbieżności między uchwałami rady a sposobem ich realizacji. Mam nadzieję, iż uda nam się znaleźć konsensus, aby działania były spójne i mieszkańcy nie doświadczali nieprzyjemnych rozwiązań – niespodzianek, na które nie byli przygotowani i których nie chcą.

Na koniec naszej rozmowy zapytam pana o ocenę działań burmistrz Magdaleny Łacnej. 7 listopada minie pół roku od zaprzysiężenia jej na stanowisko burmistrza Bochni. Jak pan ocenia ten czas w jej wykonaniu? Co zaliczyłby pan do „minusów” a co do „plusów”?

– Nie spodziewałem się spektakularnych działań, które wyraźnie różniłyby się od dotychczasowego poziomu. Ponadto budżet na ten rok był już ustalony, co ograniczało możliwości. Pani burmistrz musiała zorganizować swój zespół i ustalić plan działania, co zajmuje czas. Niemniej jednak, w krótkim okresie udało się jej pozyskać dotację na budowę żłobka, co jest pozytywnym krokiem.

Burmistrz podejmowała różne decyzje, które mogły być korzystne, ale niektórym towarzyszyły okoliczności nasuwające wątpliwości, np. co do sposobu lub formy ich podjęcia, co nie wyglądało najlepiej wizerunkowo. Przykładem jest przygotowanie uchwały dotyczącej budowy budynku wielofunkcyjnego na osiedlu Niepodległości. Ostatecznie budowa ruszyła, co należy uznać za sukces, ale wokół tego tematu było sporo zamieszania.

Zmiany personalne w urzędzie, realizacja deklaracji przejrzystości powołań do rad nadzorczych również budzi wątpliwości. Pojawiły się osoby, które nie są związane z bocheńskim środowiskiem, są raczej powiązane politycznie, co rodzi kontrowersje. Sytuacje takie jak sposób odwołania jednego z prezesów oraz wyjazd na Słowację też raczej negatywnie wpływają na wizerunek burmistrza. Mam nadzieję, iż pani burmistrz wyciągnie z tego wnioski, by w przyszłości nieco inaczej podejmować swoje działania.

Idź do oryginalnego materiału