Prezydent Wiernicki w rozmowie z Marcinem Cecotką. Słabość, która razi

1 tydzień temu

Rozmowa Marcina Cecotki z Juliuszem Wiernickim, wyemitowana 28 października 2025 r. w lokalnej stacji radiowej, była okazją, by prezydent Piotrkowa Trybunalskiego po raz pierwszy od upadku referendum szerzej skomentował swoją sytuację polityczną i działalność urzędu.

Choć Wiernicki starał się kreować wizerunek spokojnego, merytorycznego samorządowca, w wielu momentach jego wypowiedzi raziły nieprecyzyjnością, unikaniem odpowiedzialności oraz powtarzaniem ogólnikowych formuł o „hejcie” i „krzykaczach”.

Już we wstępie rozmowy prezydent przywołuje „sytuację hejtu, szerzenia nieprawdy i ogromnej maszyny propagandowej z czołowymi politykami ze skrajnej prawicy”, która miała towarzyszyć akcji referendalnej. Choć takie sformułowania brzmią efektownie, nie idzie za nimi żaden konkret – ani nazwiska, ani przykłady, ani dowody. Wiernicki mówi o „mieszaniu z błotem jego życia prywatnego”, ale gdy dziennikarz pyta, czy podjął kroki prawne, odpowiada wymijająco: „Tak, ale pozostawmy to w sferze mojej osobistej”. W ten sposób wytwarza aurę krzywdy, nie podając żadnych faktów.

Prezydent ani słowem nie odnosi się do skandali obyczajowych, które sam wywołał romansując ze swoją podwładną a następnie wywożąc z domu, w którym mieszkał z żoną, „rzeczy osobiste”. Nie wspomniał o toczącej się sprawie rozwodowej przed piotrkowskim sądem, która jest efektem jego dwuznacznych zachowań. Wszystkie te wydarzenia miały niebagatelny wpływ na negatywne postrzeganie jego osoby.

Czytaj: „Awantura u Wiernickich. Prezydent Piotrkowa vs. jego żona”.

Podobny schemat powtarza się w wątku dotyczącym rady miasta. Wiernicki chwali „większość radnych działających dla dobra miasta”, ale zaraz potem atakuje nieokreśloną grupę przeciwników: „Jednym z pierwszych punktów na rozmowach z potencjalnymi inwestorami jest punkt dotyczący potencjalnej opozycji. Czyli tych krzykaczy hejterów, którzy mogliby zaszkodzić inwestycjom”. To stwierdzenie brzmi co najmniej osobliwie – trudno wyobrazić sobie poważnego inwestora, który decyzje o lokowaniu kapitału w Piotrkowie uzależnia od postaw kilku miejskich radnych. Wypowiedź ta pokazuje raczej, iż Wiernicki postrzega debatę samorządową jako przeszkodę, a nie element demokracji.

Prezydent kilkakrotnie powtarza, iż „hejt nie szkodzi jemu, tylko miastu”. Tego typu uogólnienia mają wymiar retoryczny, ale nie wyjaśniają, w jaki sposób krytyka władz – choćby ostra – miałaby przekładać się na wstrzymanie inwestycji czy odpływ środków. Zabrakło też refleksji nad własną komunikacją i relacjami z mieszkańcami, które w ostatnich miesiącach wielokrotnie budziły kontrowersje.

Wiernicki chętnie operuje dużymi liczbami, kiedy mowa o inwestycjach. Padają kwoty: 337 milionów złotych nowych projektów, 217 milionów wnioskowanych dofinansowań, 52 miliony już przyznane i 93 miliony w ocenie. Jednak sposób prezentacji tych danych sprawia wrażenie chaosu i braku hierarchii – trudno zrozumieć, co naprawdę zostało zrealizowane, a co pozostaje jedynie w sferze wniosków i planów. Dziennikarz słusznie zauważa: „na antenie liczby źle brzmią”, prosząc o konkretne przykłady. W odpowiedzi Wiernicki wymienia listę inwestycji, wśród których dominują prace projektowe i przedsięwzięcia kontynuowane po poprzednim prezydencie. Sam przyznaje, iż „zastaliśmy stosunkowo mało projektów”, co brzmi jak próba usprawiedliwienia tempa działań.

Czytaj: „Dlaczego Piotrków Trybunalski umiera – 2025?”.

Zaskakuje sposób, w jaki prezydent mówi o swojej pensji. Gdy redaktor pyta o wysokość wynagrodzenia, Wiernicki odpowiada: „Wczoraj dostałem przelew 9180 zł. Myślę, iż pan redaktor zarabia lepiej ode mnie”. Tego rodzaju porównania z dziennikarzem i ton półżartobliwy są nieprofesjonalne. Zamiast rzeczowo wyjaśnić, jak ustalana jest pensja prezydenta i jakie argumenty przemawiają za ewentualną podwyżką, Wiernicki ucieka w lekką ironię i odwołania osobiste.

W części poświęconej programowi czterodniowego tygodnia pracy prezydent wypowiada się z entuzjazmem, ale i tutaj brakuje precyzji. Z jego słów nie wynika jasno, w jaki sposób urząd ma funkcjonować bez zmian w obsłudze mieszkańców. Twierdzenie, iż „nic się nie zmienia” przy jednoczesnym skróceniu czasu pracy urzędników o 20%, wydaje się wątpliwe.

Wiernicki chętnie odwołuje się do sukcesów symbolicznych, jak murale czy aktywizacja rad osiedli, a znacznie mniej miejsca poświęca sprawom strategicznym – gospodarce, planowaniu przestrzennemu czy finansom miasta. Kiedy mówi o inwestorach, wymienia „One by Allegro – 300 miejsc pracy”, ale nie podaje żadnych szczegółów dotyczących etapu realizacji czy warunków umowy.

Znamienny jest moment, w którym prezydent podsumowuje swoje półtora roku urzędowania: „Po stronie porażek zapisałbym zbyt dużą empatię od samego początku”. Takie ujęcie własnych błędów brzmi jak zabieg wizerunkowy – przyznanie się do „porażki”, która jest w istocie komplementem. Wiernicki przedstawia się jako ofiara własnej łagodności, a zarazem zwycięzca, który „dzięki mieszkańcom sobie poradził”. To autoprezentacja pozbawiona autokrytycyzmu.

W końcowej części rozmowy powraca motyw „kampanii nienawiści”, która – według Wiernickiego – nie skończyła się po wyborach, ale nasiliła, gdy radni opozycji „dostali nowe narzędzia w postaci interpelacji”. W ten sposób prezydent stawia znak równości między wykonywaniem mandatu radnego a „hejtem”, co dowodzi niepokojącego sposobu myślenia o mechanizmach kontroli w samorządzie.

Czytaj: „Rada Miasta Piotrkowa – nowe otwarcie, stara bezczelność”.

Wywiad z Juliuszem Wiernickim można więc odczytać jako próbę narzucenia jednej narracji: prezydent walczy z hejtem, rozwija miasto mimo przeszkód i cieszy się poparciem „normalnych mieszkańców”. Problem w tym, iż ta opowieść pełna jest luk, emocjonalnych skrótów i niepopartych dowodami tez. Brak konkretów i skłonność do dzielenia świata na „dobrych, którzy współpracują” i „złych hejterów” sprawiają, iż rozmowa bardziej przypomina monolog polityczny niż rzeczową ocenę półtora roku rządów.

Na tle tego rozwlekłego monologu pozytywnie wyróżnia się prowadzący – Marcin Cecotka, który zachował spokój, dociekliwość i potrafił dopytywać tam, gdzie rozmówca próbował uciec w ogólniki. W „koncernie medialnym” Tomasza Stachaczyka, zdominowanym przez niedouczenie, grafomanię, plagiatorstwo i bezrefleksyjną powtarzalność przekazu, Cecotka jawi się jako jedyna osoba potrafiąca myśleć samodzielnie, zadający pytania niewygodne, ale potrzebne. To właśnie jego postawa sprawiła, iż ten wywiad – mimo wszystkich słabości wypowiedzi prezydenta – wart był wysłuchania.

→ K. Kozielski

28.10.2025

• collage: barma / Gazeta Trybunalska

Idź do oryginalnego materiału