Narracja budowana dziś wokół Karola Nawrockiego coraz mniej przypomina klasyczną opowieść o sporze politycznym, a coraz bardziej – mitologię zagrożonej wspólnoty. Wystarczy wsłuchać się w głosy jego intelektualnego zaplecza, by zobaczyć, jak gwałtownie konkret znika pod warstwą patosu, a rzeczywistość ustępuje miejsca fantasmagoriom. Rozmowa prof. Andrzeja Nowaka z wPolityce.pl jest tego modelowym przykładem.
„W naszej historii podejmowano już tyle wysiłków, przez rozmaite siły zewnętrzne i służącą im część wewnętrznych elit w Polsce, żeby polskość zlikwidować, stłumić, sprowadzić do śmieszności” – mówi profesor. Zdanie to brzmi znajomo, niemal podręcznikowo. To stały refren tej samej pieśni: Polska jako ofiara, polskość jako oblężona twierdza, a władza – jako ostatnia linia obrony przed dziejową katastrofą.
Problem polega na tym, iż ta opowieść jest oderwana od realiów, a mimo to traktowana w obozie prawicy z pełną powagą. W Prawo i Sprawiedliwość naprawdę wierzy się, iż krytyka decyzji prezydenta jest elementem „przemysłu pogardy”, iż spory o symbole to dowód na istnienie antypolskiego spisku, a różnice programowe są tylko zasłoną dla walki z narodem.
Sprawa Okrągłego Stołu doskonale pokazuje mechanizm tej narracji. Prof. Nowak przekonuje, iż krytycy decyzji o przeniesieniu mebla do Muzeum Historii Polski popadają w „histerię lub świadomą złośliwość polityczną”, a sam Okrągły Stół bywa wręcz traktowany jak przedmiot „religijnego kultu”. To argument absurdalny, ale skuteczny: zamiast dyskusji o sensie symboli i intencjach władzy dostajemy karykaturę przeciwnika, któremu można przypisać dowolną śmieszność.
Jeszcze dalej idzie opowieść o wrogach prezydenta. Zdaniem prof. Nowaka są to „wrogowie ustroju Polski”, „wrogowie niepodległości”, ludzie, którzy nie mogą znieść „charyzmy” Nawrockiego. W tym świecie Donald Tusk jawi się jako demiurg nienawiści, twórca kolejnej odsłony „przemysłu pogardy”, a opozycja jako nowy Front Jedności Narodu, który chce unieważnić głos większości społeczeństwa.
To wszystko brzmi momentami jak pastisz – i w tym sensie bywa śmieszne. Ale śmieszność nie powinna nas uspokajać. Te fantasmagorie są bowiem realnie internalizowane przez polityków PiS i ich elektorat. Stają się uzasadnieniem dla ostrych słów, radykalnych decyzji i coraz głębszego podziału społeczeństwa na „prawdziwych Polaków” i resztę.
Najbardziej niepokojące jest to, iż sam prezydent Nawrocki nie tylko nie dystansuje się od tej narracji, ale ją wzmacnia. Jego weta, wypowiedzi i gesty coraz częściej są interpretowane – także przez jego zaplecze – jako akty obrony polskości przed rzekomym zagrożeniem cywilizacyjnym. W tej logice każde pytanie o konstytucyjność, kompetencje czy sens decyzji staje się dowodem wrogości wobec narodu.
A gdzie w tym wszystkim miejsce na odpowiedzialność polityczną? Gdzie refleksja nad tym, iż PiS przez osiem lat realnie rządził państwem, współtworzył obecne napięcia i sam korzystał z brutalizacji języka? W opowieści prof. Nowaka i jego politycznych patronów na takie pytania miejsca nie ma. Łatwiej bowiem mówić o „wiecznej polskości” niż o błędach własnego obozu.
Dlatego ta narracja jest jednocześnie śmieszna i groźna. Śmieszna – bo oparta na uproszczeniach, historycznych analogiach na wyrost i emocjonalnych skrótach. Groźna – bo gdy mit zastępuje analizę, a spisek wypiera debatę, państwo zaczyna być rządzone przez wyobrażenia, nie przez fakty. A to zawsze kończy się źle, niezależnie od tego, jak podniosłe słowa padają po drodze.

2 godzin temu











