„Węgiel na opał to dla polskich kopalń dodatek do wydobycia miału na potrzeby energetyki. Ten z kolei zalega na zwałach. Tymczasem kotłów na węgiel mamy w Polsce coraz mniej, ale to nie oznacza, iż gwałtownie pozbędziemy się konieczności importu”, pisze w czwartek na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” Michał Perzyński.
Publicysta przytacza dane Południowego Koncernu Węglowego (PKW), z których wynika, iż „węgiel przeznaczony dla odbiorców indywidualnych stanowi 20–25 proc. jego produkcji, a pozostała część to produkty przeznaczone dla energetyki”.
W roku 2023 należące do PKW kopalnie wydobyły ok. 4,5 mln t węgla. Wówczas cena jednej tony węgla, według wyliczeń GUS wynosiła średnio 2137,88 zł. W tym roku wydobycie węgla w kopalniach PKW prawdopodobnie utrzyma się na podobnym poziomie, ale średnia cena tony węgla waha się w przedziale 1100-1300 zł.
Perzyński zauważa, iż „na rynku pozostaje luka, której nie są w stanie pokryć krajowe kopalnie” w związku z czym Polska jest skazana na import „czarnego złota” m. in. z Kazachstanu i Kolumbii. „Przy obecnych warunkach zapotrzebowanie na węgiel opałowy z importu sięgnie w tym sezonie grzewczym ok. 2 mln ton”, czytamy.
Zgodnie z wyliczeniami analityków Forum Energii tylko w ambitnym scenariuszu transformacji energetycznej same dopłaty do wydobycia węgla wyniosą między 31 a 83 mld zł tylko do 2040 r. „Wsparcie górnictwa, żeby utrzymać obietnice sprzed trzech lat będzie jednak kosztować więcej. Wydobyty węgiel trzeba na bieżąco zużywać, co oznacza konieczność finansowego wsparcia elektrowni i elektrociepłowni, które od dawna nie zarabiają na generacji z węgla. Do tego dochodzą odprawy i wcześniejsze emerytury dla górników. Konieczne będzie wsparcie zamykania kopalń i rekultywacji terenów pogórniczych”, czytamy w analizie cytowanej przez „DGP”.
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”
TG