„W Polsce, o dziwo, sprawa anulowania pierwszej tury wyborów prezydenckich przez rumuński Trybunał Konstytucyjny przeszła niemal bez echa. Szkoda. Było to bowiem najpoważniejsze naruszenie reguł demokratycznych od kilkudziesięciu lat”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Paweł Lisicki.
Publicysta przypomina, jak Calin Georgescu – triumfator pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii, którego zwycięstwo anulował tamtejszy sąd – był opisywany przez zachodnie media. „Calin Georgescu – bardzo mało znany kandydat z TikToka o skrajnie prawicowych, prorosyjskich i ezoterycznych poglądach”, poinformowało „Deutsche Welle”.
Dalej Lisicki przywołuje „tajemniczy raport przygotowany ponoć przez ukraińskie służby specjalne”. Z zawartych w nim treści wynika, iż filmiki Georescu na TikToku miały być przygotowywane przez bliżej nieokreślone siły rosyjskie. I co? I w oparciu o tak niejasne zarzuty unieważniono pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii.
„Żaden z publicznie dostępnych raportów nie dowodzi tezy Trybunału, a mianowicie, iż dwadzieścia kilka procent głosów, które zdobył pan Georgescu, było wynikiem oglądania TikToka. Gdyby uznać rozumowanie rumuńskich sędziów za poprawne, należałoby pozbawić prawa głosu jedną piątą społeczeństwa, ogłaszając, iż są to osoby niepełnosprawne umysłowo”, podkreśla redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”.
„Tym, co w całej sprawie najbardziej mnie niepokoi, jest możliwy wpływ łamania zasady demokratycznej w Rumunii na inne państwa Europy, w tym na Polskę. W tym kontekście wyjątkowo osobliwie brzmiały słowa ministra Tomasza Siemoniaka, który komentując sytuację w Rumunii, wspomniał o takiej zmianie prawa, która uniemożliwi zwycięstwo nieodpowiedniego kandydata na prezydenta w Polsce”, podsumowuje Paweł Lisicki.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG