Gdy socjologowie dumnie prezentują wyniki swoich badań, rzadko wspominają o jednym: iż ludzie często mówią im to, co chcą usłyszeć. Reszta to już tylko interpretacja, często podyktowana ideologicznym zamówieniem. Ale prawdziwy obraz społeczeństwa nie mieści się w ankietach. Pęka, uwiera i sączy się przez złość, rozczarowanie i cynizm – szczególnie wtedy, gdy dotyczy kwestii moralności.
Marcin Król, w jednej ze swoich ostatnich książek, przekonywał, iż duchowa zapaść Zachodu zaczęła się od kompromitacji Kościoła. Miał też nadzieję, iż powstanie nowy, świecki system wartości – zbudowany na rozsądku, sumieniu i współczuciu. Cóż, jak pokazała rzeczywistość, był w błędzie. Miejsce chrześcijańskiego etosu, zamiast zostać wypełnione czymś szlachetnym, zostało przejęte przez jego zdegenerowaną wersję: bezduszną, bezrefleksyjną i kompletnie wyzutą z zasad. W miejsce religijnego hipokryty pojawił się amoralny cwaniak w patriotycznym krawacie, który mówi ludziom dokładnie to, co chcą usłyszeć — a potem okrada ich z resztek wstydu. I to działa. Przez lata prawicowi politycy mogli kraść, kłamać i manipulować – a mimo to poparcie nie tylko nie słabło, ale często rosło. Afery? Przestępstwa? Niemoralność? Tłumaczono je brakiem wiedzy wyborców, ich traumami, pogardą elit. Ale to już nie wystarczy.
Bo nie chodzi o elity. Nie chodzi o Jandę, Kozidrak, Stuhra, ani żadnego domniemanego „libka z Warszawy”. Chodzi o coś znacznie prostszego i znacznie bardziej niebezpiecznego: wielu ludzi po prostu chce głosować na łajdaków. Na tych, którzy są agresywni, mściwi, pozbawieni skrupułów. Bo ci ludzie ich reprezentują. Bo pozwalają żyć bez refleksji, bez wstydu, bez moralnych wątpliwości. Bo ułatwiają wybór: swój–obcy, my–oni, Polska–libek. Nie, nikt nie gardzi nikim z powodu pochodzenia czy braku dyplomu. Ale trudno nie gardzić wyborami, które stawiają do władzy ludzi jak Mejza, Bąkiewicz czy Matecki. Trudno nie czuć gniewu, gdy kolejne stanowiska dostają ci, którzy zarabiali na chorych dzieciach, którzy bronili pedofilów w sutannach, którzy usprawiedliwiali przemoc i pogardę. Trudno przełknąć, iż społeczeństwo wybrało kogoś, kto ma zapewnić tym ludziom bezkarność. Bo to nie są wybory polityczne — to wybory kulturowe.
To nie elity wami gardzą. To wy bronicie tych, którzy was okłamują. To wy żyjecie w świecie, gdzie rasizm, homofobia i nacjonalizm nie są już wstydem — są powodem do dumy. Gdzie można bez oporu mówić o strzelaniu do uchodźców, wieszaniu sędziów, „dojeżdżaniu lewaków”, a potem grzecznie modlić się na Jasnej Górze. Gdzie dzieci posłanek są szczute, a ci, którzy molestują, mają swoich adwokatów w koloratkach.
Nie ma już co zasłaniać się fałszywym patriotyzmem i wydmuszkową religijnością. To nie elity, to nie Zachód, to nie lewactwo was stłamsiło. To wy sami wybraliście ten system. I jeżeli komuś naprawdę potrzeba „pogardy elit”, żeby zagłosować na moralne dno — to proszę bardzo. Pogarda się znajdzie. Bo za takie wybory naprawdę warto gardzić.